2 grudnia 2024

loader

Judasz, najwierniejszy z wiernych

Trzy pokolenia mieszkańców starego domu na obrzeżu Jerozolimy sześćdziesiąt lat temu. Dla Amosa Oza to dość, aby stworzyć gęsty dramat, pulsujący namiętnościami, rozpięty między historią i współczesnością.

Powieść o genealogii Izraela. O grzechu założycielskim, walce o każdą piędź ziemi, która kładzie się cieniem na przeszłości i przyszłości. O wierności i zdradzie. Miłości i nienawiści. Cierpieniu.
W centrum powieści, tak jak w tytule, pojawia się Judasz. Nie jako postać wprost działająca, aktor dramatu, ale podmiot dociekań. Wprawdzie Szmuel Asz, który pojawia się w starym domu, młodzieniec porzucający studia, aby odnaleźć samego siebie, nie pisał pracy o Judaszu, ale o Jezusie w oczach Żydów, ale tak naprawdę to Judasz stał się obiektem jego badań. Trudno było się oprzeć młodemu socjaliście, ateiście z wyboru, pokusie zmierzenia się z tajemniczą, mroczną postacią Judasza. Postacią uchodzącą za uosobienie zdrady, a w oczach wielu antysemitów za wcielenie natury przewrotnego, nielojalnego Żyda. Szmuel, studiując niepoliczone księgi, zbiera dowody mające świadczyć, że Judasz w przeciwieństwie do opinii, którą mu wyrobiono, był najwierniejszym z uczniów z Jezusa i to jemu chrześcijaństwo zawdzięcza swój rozkwit. To nie on zdradził, ale jego zdradzono.
Oz nie był pierwszym pisarzem, którego pociągała postać Judasza. Prawdę mówiąc, można by złożyć obszerną antologię utworów, w których autorzy w rozmaity sposób ujmowali losy Judasza, najczęściej jednak utrwalając dominującą interpretację o wyrodnym uczniu-zdrajcy, zasługującym na wieczne potępienie. Badali motywy jego postępowania, tłumacząc je czasem zwykłą chęcią wzbogacenia się, częściej tchórzostwem, tak jak to sugerował w swoim poetyckim dramacie „Judasz z Kariothu” Karol Hubert Rostworowski.
Ale zdarzały się też ujęcia zbliżone do portretu, który szkicował bohater powieści Oza. Tak uczynił na przykład Jerzy Jesionowski, który w dramacie „Odnowiciel” przypisywał Judaszowi zamiary rewolucyjne, a jego zdradę wyjaśniał zawodem, jaki mu sprawiał niechętny rewolucji przywódca. Ale najbliżej Judaszowi z powieści Oza do bohatera-narratora apokryfu Henryka Panasa „Według Judasza” (1970). Ta nieco dzisiaj zapomniana, a wybitna powieść, pisana była z odmiennej perspektywy – to Judasz, w dodatku stary Judasz (a więc wbrew kanonicznemu przekazowi o jego samobójczej śmierci) dzieli się ze swoim przyjacielem wspomnieniami z lat swej młodości, kiedy to przystał do wędrowców skupionych wokół Jezusa, i opowiada dzieje tej misji i swojego w niej udziału. Na celu ma jedynie danie świadectwa temu, jak to było naprawdę. Czyli inaczej mówiąc była to drobiazgowo udokumentowana polemika z obiegowymi opisami, które mijają się z prawdą metrykalną. Innymi słowy, to opowieść świadka. Ta fascynująca opowieść, wciąż godna lektury, nadal zachowała wigor i niebywałą wnikliwość w opisie ówczesnych okoliczności gospodarczych, politycznych, religijnych. Panas pracował na nią latami – znawcy biografii pisarza sugerują, że trwało to czterdzieści lat. Oz, jak wspomniałem, opowiada o Judaszu pośrednio, nie udziela mu głosu, ale trop jego wywodu jest bardzo zbliżony do dociekań Panasa, co sprawia, że wspólna lektura obu tych świetnych powieści może się stać prawdziwą przygodą intelektualną.
Wróćmy jednak do Oza, którego dzieło stało się podstawą adaptacji teatralnej Adama Sajnuka. Adaptacji – od razu to powiedzmy, i wiernej, bo oddającej szczególny klimat utworu, i niezwykle odważnej. Zbudować scenariusz spektaklu, który trwa bez mała cztery godziny, a jego główną siłą są sążniste monologi i (rzadsze) dialogi trójki zaledwie bohaterów, w taki sposób, aby stał się pasjonującą, trzymającą w napięciu opowieścią, to nie lada sztuka. A tak się właśnie stało.
