20 kwietnia 2024

loader

Biedni, przeklęci, śmieszni. My, ludzie z Dostojewskiego

fot. wydawnictwo MG

„Fantastycznymi” nazwał te opowiadania sam Fiodor Dostojewski, lecz nie jest to fantastyczność, która można rozumieć tak, jak zazwyczaj rozumie się ją z gatunkowego, literackiego punktu widzenia. Dostojewski nie stworzył tych opowiadań z tkanki fantazji i fantasmagorii, lecz osadził swoją opowieść w dojmującej pospolitości, rozpaczy i okropności świata, w którym żył i który go otaczał.

Jak rozumiał Dostojewski ową tytułową „fantastyczność” – wyjaśnił on sam we wstępie do opowiadania „Potulna”, opatrzonego, nomen omen, podtytułem „opowiadanie fantastyczne”, choć jego sceneria jest pospolicie realistyczna. Wygłaszany do samego siebie, bez obecności świadków, długi monolog głównego bohatera, narratora, nad ciałem swojej żony, która popełniła samobójstwo, jest zapisany przez „notującego wszystko stenografa”. To przecież piramidalna sprzeczność logiczna, sprzeczność sama w sobie, sprzeczność z elementarnie pojmowanym mimetyzmem. Intymny, bo skierowany w pustą przestrzeń monolog, „mówienie do siebie”, jest bowiem przecież przez „kogoś” zapisany, a tym samym ów solipsystyczny, odludny akt mówienia „w pustkę”, „do ściany”, takim nie był. A przecież skoro wygłoszony został w takich okolicznościach, to nie powinien w ogóle zaistnieć w formie zapisu. „Otóż właśnie założenie o notującym wszystko stenografie (…) jest tym, co nazywam w tej opowieści pierwiastkiem fantastycznym” – powiada Dostojewski i dodaje, że „coś w pewnej mierze podobnego stosowano już nieraz w literaturze: na przykład Wiktor Hugo w swoim arcydziele „Ostatni dzień skazańca” użył prawie takiego samego chwytu i choć nie wprowadził stenografa, dopuścił się jeszcze większego nieprawdopodobieństwa, zakładając, że człowiek skazany na śmierć może (i ma czas) prowadzić notatki w ostatnim dniu życia, w ostatniej godzinie, ba – dosłownie w ostatniej minucie. Ale gdyby sobie na tę fantazję nie pozwolił, nie powstałby w ogóle utwór – najrealniejszy, najprawdziwszy ze wszystkich, jakie napisał”.

Dostojewski jest autorem powieści „Biedni ludzie”, a ten właśnie tytuł być może najtrafniej wyraża ducha jego pisarskiej sztuki. Nasz świat, nasza ludzka egzystencja, gdziekolwiek się ona spełnia, jest padołem nędzy, rozpaczy, miejscem upokorzenia, sceną małości i nędzy człowieka. Dostojewski próbował przezwyciężyć w sobie ten pesymizm mistyczną religijnością i filozofią prawosławną, szukaniem sensu w mętnych wodach i bagnach samodzierżawia i słowianofilstwa, ale to jego twórczość przemawia prawdą, a nie jego oficjalnie deklarowane poglądy polityczne. Dostojewski był rosyjskim prowincjuszem, właściwie nigdy nie opuścił Rosji, więc tylko jego ojczyzna jest w jego prozie scenerią rozpaczliwego ludzkiego dramatu. Uniwersalizm jego prozy podziwianej na całym świecie, co uczyniło go gigantem literatury nie tylko rosyjskiej, ale także światowej, wyrasta z rosyjskiej właśnie gleby. Właściwie wszyscy jego bohaterowie, to „biedni” i „przeklęci” ludzie, zranieni przez swoją egzystencję, zrównani w swojej przyrodzonej nędzy duchowej i materialnej (rozumianej nie tylko jako pusty trzos), niezależnie od tego czy są „nadludźmi” w rodzaju Raskolnikowa, Wierchowieńskiego, Iwana Karamazowa czy Rogożyna, czy też biednym wieśniakiem, „chłopem Mareuszem”, biedną babuleńką ze „Stuletniej”, „chłopczykiem na gwiazdce u Pana Jezusa”, „śmiesznym człowiekiem” z jego snem. Otwierające zbiór opowiadanie „Petersburskie senne widziadła wierszem i prozą” rozpoczyna się pięknym, malowniczym, choć podanym w ponurej poetyce opisem zimowego Petersburga podczas spaceru narratora po mieście. Kończy je jednak zapis jego spotkania z „biednym człowiekiem”, żebrającym o datek głodnym chłopcem. Dostojewski puentuje opowiadanie ironiczną uwagą: „Społeczeństwo nie może być w całości bogate; w społeczeństwie muszą istnieć także niedole. Nieprawdaż?”.

Narrator „Snu śmiesznego człowieka” mówi o swoim „płytkim sercu i kapryśnym, marnym umyśle”, o tym, że „w nienawiści mojej do ludzi naszej Ziemi zawsze kryła się troska: czemu nie mogę nienawidzić ich bez kochania (…) czemu nie mogę ich kochać bez nienawiści?”. W „Potulnej” nie ma nędzy materialnej, ale jest duchowa. Zrozpaczony nad trupem swej kochanej przez niego, ale niekochającej go żony kupiec rzuca w twarz społeczeństwu nicość jego praw i instytucji wobec na wskroś indywidualnego aktu wewnętrznego i wartości, jaką jest miłość: „Co mi teraz po waszych prawach? Co mi po waszych obyczajach, waszej moralności, waszym życiu, waszym państwie, waszej religii? Niech mnie sądzi wasz sędzia, niech mnie postawią przed sądem, waszym sądem publicznym, a powiem, że nie uznaję niczego. Sędzia krzyknie (…) a ja zawołam do niego: (…) Dlaczego ponury przypadek zniszczył to, co miałem najdroższego na świecie”? Na cóż mi teraz wasze prawa Odłączam się od was”. Obok głośnej i ekranizowanej (także przez Roberta Bressona) „Potulnej”, drugim głośnym w tym zbiorze opowiadaniem jest „Bobok”, jedynego w tym tomie opowiadania „fantastycznego” z gatunkowego punktu widzenia, o którym w swoim studium o pisarstwie i duchowości Dostojewskiego Paul Evdokimov napisał, że „to przerażające opowiadanie, przy którym pozostają daleko w tyle „tańce śmierci” Średniowiecza lub też opowiadania Edgara Poe. Jego duszy dotknęła lodowata ręka świata pozbawionego Boga. Rozkład człowieka „poza Chrystusem” ujawnia się w dialogu na cmentarzu, toczonym przez świeżo pochowane trupy. Resztki życia chronią się jeszcze przez moment w półświadomości. (…) Pod koniec egzystencji ateistycznej trupy są jeszcze w stanie swawoli ducha i na początku „wtórej śmierci” flirtują i pragną się jeszcze bardziej obnażyć… Słychać szyderczy śmiech nicości, która drwi z bytu schwytanego w swej ostatniej konwulsji przed definitywnym zniknięciem”. Nic dodać, nić ująć, chociaż… Evdokimov, pisząc o „Boboku”, wspomniał o Chrystusie, a raczej życiu „poza nim”, „pozbawionym Boga”.

No tak, ale skoro Bóg i jego Syn są „wszechmogący”, to dlaczego przyzwolili na nicość? Chyba, że też są wywiedzeni z nicości, jej częścią, bujdą na resorach.

Krzysztof Lubczyński

Poprzedni

Raków zlał Lecha

Następny

Dwa narkotyki