9 grudnia 2024

loader

Przygody Dalajlamy

Na autobiografię Dalajlamy postanowiłem przekornie spojrzeć jako na twór pisarski, literacki, całkowicie abstrahując od kontekstu politycznego.

Zbyt często bowiem zaangażowanie polityczne stanowi środek służący żyrowaniu wartości literackiej dzieła autora. „Słowo „dalajlama” bywa różnie rozumiane. Dla jednych oznacza, że jestem żyjącym Buddą, ziemską emanacją Awalokiteśwary, Bodhisattwy Współczucia.
Inni uważają je za imię „boga króla”. Pod koniec lat pięćdziesiątych oznaczało stanowisko wiceprzewodniczącego Stałego Komitetu w Chińskiej Republice Ludowej. Później, gdy opuściłem swój kraj, udając się na wygnanie, nazwano dalajlamę kontrrewolucjonistą i pasożytem. Sam rozumiem to słowo zupełnie inaczej.
Dla mnie „dalajlalama”, to tytuł, określenie urzędu, który sprawuje. Ja zaś jestem po prostu człowiekiem, i przypadkowo, Tybetańczykiem, który postanowił zostać buddyjskim mnichem. I właśnie jako zwykły mnich chcę opowiedzieć historię swego życia, choć w żadnym razie nie jest to książka o buddyzmie. Robię to z dwóch powodów.
Po pierwsze coraz więcej ludzi chce dowiedzieć się czegoś więcej o dalajlamie. Po drugie, jest to dla mnie okazja, by dać bezpośrednie świadectwo wielu faktom historycznym. Swoją opowieść przedstawiam po angielsku – sądzę, że taki jest wymóg czasu, w którym przyszło mi żyć.
Nie było to łatwe, ponieważ moja zdolność wysławiania się w tym języku jest bardzo ograniczona. Zdaję sobie sprawę z możliwej różnicy między tym, co chciałbym przekazać, a sensem, jaki mogą mieć moje angielskie wypowiedzi. Ale podobnie miałaby się rzecz z przekładem z tybetańskiego. Powinienem również zastrzec, że wiele materiałów źródłowych było dla mnie niedostępnych, a moja pamięć jest również zawodna, jak pamięć każdego innego człowieka (..) – tak napisał Dalajlama w 1990 w formie słowa wstępnego do wydanej właśnie wtedy jego autobiografii.
W tym słowie wstępnym uderza skromność Dalajlamy, jego dystans do siebie samego, do pełnionej funkcji i właśnie ona, skromność i prostota należą do najbardziej uderzających cech jedną z cech jego autobiografii. Przekłada się to pozytywnie na formę narracyjną jaką przyjął sławny autor, odznaczającą się stylem niemal ewangelicznej prostoty, pozbawionej nawet cienia megalomanii, grandilokwencji czy popisów intelektualnych.
Na tę prostotę narracyjnego przekazu autobiograficznego Dalajlamy na pewno wpłynął wspomniany przez niego fakt, że napisał swoją autobiografię w języku angielskim, co istotnie ograniczyło możliwość szczególnie subtelnego cieniowania sformułowań, opinii, relacji. Dało to jednak ten efekt, że jego autobiografia została napisana prostym, pozbawionym stylistycznych meandrów językiem, co czyni ja dostępna dla masowej publiczności czytelniczej na całym świecie.
A że życie Dalajlamy było bardzo bogate, obfite w zdarzenia, przeżycia i przemyślenia, tym bardziej atrakcyjna jest ta lektura, którą czyta się jak zupełnie niezłą powieść, chciałoby się rzec, choć może to zabrzmi nieco zbyt lekko jak na jej problematykę, fragmentami dramatyczną, przygodową. Same jednak tytuły niektórych rozdziałów sugerują „przygodowy” charakter części przynajmniej narracji: „Pan Białego Lotosu”, „Lwi Tron”, „Ucieczka”,, Wilk w szatach mnicha”.
Może ktoś oburzyć się takim podejściem do postaci i biografii Dalajlamy, wszakże przystępowałem do tej lektury przede wszystkim jako czytelnik zainteresowany dobrze, atrakcyjnie podaną opowieścią wybitnej postaci współczesnego świata. Autobiografię Dalajlamy wzbogaca appendix zawierający istotne informacje o administracji tybetańskiej, o języku, religii, spore fragmenty poświęcone historii Tybetu itd. Całość kończy „oświadczenie w sprawie kolejnego odrodzenia”, poświęcone następnej inkarnacji Dalajlamy i przyszłości pełnionego przez niego urzędu, w tym objęcia następstwa po nim.
Dalajlama – „Wolność na wygnaniu. Autobiografia”, przekł. Adam Kozieł, Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 2021, str. 391, ISDN 978-83-8196-191-2

Krzysztof Lubczyński

Poprzedni

A co, jeśli Jakub Żulczyk ma rację?

Następny

48 godzin sport

Zostaw komentarz