Żadna władza w Polsce nie zrezygnowała i nie zrezygnuje z zaprzęgania szefów spółek z udziałem Skarbu Państwa do realizowania różnych, niekoniecznie gospodarczych zadań, na których zależy rządzącym.
Rząd przyjął projekt ustawy, zmieniający zasady wynagradzania członków zarządów i rad nadzorczych spółek z udziałem Skarbu Państwa, a także jednostek samorządu terytorialnego oraz innych państwowych i komunalnych osób prawnych.
Wobec wszystkich tych osób nie będą stosowane przepisy dotychczasowej „ustawy kominowej”.
Przejrzystość tylko pozorna
Rada Ministrów chwali się, że „nowe rozwiązania zapewnią przejrzyste, jednolite i sprawiedliwe zasady wynagradzania członków zarządów i rad nadzorczych we wszystkich spółkach oraz przyczynią się do profesjonalizacji kadr menedżerskich”. Chodzi tu przede wszystkim o zmiany sposobu ustalania wysokości zarobków kadry zarządzającej.
Wspomniana przejrzystość ma zostać zapewniona w ten sposób, że zasady kształtowania wynagrodzeń członków zarządów będą określane w uchwale walnego zgromadzenia danej spółki i będą jawne (aczkolwiek jest to zmiana o tyle pozorna, że jawność zasad kształtowania wynagrodzeń nie oznacza oczywiście jawności samych wynagrodzeń).
Zarobki kadry zarządzającej zależeć będą od wielkości spółki i skali prowadzonej działalności, a tym samym ponoszonej odpowiedzialności. Nie jest to jednak żadna nowość, bo w wielkich spółkach płace kierownictwa zawsze są wyższe niż w mniejszych.
„Przewidziano motywacyjny charakter wynagradzania, zakładający premiowanie menedżerów aktywnych, skutecznie budujących wartość spółki” – stwierdza Rada Ministrów. To także jest oczywista oczywistość, bo i dziś szefowie aktywni, podwyższający wartość firm otrzymują z reguły wyższe premie.
Część stała i zmienna
Nowością jest natomiast przyjęcie przez projekt generalnej zasady, że wynagrodzenie całkowite członka zarządu będzie składało się z określonej części stałej, stanowiącej miesięczną płacę podstawową, oraz z części zmiennej, stanowiącej wynagrodzenie uzupełniające za rok obrotowy spółki.
Część stała miesięcznej pensji członka zarządu będzie zależeć od wartości aktywów firmy, osiąganych przez nią przychodów i wielkości zatrudnienia.
Część zmienna – od poziomu realizacji tak zwanych celów zarządczych. Mogą to być np. osiągnięcie odpowiedniej wielkości produkcji albo sprzedaży; zmniejszenie strat, obniżenie kosztów prowadzonej działalności; stopień spełniania przez spółkę misji lub zadań publicznych; dobra realizacja planu restrukturyzacji czy inwestycji, ze szczególnym uwzględnieniem skali działania, stopy zwrotu, poziomu innowacyjności, przestrzegania terminów.
Wynagrodzenie uzupełniające, mogące stanowić od 50 do 100 proc części stałej, ma przysługiwać dopiero po zatwierdzeniu sprawozdania zarządu z działalności spółki oraz sprawozdania finansowego za ubiegły rok obrotowy oraz udzieleniu absolutorium przez walne zgromadzenie.
Zapora dla oszustów
Projekt zakłada, że wysokość odprawy dla członków zarządu nie będzie mogła być wyższa niż trzykrotność części stałej wynagrodzenia, i to pod warunkiem pełnienia przez członka zarządu funkcji przez okres co najmniej dwunastu miesięcy. To ważne ograniczenie mogące zapobiec powszechnemu dziś wyprowadzaniu pieniędzy ze spółek przez członków zarządu pod postacią gigantycznych odpraw.
Innym sposobem drenowania spółek są ogromne pieniądze pobierane z tytułu odszkodowania za zakaz konkurencji. To jest już w Polsce ewidentna, wieloletnia lipa prawna, służąca jedynie nieuzasadnionemu napychaniu kieszeni menadżerów. Projekt zamierza ograniczyć ten proceder, wprowadzając przepis, iż zakaz konkurencji może być ustanowiony jedynie na okres maksymalnie sześciu miesięcy, pod warunkiem, że członek zarządu pełnił swoją funkcję przez co najmniej trzy miesiące. Nie będzie możliwe zawarcie umowy o zakazie konkurencji już po rozwiązaniu lub wypowiedzeniu umowy o pełnienie funkcji członka zarządu (co dziś się jeszcze zdarza).
