6 listopada 2024

loader

Gdzie się podziała Marta Kwaśnicka?

fot. archiwum

Podejrzewam, że mogą się znaleźć wśród lewicowych czy lewicujących czytelników „Dziennika Trybuna” tacy, którym nie spodoba się przychylna opinia o książce wyrastającej z gleby konserwatywno-prawicowej. Uważam jednak, że w sztuce, a do niej należy literatura, stosowanie w ocenie kryteriów ideologicznych i politycznych zaprzecza sensom wszelkich idei artystycznych.

Polityka i ideologia a sztuka, to dwa zupełnie różne porządki, to dwie zupełnie różne półki, wbrew wszelkim pozorom. Tendencyjne powieści o jednostronnej wymowie politycznej znane z różnych okresów historii literatury do porządku sztuki na ogół nie należą, chyba że wnikliwi literaturoznawcy znajdą w nich post factum takie jakości i smaczki, jak to uczynili, po dziesięcioleciach, niektórzy analitycy prozy socrealistycznej.

Generalnie jednak, proza artystyczna powstaje poza przestrzenią motywacji politycznych, wtedy, gdy wznosi się ponad nie. Gdy zaangażowany piłsudczyk Juliusz Kaden Bandrowski potrafił to uczciwie uczynić, napisał ostro krytyczną w stosunku do obozu piłsudczykowskiego, wybitną literacko powieść „Generał Barcz”. Piewca PiS-izmu, Bronisław Wildstein tego nie potrafi, więc pisze tylko w poetyce karykaturalnej (choć czasem sprawnie i zajmująco) o tzw. obozie III RP. Na powieść demaskującą obóz pisowski (a byłoby co demaskować!) nie zdobył się.

Przechodząc do meritum, zacznę od dygresji może nieco ubocznej (ale dygresje to do siebie mają) i może nieco „od czapy”. W głównych stacjach telewizyjnych (ograniczę się w tym przypadku do tego medium, od lewa do prawa (ograniczę się do takiej tylko bardzo ogólnej kwantyfikacji) promowana jest obficie i namiętnie kultura fizyczna, rekreacja, sport, amatorski i wyczynowy. Nie mam nic przeciwko kulturze fizycznej, wręcz przeciwnie, sam byłem w latach dzieciństwa i młodości jako tako usportowiony, mam często potrzebę ruchu i ćwiczeń. Problem w tym, że kultura fizyczna dzierży we wspomnianych mediach pełny monopol.

Brak równowagi między krzewieniem rozwoju fizycznego a duchowego, który w ogóle krzewiony nie jest. Co prawda w niektórych kanałach są „pozycje” poświęcone kulturze, ale, jak n.p. w przypadku TVP Kultura, są one zdecydowanie niszowe. Prób krzewienia treści związanych z kulturą w mediach wiodących, masowych, na ogół brak. Są rozmowy z młodymi sportowcami i uczestnikami imprez rekreacyjnych, brak spotkań, rozmów z młodymi pisarzami, naukowcami, intelektualistami.

Nawet telewizje czy radia o profilu prawicowym nie korzystają z całego, naprawdę licznego grona młodych utalentowanych intelektualistów, którzy publikowali choćby, tak jak n.p. Marta Kwaśnicka (rocznik 1981), na łamach Teologii Politycznej i wydawali w niej książki. Lata temu ukazały się dwie bardzo interesujące zbiory eseistyczne Marty Kwaśnickiej. Jedna z nich, to bardzo interesujący, autorski portret polskiej królowej Jadwigi Andegaweńskiej. Druga, to zbiór esejów „Krew z mlekiem”. Kwaśnicka swój wybitny talent eseistyczny objawiła dekadę temu, jako bardzo młoda autorka, co tym bardziej żyruje jej talent.

