2 maja 2024

loader

PZPN czyli obraz nędzy i rozpaczy

fot. PZPN

Awantury, skandale i absolutnie beznadziejna gra pierwszej reprezentacji Polski. Po niespełna dwóch latach rządów Cezarego Kuleszy wizerunek PZPN budowany przez lata legł w gruzach.

18 sierpnia 2021 roku Cezary Kulesza został wybrany Prezesem Polskiego Związku Piłki Nożnej. W latach 80-tych piłkarz m.in. Jagiellonii Białystok. Z Podlasiem związany zresztą do dzisiaj. W latach 90-tych założył tam wytwórnię muzyczną Green Star. Przedsiębiorstwo od początku działalności skupia się na promowaniu muzyki disco-polo. I do dzisiaj jest jednym z liderów rynku. 

Kulesza wziął się poważnie za piłkę nożną w 2008 roku. Został członkiem zarządu Jagiellonii Białystok. W 2010 roku objął stanowisko prezesa „Dumy Podlasia”. I to w czasie jego zarządzania „Jaga” odniosła największe sukcesy w swojej historii. Klub zdobył Puchar i Superpuchar Polski, dwa wicemistrzostwa, i raz brązowy medal za trzecie miejsce.

Biorąc pod uwagę dorobek Kuleszy w Białymstoku, można wysnuć wniosek, że i na piłce i na biznesie pan Cezary się zna. I jest to prawda, ale warto dodać, że sprawy ograniczają się do poziomu lokalnego.

Od początku prezesury Kulesza musiał gasić duży pożar. Polska aby wystąpić na mundialu w Katarze musiała wygrać baraże. Pierwszym przeciwnikiem Biało-Czerwonych miała być Rosja. Media wytykają do dzisiaj, że prezes najpierw mówił o graniu na neutralnym terenie (mecz miał pierwotnie odbyć się w Moskwie). Ostatecznie, także pod naciskiem mediów i opinii publicznej Kulesza zapowiedział, że Polska nie przystąpi do meczu ze Sborną. Z odsieczą przyszła też FIFA, która po prostu wykluczyła Rosję z baraży. 

Później były kolejne „afery”. W listopadzie 2022 roku

biletowa 

przed towarzyskim meczem z Chile. Bilety zamiast do sprzedaży dla kibiców bezpośrednio od PZPN trafiły do pośrednika. Który owszem sprzedawał je, ale z konkretną przebitką cenową. Polski Związek zapowiedział zmianę systemu sprzedaży, ale niesmak pozostał.

Bardzo dużo złych emocji przyniosły występy Polaków w mistrzostwach świata w Katarze. Chwilę przed samą imprezę Szymon Jadczak z Wirtualnej Polski ujawnił, że jednym z ochroniarzy kadry jest Dominik G. 

„Grucha” 

czyli ochroniarz m. in. Roberta Lewandowskiego był oskarżony o udział w zorganizowanej grupie przestępczej, która trudniła się uprowadzeniami, bójkami i promowaniem faszyzmu. Prezes Kulesza przyznał wtedy, że zatrudnienie „Gruchy” było jego pomysłem. Zaprzeczał jakoby miał jakąkolwiek wiedzę na temat zarzutów, jakie ciążyły na ochroniarzu.

Na mundial reprezentacja poleciała bez „Gruchy”. I odniosła sukces – wychodząć z grupy. Jednak część ekspertów jasno wyrażała niezadowolenie, że kadra trenowana przez Czesława Michniewicza grała zachowawczo i bez wykorzystania potencjału najlepszych zawodników. Teoretycznie kibice taki rezultat braliby przed mundialem w ciemno. W rzeczywistości dyskutowano nad przyszłością selekcjonera. Czarę goryczy przelała

afera „premierowa”,

którą poniekąd wywołał… premier Morawiecki. Obiecał reprezentantom Polski 30 milionów złotych za wyjście z grupy. Piłkarze po awansie do 1/8 finału, zamiast myśleć o meczu z Francją, mieli kłócić się o podział premii. Ostatecznie żadnych pieniędzy nie dostali. A posadę stracił Michniewicz. Cezary Kulesza nie komentował ani afery premiowej, przedłużał też zwolnienie Michniewicza dogadując się w tym czasie z Fernando Santosem.

Po raz kolejny czuć było niesmak, bo aferę premiową „wyjaśnił” Robert Lewandowski dopiero w marcu tego roku. Duży wpływ na „przepraszam” które padło z ust kapitana kadry miał wywiad z Łukaszem Skorupskim, który ujawnił szczegóły całej awantury. Lewandowski posypał głowę popiołem 23 marca na konferencji prasowej przed pierwszym meczem eliminacji do mistrzostw Europy z Czechami. Czyli ponad trzy miesiące po jej ujawnieniu. 

