30 listopada 2024

loader

Malowniczość, melancholia i okrucieństwo

Dziwny kraj. Sąsiadujący z USA, a tak diametralnie od nich różny, jak Polska od Niemiec. Meksyk budzi wiele rozmaitych skojarzeń. Malownicza przyroda, kaktusy-olbrzymy, liczne wątki w westernach (choćby w „Rio Bravo” Howarda Hawksa – wzmianka o tytułowej rzece, której prawdziwa nazwa geograficzna brzmi: Rio Grande i meksykańska „Pieśń o podrzynaniu gardeł” śpiewana dzień i noc Jankesom oblężonym w forcie Alamo, a także bujny meksykański western „Vera Cruz” Roberta Aldricha). Liryczne, tęskne melodie wygrywane ulicznych śpiewaków z gitarami, w sombrerach – i okrucieństwo oraz kult śmierci.

Sławomir Mrożek, przez całe życie nomada, osiedlił się tu swego czasu licząc na spokojne życie wśród rajskiej przyrody, a musiał uciekać ze swojego domu w obawie przed napadami z bronią w ręku. Piękny poemat filmowy o meksykańskim ludzie – „Maria Candelaria”.
A oto jak widział Meksyk profesor Marian Stępień: „Kaktusy w tysiącu odmian – od miniatur do wielkich słupów. Na horyzoncie szczyty wulkanów. Wśród nich słynny, od czasu do czasu aktywny Popocatépetl, tytułowy bohater wybitnego dzieła literackiego. Wielobarwne pływające ogrody na wodach, ponad którymi wyrosła dwudziestomilionowa stolica nowoczesnego państwa, rozłożona między wulkanami na wysokości polskich Rysów.
Matka Boska z Guadalupe – otoczona legendami graniczącymi z prawdą. (…) Z całego Meksyku i krajów Ameryki Środkowej zdążają do niej tłumy, które umieją łączyć swą katolicką pobożność z dawnymi wierzeniami; bo przecież od rodzimych bogów i bogiń nie odchodzą, choćby ze strachu przed ich gniewem. Ofiary z ludzi składane Bogu Słońcu na ołtarzach licznych piramid. Tajemnica kryjąca się za opuszczaniem przez Azteków i Majów miast, które wcześniej sami zbudowali… Toltekowie, Olmekowie, Taraskowie, Zapotekowie… Diego Rivera i Frida Kahlo. José Clemente Orozco, David Alfaro Siqueiros, Rufino Tamayo.
Murale opowiadające historię dumnego narodu, stawiającego czoła potędze północnego sąsiada – znienawidzonego, ale także tego, do którego się zmierza w poszukiwaniu lepszego życia.
Niezapomniane Museo Nacional de Antropología e Historia, architektoniczne dzieło Pedra Ramíreza Vázqueza; bogactwo kultury Azteków i Majów.
Plac Garibaldiego i dolatujące zewsząd dźwięki mariachis i marimbas. Wagi tym notatkom dodaje niewątpliwie osoba autora – historyka literatury, krytyka literackiego, publicysty, znawcy polskiej literatury emigracyjnej, emerytowany prof. zw. Uniwersytetu Jagiellońskiego, autora wielu książek historycznoliterackich i licznych tekstów publicystycznych.
Profesor był stypendystą Fundacji: Fulbrighta, Maxa Plancka i Kościuszkowskiej. Wykładał na uczelniach amerykańskich i w Meksyku właśnie. Jest członkiem założycielem Stowarzyszenia Twórców i Działaczy Kultury „Kuźnica” oraz członkiem założycielem Stowarzyszenia Stypendystów Fulbrighta w Polsce.
Był redaktorem naukowym „Rocznika Komisji Historycznoliterackiej PAN”, redaktorem naczelnym „Zdania” i współredaktorem „Tekstów”.
W latach 1988–1990 pełnił funkcję sekretarza KC PZPR ds. kultury. Laureat wielu prestiżowych nagród naukowych i społecznych. Odznaczony wysokimi orderami państwowymi.
W stolicy Meksyku, Mexico City, przebywał w trudnym roku 1981, łącząc zajęcia uniwersyteckie z poznawaniem kultury tego kraju i przeżywając z oddalenia wydarzenia w Polsce. Jego „Notatnik meksykański” jest osobistym, erudycyjnym, choć szkicowym refleksem ówczesnych wrażeń – fascynacji pomnikami wielkiej kultury Majów, Tolteków i Azteków, zaciekawienia współczesną społecznością tego kraju, satysfakcji ze spotkań z meksykańską Polonią.
Zapis wspólnej podróży z córką po monumentach kulturalnych i przyrodniczych Meksyku. Lektura barwna i pożywna intelektualnie.
Marian Stępień – „Notatnik meksykański”, Wydawnictwo Emka, Warszawa 2021, str. 244, ISBN 978-83-66142-82-4

Krzysztof Lubczyński

Poprzedni

Jeszcze nie po klerze

Następny

Kosztowna decyzja