Taki właśnie klimat panuje w opowiadaniach Feliksa Falka opublikowanych przez wydawnictwo Lira w tomie „Gmach. Opowieści prawdopodobne i prawdziwe”.
Pisze o tym autor wprost w otwierającym zbiór opowiadaniu (także o tytule „Gmach”). Jego narratorem jest dorastający chłopiec, próbujący wydostać się z gmachu, przysłuchujący się rozmowom dorosłych: „Ktoś coś wiedział albo nie wiedział nic, ale twierdził, że to prawda, tworząc w ten sposób klimat niepewności i osaczenia rozładowywanego później w żartach pełnych aluzji do aktualnej sytuacji politycznej”. Falk nie tylko mimochodem ujawnia swój przepis na opowiadanie, ale stosuje go skutecznie w praktyce – większość zebranych w tym tomie opowieści łączy klimat zagrożenia z czarnym humorem, łagodzącym (?) ich wydźwięk. Bo w gruncie rzeczy to nie są śmieszne powiastki czy przypowieści, ale dość gorzkie świadectwa opresji, w których znajduje się każdy człowiek.
Opowiadanie „Gmach” idealnie wprowadza w tę lękową atmosferę – tytułowy
gmach jest alegorią
Bohater, który nie może znaleźć wyjścia z gmachu, w którym krąży bez ustanku korytarzami, amfiladowymi pokojami, przekraczając kolejne drzwi, czasem utykając w ślepych uliczkach labiryntu, jeździ windami, udaje się nawet na wypoczynek do Ogrodów, usytuowanych w przepastnych wnętrzach gmachu, w gruncie rzeczy przeżywa przypisany sobie los. Gmach jest alegorią życia, pokoje przystankami na jego drodze, a konstrukcja losu nasuwająca nieuchronne skojarzenie z pułapką, ukazuje sytuację bez wyjścia. Z gmachu nie ma ucieczki, tak jak nie można uciec przed swoim losem. Nietrudno przypisać takiej wykładni życia związki z literaturą absurdu, czy też powinowactwo z dziedzictwem Franza Kafki albo pobratymstwo z Haroldem Pinterem. Czynię to dla porządku, bo te konteksty, choć mogą nasuwać się podczas lektury, nie są niezbędne, aby smakować jej walory. Takie jednak były opinie pierwszych recenzentów wczesnej twórczości literackiej Feliksa Falka, jego słuchowisk („Winda”) czy dramatów („Wnyki”), które wymykały się kategoriom realistycznego opisu rzeczywistości, wykazując silne związki z wyczuciem absurdu, groteski, metafory.
Warto te literackie początki przypomnieć, bo w nich znaleźć można podobny sposób ujmowania rzeczywistości. To w pewnym sensie nic dziwnego, bo – jak przyznaje sam autor – źródło przynajmniej części jego opowiadań sięga przełomu lat 60. i 70., kiedy powstawały pierwsze dramaty radiowe i sceniczne Falka.
Zadebiutował jako dwudziestoparolatek wspomnianym słuchowiskiem „Winda”, opublikowanym w czerwcowym numerze „Dialogu” w roku 1967. Później „Winda” znalazła uznanie w kilku zagranicznych radiofoniach, zrealizowana m.in. w RFN i Austrii. To słuchowisko dwuosobowe, ukazujące zderzenie pokoleń, przy czym zabawne jest to, że Stary reprezentuje tu tzw. postęp, a Młody – konserwatyzm.
Oto w windzie utknęło dwóch mężczyzn, Stary i Młody. Winda staje, Stary najwyraźniej zdenerwowany, próbuje szukać pomocy, Młody, zaczytany w gazecie, zachowuje obojętność. Wreszcie rozsiada się, ostrzegając Starego, że to może potrwać. Wszystko zależy od Głównego Montera, który mieszka na pierwszym piętrze, pozostali mieszkańcy bloku (100 mieszkań) są zbyt leniwi, aby działać, wyjaśnia. Zaleca spokojnie czekać i snuje opowieści o wszechwładnym monterze niczym panującym. Rośnie atmosfera zagrożenia i wrogość między mężczyznami – Stary okazuje się rzecznikiem uszczęśliwiania ludzi na siłę, dawania im wolności nawet wbrew ich woli (to oczywista aluzja ideologiczna). Zaskakuje puenta: to Młody jest Głównym Monterem a spotkanie ze Starym zaplanowaną przez Montera zasadzką – Stary bowiem sporządza listę wind, w których zostaną zamontowane urządzenia zapobiegające usterkom; tymczasem Młody zamontował urządzenie o przeciwnym działaniu, wywołujące systematyczne awarie, do czego mieszkańcy przywykli i nie oczekują zmiany. Kiedy Stary nie przyjmuje łapówki za cenę rezygnacji z trwałego unowocześnienia windy, dochodzi do bójki i na koniec rozlega się huk spadającej windy.
Słuchowisko ma więc posmak historii sensacyjnej z czarnym humorem i przyprawą aluzji politycznej.
Recenzenci rozpoznali w tym Pintera (Falk zastrzega się, że kiedy pisał „Windę”, dramatów Pintera nie znał) i Kafkę, a jeszcze bardziej doszukiwali się ich wpływów we „Wnykach”, dramacie wyróżnionym w konkursie Ateneum, inaugurującym scenę debiutów (premiera 16 grudnia 1970 roku w reżyserii Zdzisława Tobiasza). To utwór jeszcze bliższy niż „Winda” opowieściom z „Gmachu”.
