Smog wciąż straszy i dusi. Kiedy nastąpi ten dzień, gdy wreszcie odetchniemy w Polsce pełną piersią, nie bojąc się przy tym o swoje zdrowie ?
Rządzący przekonują, że rozprawimy się ze smogiem w 2029 r., gdy z polskiego krajobrazu znikną dymiące kominy i przydomowe kotły, w których spalany jest opał fatalnej jakości. Jeszcze więksi optymiści uważają, że czyste powietrze – zwłaszcza w miastach – poczujemy już w 2025 r., gdy po polskich drogach jeździć będzie, zapowiadany przez premiera Mateusza Morawieckiego, milion aut elektrycznych.
Ponieważ jednak tych aut elektrycznych nie będzie, więc i zapowiedzi ograniczenia zatruwania powietrza do 2025 r trzeba między bajki włożyć – tak jak i inne opowieści premiera Morawieckiego.
Potrzebne są systemowe reformy, a na pewno zmiany, szybko i na masową skalę, muszą nastąpić zwłaszcza w budownictwie i transporcie. Pytanie jak należałoby projektować nowoczesne budynki, by zaoszczędzić surowce, oferować nieruchomości atrakcyjne cenowo, a do tego nie obciążać klimatu poprzez nieefektywne zarządzanie energią i jej nadmierne zużycie? .
Niestety zwłaszcza te ostatnie zjawiska są normą w wielu starych budynkach, które nazwać można „wampirami energetycznymi”. Co drugi budynek wielorodzinny w Polsce ma statystycznie 40 lat lub więcej. One zużywają kilkukrotnie więcej energii od nowobudowanych, w których coraz częściej stosujemy nowoczesne i niskoemisyjne rozwiązania, by zapewnić energię (np. pompy ciepła, ogrzewanie energetyczne). To już zupełnie inny standard, nie tylko indywidualnego komfortu, ale również technologii.
Jak mówi Konrad Płochocki, dyrektor generalny Polskiego Związku Firm Deweloperskich, najgorszy budynek jaki moglibyśmy wybudować zgodnie z obecnymi przepisami i stale podwyższającymi się normami dla budownictwa jest o niebo lepszy, od tych z zamierzchłych czasów, które zużywają aż 5 razy więcej energii do ogrzania.
Podobną, równie radykalną dysproporcję widać też na przykładzie emisji dwutlenku węgla. Jak wiadomo, w obecnym stężeniu w atmosferze nie jest to żaden trujący gaz czy pył. Jednakże, wedle wskazań większości instytucji międzynarodowych i rządów państw, należy dążyć do tego, by wypuszczać w powietrze coraz mniej dwutlenku węgla.
Stumetrowe mieszkanie wybudowane dziś, generuje pięć ton CO2 rocznie. To dużo – ale w starym, nieocieplonym budownictwie, takie mieszkanie emituje ponad 27 ton dwutlenku węgla rocznie. To o tyle ważne, że budownictwo zużywa około 50 proc. wytwarzanej na świecie energii, a przez to uczestniczy w emisji CO2 – którą to emisję, zgodnie z panującymi obecnymi trendami, trzeba zredukować w nadchodzących latach.
Szacuje się, że w ciągu najbliższych 20 lat odsetek zużycia energii przez budownictwo wzrośnie do prawie 80 proc, co sprawi, że jeszcze trochę a większość energii elektrycznej będzie konsumowana właśnie przez budynki.
Ubocznym, nieoczekiwanym skutkiem tego procesu może być to, że ceny za metr kwadratowy mieszkania wzrosną. Jak bardzo? Wiele zależy od źródła zasilania.
Gdy dachy mają zintegrowaną fotowoltaikę, to przy użyciu mniejszej ilości materiału produkuje się więcej energii niż w konwencjonalnych rozwiązaniach. Dzięki temu można osiągnąć niski tzw. ślad węglowy. Ilość prądu produkowana przez taki dach wystarcza nie tylko na ogrzewanie i zasilenie wszystkich sprzętów, ale również pozwala zasilić samochód elektryczny w garażu.Takie rozwiązanie oczywiście kosztuje – ale przy dużej ilości słonecznych dni potrafi się spłacić w ciągu 3,5 roku.