Kompromitacja z Czechami i Mołdawią

Nowy selekcjoner, którego Cezary Kulesza zatrudnił w styczniu miał odciąć piłkarzy od wszelkich afer. Fernando Santos miał też wnieść nową jakość do gry Biało-Czerwonych. Jednak boisko w Pradze brutalnie zweryfikowało ten plan. Po trzech minutach Polacy przegrywali już 2:0 i nie wiedzieli właściwie co się dzieje. Ostatecznie mecz zakończył się porażką 3:1. 

Polacy wygrali następne dwa mecze. Z Albanią w eliminacjach do EURO. I towarzyskie spotkanie z Niemcami. Na temat sparingu z naszymi zachodnimi sąsiadami negatywnie wypowiadał się Santos. „Moim zdaniem z punktu widzenia nie byłoby to dobre dla drużyny. Wybrałbym rywala bardziej zbliżonego do Mołdawii” – powiedział w wywiadzie dla Tomasza Ćwikały. I miał rację, bo cztery dni później Polacy doznali kompromitującej porażki z Mołdawią. W Kiszyniowie Biało-Czerwoni mimo prowadzenia dwoma bramkami po pierwszych 45 minutach ulegli walecznym Mołdawianom 3:2.

Sytuacja w teoretycznie prostej grupie eliminacyjnej do Euro w Niemczech, zrobiła sie bardzo trudna. Podopieczni Fernando Santosa nie mogą oglądać się na przeciwników i muszą wygrać wszystkie spotkania do końca eliminacji. Zadanie trudne.

Jakby kłopotów było mało, wybuchł kolejny skandal. Lekarz kadry 

Jacek Jaroszewski prowadził wspólny biznes z Grzegorzem Krychowiakiem 

i jego bratem. Panowie weszli w spółkę i stworzyli klinikę medyczną dla sportowców. Z czasem biznesowi partnerzy poróżnili się… oczywiście o pieniądze. Krychowiak twierdzi, że powiadomił prokuraturę o działaniach Jaroszewskiego. Lekarz kadry z kolei broni się, że to bracia Krychowiak działali na niekorzyść spółki i dla jej ratowania musiał przejąć nad nią pełną kontrolę. Medialna wojna trwa w najlepsze, a zszargany i tak wizerunek reprezentacji przyjmuje kolejne razy. 

I gdy wydawało się, że gorzej przecież już być nie może Szymon Jadczak z Wirtualnej Polski odkrył, że gościem delegacji na meczu z Mołdawią był 

Mirosław Stasiak. 

Były piłkarski działacz skazany prawomocnym wyrokiem sądu za korupcję. Kara to trzy lata więzienia w zawieszeniu na cztery lata i 195 tysięcy złotych grzywny. I dożywotnia dyskwalifikacja. Potem decyzję zmieniono na 10 lat dyskwalifikacji – czas minie w 2026 roku. 

W pierwszym oświadczeniu PZPN dolał benzyny do ognia sugerując, że to jeden ze sponsorów zaprosił skompromitowanego działacza na mecz – bez wiedzy związku. Prezes In Post (sponsor strategiczny reprezentacji) Rafał Brzoska, który oczekiwał wskazania, który z partnerów PZPN zaprosił Stasiaka zagroził konsekwencjami w postaci zerwania współpracy. Z kolei firma Tarczyński, która w 2022 roku podpisała porozumienie z PZPN poszła o krok dalej – całkowicie zrywając kontrakt.

W końcu okazało się, że „pan Mirosław Stasiak był jednym z odbiorców wydarzenia korzystających z naszej puli pakietów wyjazdowych jako osoba towarzysząca” – przyznała firma Inszury.pl. PZPN wcześniej nie chciał ujawniać nazwy partnera, który zaprosił kontrowersyjnego działacza na mecz w Mołdawii.

PZPN i Kulesza cały czas przekonywali, że nie wiedzieli o udziale Stasiaka w delegacji do Mołdawii. I co ważne – nie znali się. Jednak są w tych tłumaczeniach mało wiarygodni. Według ustaleń Tomasza Włodarczyka z portalu meczyki.pl prezes PZPN miał poznać Stasiaka przed finałem Ligi Europy Sevilla FC – AS Roma (31 maja 2023 roku). Przedstawić obu panów miał Tomasz Hajto – co potwierdził w rozmowie z dziennikarzem. 

Formalnie Stasiak był zaproszony przez firmę Inszury.pl, ale akredytacja, którą posiadał była typowo „związkowa”. Stasiak miał bowiem dostęp do każdej strefy na stadionie w Kiszyniowie – a takiego dostępu nie mają sponsorzy i ich goście.

 Wizerunek związku, tak skrupulatnie budowany przez lata za prezesury Zbigniewa Bońka to już tylko piękne wspomnienie. 

Media co chwilę informują o kolejnych rewelacjach w sprawie Stasiaka, nowych wątkach w wojnie na linii lekarz kadry Jaroszewski-bracia Krychowiak. Oraz o fatalnej grze i sytuacji kadry w eliminacjach do mistrzostw Europy.

Takiego pobojowiska w polskiej piłce nie było od dawna.

Bartłomiej Nowak

Poprzedni

Niepewność i osaczenie

Następny

Dawka wiedzy o słońcu i nowotworach skóry