Robotnicy jakoś nie okazali się zbyt wyrywni w okazywaniu wdzięczności działaczom KOR za to, co ci dla nich zrobili. Ciekawe dlaczego?
Minęła 45 rocznica powstania Komitetu Obrony Robotników, wsławionego pomocą dla represjonowanych uczestników protestów w Radomiu i Ursusie. Przy tej okazji nie pierwszy raz pojawiła się kwestia podziękowań dla KOR-u – zdecydowanie niewystarczających, zdaniem części działaczy i sympatyków Komitetu. Bo jeśli nawet im dziękowano, to jakoś tak zdawkowo, za mało serdecznie, niezbyt wylewnie…
Niedostateczną żarliwością podziękowań, niektórzy działacze KOR czuli się boleśnie dotknięci już podczas I Zjazdu NSZZ Solidarność w 1981 r., kiedy to – o zgrozo – uczestnicy zjazdu ośmielili się dyskutować nad projektem uchwały dziękczynnej dla KOR, zamiast od razu radośnie przyjąć ją przez aklamację. Oczywiście I Zjazd Solidarności w końcu przyjął uchwałę dziękującą KOR-owi, zgłoszoną zresztą przez delegata z Radomia, ale niesmak pozostał – i trwa już 40 lat, jak na przykład u działacza KOR pana Sergiusza Kowalskiego, który w Gazecie Wyborczej pisze o „ówczesnej gorszącej sytuacji” na I Zjeździe Solidarności, konstatując, iż: „KOR nie ma szczęścia do podziękowań „.
Stwierdza on, że KOR-owcy „w oczach wielu solidarnościowców byli podejrzani”. I od razu jednoznacznie odpowiada, o co: „O to, że „nie nasi”, jacyś inteligenci, może Żydzi”. Jego zdaniem, w ten sposób ujawniło się: „najgorsze oblicze Polski – od ONR przez moczarowską partię po silny nurt w Solidarności”.
Pan Kowalski dyskretnie nie wspomina, iż I Zjazd Solidarności przecież uchwalił podziękowania dla KOR w wersji zaproponowanej przez delegata z Radomia. Zapewne to mu nie pasuje do reszty narracji, z której wynika oczywiście, że to długa tradycja polskiego antysemityzmu zablokowała należne KOR-owi podziękowania. Coś nienajlepsze zdanie o robotniczych głównie uczestnikach zjazdu „S” ma ten działacz Komitetu Obrony Robotników…
Tak na marginesie: wydaje się, że za udzielone dobro zwykle dziękują ci, którzy to dobro odczuli, zostali czymś obdarowani, udzielono im pomocy – a więc w tym przypadku, byliby to robotnicy z Radomia i Ursusa. Tyle, że poza wspomnianą uchwałą zgłoszoną przez delegata z Radomia, robotnicy jakoś nie byli zbyt wyrywni w składaniu podziękowań działaczom KOR. Ani w przeszłości, ani już w wolnej Polsce. Jakby nie odczuwali potrzeby wyrażenia swojej wdzięczności w stopniu satysfakcjonującym tych działaczy. Ciekawe dlaczego? Natomiast sami działacze Komitetu wielokrotnie opowiadali o swym poświęceniu, ryzyku, represjach na jakie się narażali, gdy nosili pomoc i wsparcie potrzebującym robotnikom.
Co gorsza, ta czarna karta niewdzięczności dziejowej bynajmniej nie odmieniła się po latach. Okazuje się bowiem, że i teraz zdarzają się jeszcze tacy, którzy mają czelność uchylać się od imperatywu kategorycznego (by posłużyć się Kantem), nakazującego złożenie podziękowań KOR-owi. Otóż poseł PiS Marek Suski, jak pisze pan Sergiusz Kowalski: „na posiedzeniu sejmowej komisji kultury, z uchwały poświęconej 45 rocznicy powstania KOR-u wygumkowuje korowców, a wstawia JPII” (zapewne panu Kowalskiemu chodzi o papieża Jana Pawła II”). „Przeżyć to samo dwa razy to doprawdy przesada” – stwierdza pan Kowalski, który jak widać wciąż przeżywa, niedostateczny jego zdaniem entuzjazm, wyrażony 40 lat temu dla uchwały dziękującej KOR-owi. Pociesza go jednak nadzieja, że: „szybko zapomnimy o takich jak Suski” i zostaną oni zmieceni w niepamięć.
I nie ma tu znaczenia, że jakiś zawistnik mógłby powiedzieć, że przecież w wolnej ojczyźnie już doceniono poświęcenie działaczy KOR. Powierzano im wysokie stanowiska państwowe, nagradzano zaszczytnymi odznaczeniami, opisywano w książkach, w miastach są ronda im. Komitetu Obrony Robotników. Jak widać, podziękowań jednak nigdy dosyć.