Miał w tym dziele Adam Sajnuk wielu sojuszników. Przede wszystkim powieść Oza, w której pisarz podjął tematykę uniwersalną jak węzeł gordyjski – nie sposób przecież jedną konkluzją zakończyć odwieczny spór o wybór drogi do wolności. Nie sposób zważyć na szali sprawiedliwości daninę krwi i wartość każdego życia. To pytania zawsze otwarte, a tym boleśniejsze, im wyraźniej odciskają się wprost na ludzkich życiorysach, przestając być sofizmatami albo zagadnieniami teoretycznymi. A tak jest właśnie u Oza. W starej kamienicy, w której zamieszkuje pogubiony młodzieniec, wegetują niczym w więzieniu osierocony ojciec, niepełnosprawny emerytowany nauczyciel wciąż zmagający się z pytaniem, czy to on jest winien śmierci swego jedynego syna, oraz jego owdowiała synowa Atalia, która wprawdzie przestrzegała męża przed ochotniczym wstąpieniem do armii, ale nie zapobiegła jego straszliwej poniżającej śmierci. Mieszkańcy starego domu pielęgnują swój ból – Wald Gerszom czyni to na sposób gwałtowny, dając upust swoim zmiennym nastrojom i pretensjom do całego świata, wybuchając potokami słów, którymi zalewa młodego człowieka, a czasem tajemniczego słuchacza po drugiej stronie telefonu. Prowadzi wciąż spór z nieżyjącym ojcem Atalii, działaczem syjonistycznym Abrabanelem, zwolennikiem pokojowej koegzystencji obu narodów, żydowskiego i arabskiego obok siebie albo wśród siebie – za co został wyszydzony i okrzyknięty zdrajcą jak Judasz.
W milczeniu obnosi swoją żałobę Atalia, zobojętniała niemal wobec świata, zamknięta w sobie, zatopiona w swoim świecie, niedostępna, starzejąca się w bólu i zaciekle chronionej samotności.
Zatrudniony przez nią młody człowiek ma w pewien sposób opiekować się zgorzkniałym staruszkiem Waldem, nie tyle jako pielęgniarz, ile niezbędny mu do życia rozmówca, słuchacz jego wywodów i strona sporu – Wald czerpie ostatnie siły witalne z nieustannego zwarcia z rzeczywistym czy tylko domniemanym przeciwnikiem.
Aktorzy zatem to drugi potężny sojusznik reżysera oprócz samego tekstu Oza i misternego splotu motywów, jakie przygotował. Aktorzy odsłaniają z czułością psychologiczne uwikłanie bohaterów. Wald zaskakuje swoim sposobem bycia, ironicznym dystansem do otoczenia łatwo przechodzącym w gniew, dobrotliwością sąsiadującą z rezygnacją, wrażliwością na muzykę z przykuciem do inwalidzkiego wózka. To wielki powrót na scenę Bartosza Opani, od kilku lata nieobecnego, który teraz – już nie jako amant, uwodzicielski mężczyzna, ale bez mała starzec (cóż za imponująca przemiana głosowa i fizyczna) skrywa w sobie wulkaniczną energię budzącą niebywałe zaciekawienie. Jego reakcje są nieprzewidywalne, sposób bycia akcentuje samodzielność (fizyczna sprawność), niechęć do świata sąsiaduje z nieoczekiwaną empatią okazywaną Szmuleowi, który coraz bardziej zaczyna zastępować mu syna. Pięknie zbudowana postać, pełna smutku i tęsknoty.
Atalia Kamili Baar sytuuje się na przeciwnym biegunie. Jej przejmujący chłód, niedotykalność, obcość, ale i władczość sprawiają, że jest rzeczywiście „panią” Walda, jak to wyznaje staruszek. W każdym ważonym geście, ruchu, z którego emanuje siła, ale i jakaś bezbrzeżna melancholia, tkwi oznaka sprawowanej i celebrowanej władzy. Wykorzystuje jej atrybuty, obserwując rodzącą się fascynację młodego człowieka, który najpierw widzi chyba w niej matkę, ale potem niedostępną kochankę, kobietę-ideał.
I wreszcie najmłodszy z nich Paweł Brzeszcz, aktor Teatru Narodowego, bodaj pierwszy raz w tak potężnej roli, nadaje postaci Szmuela Asza rysy autentycznego zagubienia, ale i wielkiej pasji, która motywuje go do poszukiwania prawdy o wierności i zdradzie, o sensie życia, o szansie naprawy świata, który został tak straszliwie popsuty przez poprzednie pokolenia. Brzeszcz gra delikatnie, ale wyraziście, powściąga swoje młodzieńcze reakcje i nasiąka – nawet niebezpiecznie – starym domem, który może się okazać jego trumną. Toteż zbliżając się do domowników, obcując z nimi nie jako pracownik, ale ktoś najbliższego otoczenia, członek rodziny, wie, coraz silniej to odczuwa, że będzie musiał się stąd wyrwać, jeśli ma w życiu coś osiągnąć. To jego rozdroże.
Rodzące się relacje między trojgiem bohaterów podkreśla muzyka na żywo Joachima Lamży – a to kolejny ważny sojusznik reżysera. Jazzowe wariacje Lamży, przeplatane z elementami klezmerskimi podkreślają nie tylko wyraźnie odczuwalne tło, na którym rozgrywa się akcja, ale narzucają dialogom i monologom dodatkową interpretację, jakieś wewnętrzne rozkołysanie niepokojących emocji.
Powstało mądre i piękne przedstawienie, kameralny koncert na idee, emocje i splątane ludzkie losy.

JUDASZ wg Amosa Oza, tłum. Leszek Kwiatkowski, adaptacja i reżyseria Adam Sajnuk, muz. Michał Lamża, scenografia Katarzyna Adamczyk, reżyseria światła Artur Wytrykus, Teatr WARSawy, premiera w malarni Teatru Studio, premiera 7 lutego 2022.

Tomasz Miłkowski

Poprzedni

Najpierw rywalizacja, potem rekreacja

Następny

Oszuści i oszustki, czyli cuda za cudze