23 kwietnia 2024

loader

Autoportret mimowolny

Bronił się rękami i nogami Wiesław Myśliwski przed wywiadem-rzeką i z tej obrony wyszła książka „W środku jesteśmy baśnią” licząca ponad pół tysiąca stron.

Złożona została pod nadzorem autora ze szkiców pisarza i jego okolicznościowych wystąpień, wygłaszanych głównie przy okazji odbieranych nagród i honorów, a w drugiej części z wyboru udzielanych przez kilkadziesiąt lat wywiadów, w których odsłaniał coś z tajemnic swego warsztatu i deklarował się jako zwolennik pisarstwa partnerskiego.
To prawda, jak sugeruje we wstępie do tej księgi wydawca Jerzy Ilg, że można z niej przepisywać całe strony lapidarnych definicji i złotych myśli, które opisują, czym jest prawdziwa literatura. Trudno się powstrzymać od wypisywania z tej księgi aforyzmów trafnie ujmujących istotę rzeczy. Tylko dla smaku cytuję kilka z brzegu:
„Z pisaniem jest jak z miłością”.
„Profesjonalizm jest rodzajem nakazu”.
„Pisanie to wolność wyobraźni”.
„Tworzenie nie jest aktem stadnym, tylko skazaniem się na samotność”.
„Pisanie to wolność wyobraźni”.
A to wypisy tylko z jednej stronicy książki (dla niedowiarków podaję, że to strona 205), na której znalazłem te wszystkie złote myśli, a gwarantuję, że mógłbym wypisać jeszcze drugie tyle. Pisarz, który mówi niemal samymi aforyzmami, zasługuje na miano mędrca. Cóż, i mnie się trafił aforyzm.
Wiesław Myśliwski unika w tym obszernym wyborze wypowiedzi i wywiadów zwierzeń intymnych. Z punktu widzenia łowców sensacji jego życie wygląda na nudną równinę. Wprawdzie można by zaczepić się o trudne i biedne dzieciństwo, po przedwczesnej śmierci ojca, ale przecież szczęśliwy i wcześnie odkryty związek z przyszłą żoną i towarzyszką życia po dziś dzień był mu opoką w czasach niełatwych, kiedy oboje po studiach polonistycznych na KUL-u szukali swego miejsca w Warszawie. Ale znaleźli, także za wstawiennictwem dzielnej matki Wiesława Myśliwskiego, dawnej działaczki ZMW „Wici” – Myśliwski na dwa dziesięciolecia osiadł w Ludowej Spółdzielni Wydawniczej, gdzie wkrótce został kierownikiem redakcji literatury współczesnej ku obustronnej korzyści. Zresztą, jak to wielokrotnie podkreślał, zawsze pracował na etacie. Nigdy nie zdecydował się – decyzję podjął za niego upływ czasu i przejście na emeryturę – na pozycję wolnego strzelca czy też pisarza, żyjącego z pisania. Choć tak się z czasem stało za sprawą ogromnego powodzenia jego powieści, ale nigdy nie pracował pod presją konieczności, napiętych terminów i potrzeby zapewnienia rodzinie podstaw egzystencji. To dawał etat, pisarstwo było zajęciem dodatkowym, uprawianym niemal „na boku”. Warto też pamiętać, że debiutował Wiesław Myśliwski dość późno jako mężczyzna 35-letni („Nagi sad”, 1967) i ten jego debiut sprawił, że poważniej zajął się literaturą – Julian Przyboś obwieścił w „Życiu Warszawy”, że przybył polskiej literaturze pisarz, a jego opinia znaczyła wiele.
Dziennikarze, a nawet krytycy, bywało, że dworowali z autora, u którego bardzo długo legną się kolejne książki, niektórzy nawet wyliczali, że przez 10 lat. Myśliwski jednak zaprzecza. To prawda, że publikuje nowe powieści (i dramaty!) rzadko, ale przerwy nie oznaczają, że w okresie dzielącym opublikowanie poszczególnych powieści wytrwale wykuwa kolejne dzieło. Zawsze po napisaniu powieści musi wziąć dłuższy urlop. Musi odpocząć, jak powiada: musi mieć czas na życie. Pisarstwo to nie wszystko, są jeszcze książki do czytania, spacery, spotkania z przyjaciółmi. Także obowiązki autorskie, którym musi sprostać, choć obawia się, że jego własne komentarze do napisanych już powieści mogą okazać się nietrafne.