Bardzo ważne jest wygranie wojny ze starymi kotłami. Pyły zawieszone, smog czy benzoapiren są znacznie większym niebezpieczeństwem niż emisja dwutlenku węgla. Jeszcze do niedawna trujące pyły stanowiły największe zagrożenie dla mieszkańców Śląska lub Krakowa. Dziś, po pięciu latach latach rządów PiS, negatywny wpływ tych zanieczyszczeń powietrza na zdrowie, długość i jakość naszego życia oraz na gospodarkę jest widoczny już chyba w całym kraju. Przekroczenia emisji w sezonie grzewczym stały się w Polsce codziennością.
Według statystyk Światowej Organizacji Zdrowia oraz Komisji Europejskiej, w naszym kraju z powodu zanieczyszczeń powietrza przedwcześnie umiera około 45 tys. osób rocznie. To kilkanaście razy więcej niż ginie w wypadkach samochodowych. Koszty zdrowotne związane np. z leczeniem chorób wywołanych wdychaniem zanieczyszczonego powietrza czy ze stratą dochodów podczas przebywania na zwolnieniach lekarskich, kosztują Polskę co roku od 13 do 30 mld euro. W przeliczeniu na mieszkańca, każdy z nas dopłaca od 300 do 800 euro rocznie do tego rachunku kosztów smogu. W rezultacie, wielu mieszkańców naszego kraju cierpi z powodu ubóstwa energetycznego.Życie w ubóstwie energetycznym to nic innego jak życie w domu, który jest „wampirem energetycznym”. Mieszkające w takich domach osoby w sezonie grzewczym potrafią dużą część swoich dochodów przeznaczać na to, by zapewnić sobie komfort termiczny – mówiła, dość ogólnikowo, Hanna Uhl, dyrektor departamentu Gospodarki Niskoemisyjnej w Ministerstwie Rozwoju podczas niedawnego krajowego „szczytu klimatycznego” TOGETAIR 2020 w Warszawie.
O jaką konkretnie część dochodów może chodzić? Wedle definicji przyjętych w Wielkiej Brytanii, mamy do czynienia z ubóstwem energetycznym, kiedy na zapewnienie sobie ogrzewania obywatel przeznacza więcej, niż 10 proc. swojego domowego budżetu. Szacuje się, że w Polsce na ubóstwo energetyczne cierpi ponad 12 proc. mieszkańców naszego kraju – zwłaszcza na terenach wiejskich i w małych miejscowościach, gdzie ten odsetek rośnie do około 20 proc.
Rząd PiS wielokrotnie zapowiadał programy wsparcia na rzecz redukcji niskiej emisji. Chodzi głównie o mający teoretycznie wartość 103 mld zł program Czyste Powietrze. Miał on pozwolić na gruntowną termomodernizację i wymianę źródeł ciepła w 3 mln domów jednorodzinnych. Drugi podobny program to program Stop Smog dedykowany osobom ubogim. Oba te programy jeszcze nie przyniosły efektów i pozostają głównie w sferze zamierzeń, mając przede wszystkim wymiar propagandowy. Podobno w niedalekiej przyszłości ma się to zmienić.
Prace nad reformą programu Czyste Powietrze są kontynuowane, jego „druga wersja” jest pełna uproszczeń, które skracają czas niezbędny na rozpatrzenie wniosku. Ponad 600 gmin włączyło się we współpracę z wojewódzkimi funduszami ochrony środowiska – mówiła w trakcie TOGETAIR Agnieszka Sosnowska, dyrektor departamentu Ochrony Powietrza i Polityki Miejskiej w Ministerstwie Klimatu. Być może silne, finansowe zaangażowanie samorządów gminnych spowoduje, że zabiegi o czyste powietrze nabiorą w Polsce większej skuteczności. Ale to już nie będzie zasługą żadnych centralnych, rządowych programów.