Atmosfera osaczenia
we „Wnykach” (sam tytuł sugeruje pułapkę) i pewnej bezradności bohaterów wobec opresji ze strony świata zewnętrznego, budzi nawet grozę: „Teatr, dysponując dobrym tekstem – pisał recenzent „Słowa Powszechnego” – o zręcznie budowanej akcji nasila stopniowo klimat strachu, ukazując jakiego spustoszenia dokonuje (…) nie ma ucieczki przed strachem”. Jaszcz też to dostrzegł w swojej recenzji, akcentując podatność autora na egzystencjalne lęki i wyrażając nadzieję, że się z nich wyzwoli. Opowiadania zebrane w tomie „Gmach” świadczą, że raczej się nie wyzwolił, niektóre z nich sprawiają wrażenie koszmarów sennych.
Tom „Gmach” składa się z dwóch części. W pierwszej autor zamieścił „opowieści prawdopodobne”, w drugiej „opowieści prawdziwe”. Pierwszym towarzyszy więc autorskie zastrzeżenie, że niekoniecznie zdarzenia, o których w nich mowa, mają stempel realności. Mimo tego zastrzeżenia opowiadania z obu części nie różnią się między sobą klimatem, opresja i osaczenie wyznaczają ich atmosferę, różnią się w zasadzie tylko pozycją narratora. O ile w pierwszej części to narrator jest jednocześnie bohaterem opowieści, a więc mamy do czynienia ze swego rodzaju monologiem-zwierzeniem, o tyle w drugiej części narrator, będący redaktorem miejscowej gazety w mieście o nieokreślonej nazwie, opowiada lub przytacza czyjąś historię.
Pozycja narratora ma swoje konsekwencje emocjonalne – opowiadania z pierwszego cyklu
bezpośrednio wyrażają niepokoje bohatera
mogą więc silniej oddziaływać na czytelnika: narrator-bohater bez zewnętrznego dystansu zdaje sprawę ze swoich lęków i doświadczeń, niekiedy zatrważających, choć jednocześnie na swój sposób śmiesznych czy groteskowych. Przykładem takiej pełnej napięcia narracji niech będzie „Odkrycie”, opowiadanie o pewnym znalezisku archeologicznym, które odkrywa bohater we własnej szafie, sam stając się w następstwie tego absurdalnego sukcesu więźniem dokonanego osiągnięcia.
Szafa pojawi się też w opowiadaniu „Judasz”, w którym bohater, podglądający sąsiadów i przypadkowych ludzi przez judasza zamontowanego w drzwiach wejściowych do mieszkania, w sytuacji zagrożenia ukrywa się w szafie, gdzie zamontował zawczasu schronienie na wypadek jakiejś sytuacji nadzwyczajnej. To opowiadanie o „łowcy”, podglądaczu, który sam staje się ofiarą. Takich niejednoznacznych opowieści czy przypowieści o samotnym człowieku w obcym świecie znaleźć można w „Gmachu” więcej. Cykl opowiadań prawdopodobnych kończy „Zawiadomienie”, niepokojąca opowieść o urzędowym piśmie, które dociera do bohatera, z którego treści wynika, że już nie żyje.
Tom zamyka obszerne opowiadanie „Portier”, które
przezwycięża podział na narratora wewnętrznego i zewnętrznego
Falk wzorem klasycznych powieściopisarzy angielskich, którzy lubowali się w przytaczaniu rzekomo znalezionych rękopisów, po krótkim wprowadzeniu cytuje w nim w całości spowiedź-opowieść tytułowego bohatera, snutą oczywiście w pierwszej osobie. Autor „cytowanej” opowieści relacjonuje swoje lękowe doświadczenia z okresu pracy w pewnym zasobnym domu w charakterze portiera. Wciągany w sprawy lokatorów, krok po kroku staje się mimo woli ich wspólnikiem, pomocnikiem, zausznikiem, a wreszcie niewolnikiem uwikłanym w sieć niejasnych powiązań i zależności.
Opowiadanie „Portier” sytuuje się najbliżej filmu. I nic dziwnego, powstawało początkowo jako „treatment”, czyli streszczenie scenariusza, nowela filmowa nigdy niezrealizowanego obrazu. Lektura tego opowiadania, nawiązującego do najlepszych tradycji thrillera, aż prosi się o przełożenie na film. Nawet jeśli tak się nie stanie, napisane jest tak sugestywnie, że film wyświetla się w wyobraźni widza.
Feliks Falk umie świetnie opowiadać. Dowiódł tego niejednokrotnie jako reżyser filmowy – dość wspomnieć „Wodzireja” (1978) czy „Komornika” (2005) – zresztą reżyser, który nie posiadł umiejętności opowiadania, nie ma czego w kinie szukać. Falk potrafi nie tylko opowiadać obrazami, ale tak pisać, aby wzbudzić ciekawość czytelnika, który chce się dowiedzieć: co dalej? Dzięki temu trudno się od lektury jego opowiadań oderwać, a co więcej budzą apetyt na kolejne. Prozatorski debiut wybitnego reżysera to prawdziwe wydarzenie.