Po co pisze? W dziesiątkach rozmów publikowanych przez wiele lat na różnych łamach przewija się kilka motywów, ale może najważniejszy z nich to potrzeba samopoznania. Myśliwski uważa, że literatura umożliwia samopoznanie, i na dobrą sprawę jedynie to jest jej posłannictwem, bo może wniknąć w świat jednego (piszącego) człowieka. Czas narratora wszechwiedzącego, udzielającego światu rad i rozstrzygającego wszystkie pytania dawno minął – pozostało tylko tyle i aż tyle: zgłębianie świata przez własne widzenie. I niewygasła potrzeba opowiadania. „Istniejemy dzięki temu, że możemy opowiadać”, wspomina w jednej z rozmów i to jest rdzeń jego myślenia o literaturze, o jej niezbywalności i randze mimo wszelkich przemian społecznych, szaleństwa kultury masowej, mass mediów i mediów społecznościowych. Nie przypadkiem tę księgę wypowiedzi Wiesław Myśliwski nazwał „W środku jesteśmy baśnią”. W rozmowie, jaką z pisarzem przeprowadzili Andrzej Franaszek i Jan Strzałka dla „Tygodnika Powszechnego” (2006) pisarz sam zadaje retoryczne pytania: „Jak żyć bez prawdziwej baśni? A może to my sami nią jesteśmy? Może w środku wciąż jesteśmy kipiącą baśnią, bo jak inaczej wytłumaczyć nasze pragnienie nieustającego mówienia i kreacji?”.
Otóż to, pragnienie mówienia – Myśliwski uważa, że prawdziwy język to język mówiony, że ten pisany to już skodyfikowany, uschematyzowany zapis. Jedynym polem wolności polskiego chłopa, pozbawionego wielu możliwości swobodnego działania, był język – powtarza wielokrotnie pisarz – to w języku, w mówieniu, w konieczności i potrzebie nazywania, często wynalazczego, objawiała się jego niezależność.
W zbiorze rozmów i wypowiedzi często pojawia się motyw kultury chłopskiej – warto przypomnieć, że Wiesław Myśliwski kojarzony z tzw. nurtem chłopskim w polskiej literaturze współczesnej – jego powieść „Kamień na kamieniu” (1984) uważana jest za szczytowe osiągnięcie i zarazem kres tego nurtu – wygłosił przed wielu laty ważny wykład „Kres kultury chłopskiej” (1999). To w tym dawno przecież sformułowanym tekście autor bez sentymentalizmu czy rozdzierania szat, z zimną racjonalnością opisał nieuchronność końca tej kultury, która musiała ustąpić przed naporem cywilizacji i społecznych zmian, jakie pociągnął tzw. awans chłopów ze wsi do miasta. Ten kres oznaczał tym samym kres dawnej literatury mówionej, czy też zapisywanej możliwie najbliżej literatury mówionej – te objawy twórczości nieświadomej często, ale niezwykle inspirującej tropił Wiesław Myśliwski przez lata jako redaktor kwartalnika „Regiony”.
Sam wybrał drogę odkrywania własnego języka, nawet własnego języka dla każdej kolejnej książki, aby nie powtarzać się, nie powielać. Takie podejście wymagało oszczędności słowa, wykuwania go w mozole i dochodzenia do swojego języka, bo „tylko ten własny język człowieka jest w stanie go opowiedzieć”.
Wiesław Myśliwski swoim pisarstwem, mimo że przecież odsłaniającym tragizm ludzkiego losu, z natury nieuchronny, bo każdy wie, jaki go czeka koniec, paradoksalnie sieje optymizm. To nie jest pisarstwo, które podważa sens istnienia. Przeciwnie, pisanie to droga do uświadomienia sobie własnego losu – bo tak właśnie rozumie los pisarz, nie jako coś przeznaczonego i nadanego, ale coś wykutego przez samego siebie, wybranego, rozpoznanego i uznanego za własny. Stąd zaskakujące zwierzenie autora „Widnokręgu”, że pisze tylko wtedy, kiedy czuje się szczęśliwy, choć jednocześnie uważa się za człowieka stosunkowo oschłego, powściągliwego w relacjach z ludźmi. Najwidoczniej ten sposób ujmowania świata, a przede wszystkim siebie w świecie, musi wzbudzać nadzieję i potrzebę utożsamiania się z losami bohaterów Myśliwskiego, skoro wciąż przybywa mu czytelników i to we wszystkich pokoleniach.
Chociaż pisarz uchyla się od udzielania komukolwiek rad, a w szczególności początkującym pisarzom, warto się wsłuchać w takie dyspozycje pisarza-mędrca o powołaniu literatury:
„Nie powinna osądzać, nie powinna pouczać, powinna starać się zrozumieć, bo takie jest, według mnie jej powołanie. Wtedy czytelnik czuje się przez autora zaproszony do podjęcia wspólnej próby rozumienia opisanego w książce świata. Staje się partnerem, użycza książce własnej wrażliwości, własnej wyobraźni emocji, myśli, własnego doświadczenia i dopiero w takim współbrzmieniu autora i czytelnika książka staje się pełnią. Czytelnik nabiera zaufania, że nikt nim nie manipuluje w takich czy innych celach, nikt go nie chce pouczać, nauczać, a wówczas będzie potrzebował z książką się utożsamić, będzie szukał w niej i własnej prawdy”.

W ŚRODKU JESTEŚMY BAŚNIĄ Wiesława Myśliwskiego, Wydawnictwo Znak, Kraków 2022, s. 540, ISBN 978-83-240-6421-2

Tomasz Miłkowski

Poprzedni

Mój dziennik politycznie niepoprawny

Następny

Liczy się skala