Dyr. Sosnowska zapowiedziała też, że trwają prace – wspólnie z Ministerstwem Rozwoju -nad nowelizacją ustawy o wspieraniu termomodernizacji i remontów, gdzie szczególnej trosce mają być poddane osoby ubogie energetycznie. Będą one mogły uzyskać większe wsparcie. „Nowe przepisy miały być gotowe przed wakacjami” – podkreśliła dyrektor. Ta ustawa jest zresztą w kółko nowelizowana przez PiS, a na początku lipca weszła w życie nowelizacja przyjęta w maju.
Nadal w Polsce istnieje więc, nomen omen, paląca potrzeba skutecznego i szybkiego zmodernizowania milionów nieruchomości, które wciąż ogrzewane są starymi kotłami na węgiel najgorszej jakości, a do tego przepuszczają wiele energii na zewnątrz, co zmusza mieszkańców, by zużywali więcej paliwa na zapewnienie sobie komfortu termicznego. I dlatego „termomodernizacja”, czyli wymiana okien, drzwi, ocieplenie budynku i wykorzystanie nowoczesnych materiałów, by zachować jak najwięcej energii wewnątrz, o której w Polsce mówi się od ponad 40 lat, ciągle jest aktualnym tematem.
Tzw. zeroemisyjne budownictwo to w naszym kraju sfera bardzo dalekiej i mało realnej przyszłości. A przecież smog w Polsce nie pochodzi tylko z sektora budownictwa. Bardzo poważnym źródłem zanieczyszczeń jest transport, czyli pojazdy spalinowe.
W polskich miastach na 1000 mieszkańców przypada obecnie więcej aut niż w wielu miastach Europy Zachodniej. Dodatkowo są to często pojazdy stare i emitujące bardzo duże ilości zanieczyszczeń, odpowiadające za bardzo dużą część całkowitej emisji pyłu zawieszonego. Motoryzacja jest też głównym źródłem tlenków azotu oraz całej gamy tzw. lotnych substancji organicznych.
– Z badań, które przeprowadziliśmy na obecność tlenków azotu na ulicach Warszawy i Krakowa, wynika, że nie ma właściwie punktu,w którym normy tlenku azotu nie były przekroczone – informuje Bartosz Piłat, ekspert Polskiego Alarmu Smogowego. Przeświadczeniu o szkodliwości pojazdów spalinowych nieco przeczą jednak badania przeprowadzone w czasie pandemii, gdy Polacy przesiedli się z tramwajów i autobusów do samochodów. Okazało się bowiem, że nie wzrosło z tego powodu zanieczyszczenie powietrza w większych miastach.
Ekspert PAS zwraca jednak uwagę, że oprócz tego, co wylatuje z rur wydechowych, mamy też do czynienia z pyłem pochodzącym ze startych opon i klocków hamulcowych. Problemem jest również ruch tranzytowy – samochody ciężarowe przeciskające się przez polskie miasta i miasteczka, stare ciężarówki, których tak wiele jeździ po naszych drogach oraz maszyny budowlane.
Podobnie jak w przypadku tzw. niskiej emisji, obecnie, pod rządami PiS nie ma wpolskim prawie praktycznie żadnych przepisów, które umożliwiałyby skuteczną walkę zanieczyszczeniami powodowanymi przez motoryzację. Odpowiedzią na powszechną „samochodozę” i nadmiar spalin, a także kołem zamachowym polskiej gospodarki i szansą na cywilizacyjny skok do krajów najbardziej rozwiniętych i innowacyjnych miała być elektromobilność. Najwyższy czas jednak, aby zapomnieć o wizjach miliona aut elektrycznych na polskich drogach w 2025 r.
Mimo to, przedstawiciele rządu PiS, nie chcąc otwarcie przyznawać się do klapy progamu elekromobilności, próbują wciąż robić dobrą minę do złej gry.
