Skoro w 1920 r. zatrzymaliśmy czerwoną zarazę, to i dziś zatrzymamy pomór.
To ostatnie chwile sukcesów afrykańskiego pomoru świń w Polsce. Już niedługo groźna choroba będzie pokonana, a nasz kraj, tak jak w 1920 r. przed bolszewicką nawałką, tak i teraz stanie się skuteczną zaporą dla dalszego pochodu ASF.
Skąd ten optymizm? Ano stąd, że Ministerstwo Rolnictwa i Rozwoju Wsi podkreśliło właśnie, iż walka z pomorem świń jest priorytetem resortu. A skoro tak, trudno sobie wyobrazić, by ta walka, toczona pod nowym, światłym kierownictwem, mogła być przegrana.
Na razie resort wygrywa ją na papierze. Specjalna ustawa dotycząca zwalczania ASF doczekała się już trzeciego wydania, rozporządzenie o biologicznych metodach ochrony przed zarazą (czyli bioasekuracji) jest systematycznie nowelizowane, zaś poziom zabezpieczeń staje się w teorii coraz wyższy. Jeszcze tylko trzeba, aby to co zapisano, zostało zrealizowane.
Dotychczas niezbyt to wychodziło, a kosztowny program bioasekuracji okazał się wielką klapą i objął jedynie 6 proc. hodowli trzody. Zawiodła inspekcja weterynaryjna, zaś nadzór sprowadzał się do bezkrytycznego przyjmowania od powiatowych lekarzy weterynarii informacji o uznaniu kolejnych gospodarstw za osiągające najwyższy stopień ochrony. W rzeczywistości, ochrona była – i jest nadal – prawie żadna. Teraz jednak wszystko ma się zmienić na lepsze.