Zakaz konkurencji ma być realny, a jeśli zostanie naruszony, to członek zarządu będzie musiał zapłacić karę umowną spółce z którą się pożegnał (nie mniejszą niż pełne odszkodowanie przysługujące za cały okres zakazu konkurencji).
Powinny skończyć się też dotychczasowe kokosy likwidatorów spółek. Ich wynagrodzenie będzie bowiem wynosić połowę zasadniczego wynagrodzenia członka zarządu. Dopiero jeśli zakończa likwidacja zgodnie z harmonogramem, przysługiwać im będzie premia.
Projekt ustawy wprowadza również mechanizm, który wiąże wynagrodzenie członków rad nadzorczych z wielkością spółki i skalą prowadzonej działalności. Ich zarobki mają „uwzględniać realny nakład pracy” – czyli zależeć będą od pełnienia określonych funkcji w radzie nadzorczej oraz uczestnictwa w jej komitetach.
Fikcja ustawy kominowej
Wszystkie te przepisy brzmią dosyć racjonalnie. Rzeczywiście, powinny one ograniczyć, rosnące dziś w najlepsze, kominy płacowe, których nie obcięła „ustawa kominowa”.
Jej fikcja polega na tym, że z jednej strony wyznaczała ona maksymalną wysokość wynagrodzeń prezesów spółek państwowych i samorządowych, a z drugiej, dopuszczała nieograniczone dorabianie w radach nadzorczych spółek zależnych oraz pozwalała na zawieranie kontraktów menedżerskich, do których nie stosowano limitów wynagradzania. W rezultacie brak było jakiejkolwiek kontroli nad składnikami wynagrodzenia członków zarządów i jego wysokością.
Istotną wadą „ustawy kominowej” jest też brak skutecznego powiązania zarobków kadry menedżerskiej z wynikami spółki. Projekt nowej ustawy to zmienia.
Business Centre Club, organizacja skupiająca przede wszystkim kadrę zarządzającą spółek, a więc osoby zainteresowane nowymi przepisami o kształtowaniu wynagrodzeń, przygotowała opinię na temat projektu ustawy o zasadach kształtowania wynagrodzeń osób kierujących niektórymi spółkami.
Opinia wskazuje, że projekt likwiduje problemy związane z osławioną „ustawą kominową”, która działa nieefektywnie i zachęca do omijania prawa. Według BCC atutem projektu jest przede wszystkim zaniechanie fikcji niskiego, regulowanego wynagrodzenia zarządów firm państwowych i samorządowych, polegającej na powierzaniu im dodatkowo dobrze płatnych stanowisk w spółkach podległych lub zatrudnianiu na kontraktach menadżerskich. „Bardzo dobrym, pobudzającym menadżerów do aktywności biznesowej jest również rozwiązanie polegające na obligatoryjnym podziale ich wynagrodzenia na część stałą i część zmienną, stanowiącą od 50 aż do 100 proc płacy stałej” – stwierdza BCC.
Kłopoty z misją
Jest jednak jeden zapis budzący sprzeciw BCC. Chodzi o to, że wśród czynników uzależniających wypłatę części zmiennej wynagrodzenia znalazł się stopień spełniania przez spółkę misji publicznej lub zadań publicznych.
Zdaniem BCC, jest to „całkowicie nieekonomiczna i niemierzalna przesłanka określania wysokości wynagrodzenia, umożliwiająca skierowanie wysiłków zarządów firm na realizację celów, które nie zawsze zgodne są z dobrem samej spółki, a służą celom politycznym”. Może to być również uczestniczenie w przedsięwzięciach nie dających stosownego zwrotu kapitału nawet w długim okresie, lub finansowanie różnych pomysłów rządu zupełnie nie związanych z działalnością spółek.
Wydaje się, że ta ocena BCC trafia w sedno problemu, bo rzeczywiście, zapis o misji i celach publicznych będzie najprawdopodobniej służył takim właśnie celom.
Ale po pierwsze, także i w przeszłości wielkie firmy z udziałem Skarbu Państwa ewidentnie spełniały rozmaite, nieopłacalne gospodarczo, cele polityczne ekip rządzących. Po drugie zaś – trudno sobie wyobrazić, by Prawo i Sprawiedliwość zechciało zrezygnować z uzależniania zarobków kierowników spółek państwowych od wypełniania przez nich misji i zadań publicznych, wyznaczonych im przez władzę.