Darmowe porady prawne stanowią w Polsce fikcję, dostępną dla nielicznych.
Olbrzymia sieć – mizerne efekty. Tak można podsumować pierwsze półtora roku działania systemu nieodpłatnej pomocy prawnej, świadczonej obywatelom.
Teoretycznie, powinien on funkcjonować doskonale. Na terenie każdego powiatu w Polsce istnieje bowiem od 1 stycznia ubiegłego roku punkt nieodpłatnej pomocy prawnej. W sumie powstały w Polsce 1524 takie placówki. Porad udzielają w nich adwokaci, radcy prawni, przedstawiciele organizacji pozarządowych.
Chcieli dobrze, wyszło jak zwykle
Całe to darmowe poradnictwo wykorzystywane jest jednak na bardzo niskim poziomie. Obliczono, że z bezpłatnej pomocy korzysta zaledwie od 2 do 3 proc. wszystkich uprawnionych. Rodzi to przypuszczenie, że w rzeczywistości świadczona tam pomoc prawna, za którą płaci budżet czyli każdy z nas, jest nader iluzoryczna.
Dlaczego funkcjonująca od półtora roku sieć poradni nie cieszy się przewidywanym wcześniej zainteresowaniem Polaków? Debatę, mająca znaleźć odpowiedź na to pytanie, zorganizowała Najwyższa Izba Kontroli. Okazało się, że powodów, przedstawionych przez ekspertów (z biura Rzecznika Praw Obywatelskich, Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka, Fundacji Uniwersyteckich Poradni Prawnych, a także resortu sprawiedliwości, Instytutu Spraw Publicznych oraz z środowisk naukowych, adwokackich i radcowskich) jest wiele.
Polski system darmowej pomocy prawnej ma szereg mankamentów. To przede wszystkim zbyt wąska grupa osób, mających prawo do skorzystania z tej, finansowanej przez państwo pomocy.
Płacą im za samą gotowość
Brakuje też wstępnej selekcji problemów i „dopasowania” ich do dyżurujących prawników. Niezależnie od stopnia trudności problemu, z którym zgłasza się obywatel, w punkcie nieodpłatnej pomocy prawnej doradza mu prawnik z identycznymi kwalifikacjami.
Nie ma też minimalnych choćby standardów świadczonych usług – więc porady niekiedy mogą być po prostu udzielane w sposób niekompetentny.
Prawnicy dyżurujący w poradniach są poza tym opłacani za gotowość, a nie za faktyczne udzielanie porad. Wolą więc oczywiście poświęcać na te porady jak najmniej swojego czasu
Najważniejsze jest jednak to, że bezpłatne poradnictwo prawne w naszym kraju dostępne jest tylko dla nielicznego grona wybranych.
Pomagać tak, aby nie pomóc
Zgodnie z obecnymi przepisami, z bezpłatnej pomocy prawnej mogą korzystać osoby do 26 lub po 65 roku życia, posiadające Kartę Dużej Rodziny, otrzymujące świadczenie z pomocy społecznej, kombatanci i weterani, zagrożeni lub poszkodowani katastrofą naturalną, klęską żywiołową lub awarią techniczną.
Tak więc, ogromna większość społeczeństwa w wieku od 26 do 65 lat jest wykluczona z grona osób mogących uzyskać darmową pomoc prawną.
Ograniczony jest także zakres udzielanej pomocy. Nie można na przykład poprosić o pomoc w napisaniu pisma procesowego.
Na to, że tak wąski jest krąg osób uprawnionych do skorzystania z bezpłatnej pomocy prawnej oraz zakres świadczonego poradnictwa, wpłynął lobbing środowisk prawniczych.
Prawnicy są bowiem z założenia przeciwni takiej pomocy. Godzi ona w ich interesy, gdyż może ona ograniczyć grono klientów kancelarii radcowskich i adwokackich.
Chodziło im więc o stworzenie przepisów, które niby taką bezpłatną pomoc zaoferują, aby Unia Europejska się nie czepiała, ale w rzeczywistości ograniczą ją do minimum. I to się świetnie udało.
Dziś jest coraz więcej głosów, by o możliwości skorzystania z darmowego poradnictwa prawnego decydowało tylko kryterium dochodowe. Nikt jednak w istocie nie jest zainteresowany taką zmianą – oczywiście z wyjątkiem niezamożnych ludzi, którzy muszą wydawać pieniądze na prawników.