7 grudnia 2024

loader

Co straszy w Ameryce?

fot. materiały prasowe

Archie to amerykańska seria komiksów. Opisywane historie dotyczą różnych bohaterów, ale skupiają się na nastolatkach – opowiadając o nich realistyczne, prawdopodobne i kompletnie fantastyczne historie. Seria cieszy się w Stanach ogromną popularnością – wydawana jest od 1939 roku.

W 2016 roku Netflix wykupił prawa do ekranizacji serii i zrealizował serial Riverdale, łączący ją w spójną, przeniesioną do współczesności, całość, składającą się z siedmiu sezonów. Pierwszy z nich opowiadał lekko parodiującą Twin Peaks opowieść wokół morderstwa syna najbogatszego człowieka w mieście, które zeszło się w czasie z przyjazdem do miasteczka pięknej nastolatki z Nowego Jorku. W kolejnych częściach serial charakteryzują się narastającym powoli, acz skutecznie przerostem absurdu nad treścią.

W języku dotyczącym kultury popularnej funkcjonuje sformułowanie „przeskakiwać rekina” – oznaczające zabiegi fabularne odrealnione tak dalece, że nie starają się już one wcale podążać za wytycznymi prawdopodobieństwa zdarzeń. Otóż scenarzyści Riverdale zrobili sobie z owego rekina kołowrotek narracyjny.

Proceder ten poszedł tak daleko, że bloger Mistycyzm popkulturowy postanowił pół – ironicznie rozpocząć oglądanie owego dzieła i raczyć swych czytelników streszczeniami odcinków – ostrzegając, że kiedy w końcu postanowi którąś z przywoływanych fabuł kompletnie zmyślić – to nikt się nie zorientuje. Z biegiem lat serial stał się samoświadomą i grającą wyśmiewanymi konwencjami Modą na sukces dla nastolatków.

Aż w końcu i na tę produkcję przyszła kryska, Netflix zamówił ostatni sezon. W jego ramach dorośli już bohaterowie przypadkiem cofają się w czasie, tracą pamięć, czy raczej świadomość poprzedniego życia i trafiają do oryginalnej rzeczywistości komiksów – Stanów Zjednoczonych z lat 50. XX wieku. Do kuszącego świata pełnego lakieru na włosach, kloszowych spódnic, fryzur z kokardami i rock & rolla. Byłam tak zaintrygowana tą formułą, że postanowiłam wrócić do świata Archiegon – po pięciu sezonach przerwy

I jaka maszkara czyha tam na bohaterów? W poprzednich sezonach jedna z bohaterek ukazała się medium, inna z kolei potomkinią wiedźm, której moce uaktywniają się w niekontrolowany sposób. Byli tam seryjni mordercy i potwory z zaświatów. Wiele, wiele różnych potworów.

Cały koncept serii polega przecież na połączeniu młodzieżowej komedii romantycznej i horroru. Więc co straszy tym razem w Riverdale? Otóż jak się okazuje, zdaniem scenarzystów serialu, południowym Stanom Zjednoczonym z lat pięćdziesiątych XX wieku niepotrzebne są żadne wymyślone potwory. Wystarczy społeczeństwo. Pełne powszechnej, obezwładniającej i unieszczęśliwiającej bohaterów heteronormatywności, tabuizacji seksu i generalnie nurzające się w drobnomieszczańskiej, klasowej, WASPowskiej moralności. I – oczywiście – rasizm, jawny i systemowy. Sezon zaczyna się od tego, że jedna z głównych bohaterek próbuje opublikować reportaż o morderstwie Emmetta Tilla – czarnoskórego chłopca, zamordowanego przez grupę mężczyzn, za to, że uśmiechnął się do sprzedawczyni. W serialu, tak jak w rzeczywistości, sprawcy zostali uniewinnieni przez sąd.

Jestem bardzo strachliwa i ufam fabułom – nie oglądam horrorów, podskakuję na krześle, kiedy nagle zaczyna grać podstępna muzyka, boję się nagłych obrotów kamery, a w Dumie i Uprzedzeniu, za każdym razem tego, czy Pan Darcy i Elizabeth będą razem. Ale ostatniemu sezonowi Riverdale się udało. Bajkowo ubrane społeczeństwo małej stabilizacji Stanów Zjednoczonych lat 50 XX przeraża dużo bardziej.

Nela Bocheńska

Poprzedni

20 tytuł dla Kielc

Następny

„Szatańskie wersety” jak opowieści Szeherezady