Ja jestem dużym optymistą, widząc rozwój technologii w Europie i na świecie, szczególnie technologii elektrycznych, ale też ogniw wodorowych. Myślę, że możemy być mile zaskoczeni, gdy rzeczywistość wyprzedzi nasze plany i osiągniemy znaczące przyspieszenie, tak jak mamy dziś z fotowoltaiką, która mimo pandemii spektakularnie się rozwija – powiedział wiceminister Ireneusz Zyska, pełnomocnik rządu ds. odnawialnych źródeł energii w Ministerstwie Klimatu. Pełnomocnik obiecał też, że „już wkrótce” uruchomiony zostanie nabór wniosków w trzech nowych rządowych programach, które mają w założeniu wesprzeć rozwój elektromobilności.
– Jednym z nich jest „Zielony Samochód”, który zapewni dofinansowanie do zakupu ekologicznego auta osobowego dla osób fizycznych. Dofinansowanie będzie na poziomie 18,5 tys. zł, a cały budżet programu to ponad 37,5 mln zł. Drugi program zapewni dofinansowanie do zakupu elektrycznego samochodu dostawczego. Maksymalne wsparcie wyniesie do 70 tys. zł, a budżet programu to70 mln zł. Z kolei trzeci projekt to „Koliber –taxi dobre dla klimatu”, czyli nowy pilotażowy program Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej. W tym przypadku kwota dofinansowania do jednostkowego zakupu to 2,5 tys. zł, a cały budżet programu wyniesie 40 mln zł. – obiecywał wiceminister Zyska.
Wiadomo, że elektromobilność to nie kwestia mody lecz konieczność. Ale w Polsce – wciąż teoretyczna. Nie ma szans, byśmy wszyscy przesiedli się do aut elektrycznych. Mamy w Polsce miliony samochodów z napędem konwencjonalnym i co miesiąc napływa ich więcej (zwłąszcza starych) z krajów zachodnich. A przecież Polacy nie dadzą się przekonać do korzystania, z znacznie bardziej kosztownych pojazdów elektrycznych. Problemem jest więc zmniejszenie emisji w tych samochodach, które już są na drogach, zamiast opieranie się na imporcie nowych, drogich aut w pełni zeroemisyjnych.
-Niewątpliwie przyszłością jest elektromobilność. Czy jednak będzie ona oparta na wodorze, czy na akumulatorach jest już kwestią wtórną, bo dalej mówimy przecież o samochodach elektrycznych. Podejrzewam, że w przyszłości na każdy z tych napędów będzie miejsce. Podział zapewne będzie przebiegał po linii zapotrzebowania na energię. Innymi słowy, mniejsze pojazdy miejskie, skutery, hulajnogi czy motorowery będą pewnie zasilane bateriami. Natomiast ten największy transport, w którym paliwa potrzebujemy dużo, nie będzie mógł się obyć bez wodoru. Te trendy widać patrząc na politykę większości krajów Unii Europejskiej – mówi Jacek Smyczyński, dyrektor biura efektywności i optymalizacji produkcji w PKN Orlen.
Dodaje on, że dziś trudnością związaną z rozwojem elektromobilności jest podłączenie ładowarek do systemów elektrycznych, a nie samo ich zamontowanie, co jest relatywnie proste i tanie. Jednak jeżeli liczba aut elektrycznych będzie dynamicznie rosła, to przy obecnym stanie infrastruktury energetycznej możemy mierzyć się z ryzykiem potencjalnego blackoutu. Dlatego koniecznie jest, byśmy już dziś myśleli o konieczności modernizacji sieci i przygotowywali się na niezbędne inwestycje.
W każdym razie, zmiany, które czekają polską gospodarkę są nieuniknione. Restrukturyzacja będzie konieczna, bo produkcja i spalanie paliw kopalnych doprowadzi nas tylko do kryzysu klimatycznego. Zmniejszenie emisyjności poprzez stosowanie i rozwój nowoczesnych katalizatorów nie ochronią nikogo przed globalnym ociepleniem – choć może kontrolowane globalne ocieplenie miałoby także pewne dobre strony.