„Krew z mlekiem” to – generalnie rzecz ujmując – piękny, myślowo, erudycyjnie i stylistycznie manifest oświeconego konserwatyzmu. Zbiór Kwaśnickiej otwiera esej, będący owocem jej fascynacji mistycyzmem, w tym przypadku mistycyzmem hiszpańskiej poetki zwanej Sor Juanę (Siostrą Joanną). To „okolice” Świętej Teresy od Krzyża i Jana od Krzyża. „La Roldana albo meandry czułości” to eseistyczna opowieść o hiszpańskiej gospodyni domowej z XVII/XVIII wieku, która okazała się wybitną rzeźbiarką religijną. „Słodkim”, w jego finezyjnym i ciepłym humorze, nazwałbym eseik (bo krótki) „W sprawie grzybobrania”, ukazujący ten fenomen w nawiązaniu m.in. do mickiewiczowskiego „Pana Tadeusza”, w duchu „grzybobranie a sprawa polska”. W odróżnieniu od mieszkańców Europy Zachodniej, a pewnie i większości świata, grzyb to obce, nieco niepokojące, leśne zjawisko. „Polakowi – pisze Kwaśnicka – trudno jest się oprzeć małym sylwetkom maślaków i kurek, na widok borowika wpada w trudną do wytłumaczenia euforię, zachwyca się nawet krnąbrną czerwienią muchomora”.

Większość esejów z tego zbioru to owoc podróży autorki, do Anglii (katedra w Durham, „Słodka Jane”, o Jane Austten), być może do Grecji, choć nie jest to we „Wstydzie Odyseusza” i „Mascula Sapho” napisane expressis verbis (to teksty delikatnie feminizujące, a jak na konserwatystkę wyraźnie feminizujące), do Irlandii („Duns Szkot jako patron poety”), Francji („Fedra Libertata”), Hiszpanii oczywiście („Wizja świętego Jana albo chłód”), a także do Belgii, Liége, Leodium („Daemonium meridianum”), z pomostem w stronę Herlinga-Grudzińskiego i Neapolu, bo mowa o fenomenie mnisiej acedii między innymi w ferragosto. Nie będę dokonywał szczegółowej egzegezy tego zbioru. Pisanie o cudzych esejach to jakby opisywanie własnymi słowami dźwięków pracującego silnika auta.

Jeden z komentatorów porównał eseje Marty Kwaśnickiej do „Barbarzyńcy w ogrodzie” Zbigniewa Herberta. Podobieństwo wynika oczywiście m.in. z podobieństwa podróżnego źródła esejów obojga autorów, ale Kwaśnicka jest – moim skromnym zdaniem – lepsza! Może nie dlatego, że jest bardziej utalentowana od Herberta (choć kto wie?), ale dlatego, że od napisania eseju poety upłynęło już przeszło sześćdziesiąt lat i urodzona prawie sześćdziesiąt lat później Kwaśnicka wie już to, czego on nie mógł wiedzieć, więc nie mógł także tym samym przemyśleć. Duch wybornych esejów Kwaśnickiej jest co się zowie, europejski.

Inny komentator napisał o tym zbiorze: „Lekturze tej niezwykłej książki towarzyszy osobliwe uczucie: że na nią nie zasłużyliśmy. Mam wrażenie, że jest czystym darem – czymś, czego nie da się wywieść z dominujących trendów, z mód, z naszych przyzwyczajeń. Byłby więc ten drobny to arcydziełem? Ważąc słowa, odpowiadam z najgłębszym przekonaniem. Tak, to jest arcydzieło”. Podpisuję się pod tą oceną obiema dłońmi.

A wracając do punktu wyjścia niniejszego tekstu – dlaczego Marty Kwaśnickiej nie było i nie ma w mediach, w tym w telewizji, a są same tylko sportsmenki (z całą dla nich sympatią), czyli dlaczego pochwale rozwoju fizycznego nie towarzyszy zachęta do rozwoju umysłowego? I dlaczego Marta Kwaśnicka od prawie dekady nie opublikowała kolejnego tomu esejów? Mimo wszystko uważam, że zasłużyliśmy na to. Szkoda, że po stronie lewicowej trudno znaleźć młodych autorów, prozaików, eseistów, którzy potrafili by konkurować z młodymi autorami z drugiej strony sceny politycznej. Zwolennicy ruchu myśli, a nie tylko aktywizmu, po stronie lewicowej także na to zasłużyli, tym bardziej, że na płaszczyźnie intelektualno-artystycznej strona lewicowa generalnie tę rywalizację od wielu lat przegrywa i to także jest jedną z przyczyn pozostawania przez nią w ideowej defensywie i drugorzędności.

Krzysztof Lubczyński

Poprzedni

Niemożliwe stanie się możliwe

Następny

Sztuka pantomimy jest teatrem aktualnym i interesującym