1 grudnia 2024

loader

Rozczarowanie i śmierć konserwatysty

Od pewnego czasu w pisowskich szczujniach karierę robi słowo „konserwatysta”. Pisowscy funkowie medialni na wyścigi używają w stosunku do rządów PiS i do swojej działalności określenia „konserwatywne”. Co znamienne, w znaczącym stopniu zepchnęły one na drugi plan słowo „prawicowe”. To prawdopodobnie wynik niedouczenia pisowskich funków medialnych.

Słów „konserwatywny”, „konserwatysty” używają oni wadliwie, nieadekwatnie, tak że śmiech szyderczy bierze płuca we władanie, jako że praxis rządów PiS w Polsce czy Orbana na Węgrzech można śmiało określić jako populistyczne czy prawicowe, nawet narodowosocjalistyczne, ale, na boga, w żadnym razie nie jako „konserwatywne”. Konserwatyzm oznacza bowiem, m.in. poszanowanie dla instytucji i ciągłości czy egzystencjalny pesymizm co do natury ludzkiej. Żadnej z tych cech nie sposób dopatrzeć się w arywistycznych, wrogich demokratycznemu państwu prawa rządach PiS. Ani szacunku dla instytucji, ani egzystencjalnego pesymizmu. PiS żywi naiwną, prostacką wiarę w możliwość dowolnego formowania postaw ludzkich za pomocą tandetnej propagandy, podporządkowanej ideologicznie szkoły i – przede wszystkim – pieniędzy. Naturę ludzką ma za tworzywo podobne do plasteliny.

Król Marcin – filozof

Jako liberalny konserwatysta deklarował się natomiast Marcin Król (1944-2020). Jego klasyczny rodowód inteligencki, wykształcenie socjologa, historyka idei i filozofa polityki zaprowadziło go w marcu 1968 roku do życia publicznego. „Marcowy chrzest” przypłacił kilkoma miesiącami więzienia. Swoje liberalno-konserwatywne poglądy uprawiał wraz z gronem współpracowników na łamach pisma „Res Publica”, które od roku 1987 ukazywało się w obiegu prasowym PRL jako pierwsze legalne pismo opozycyjne. Wyrażał je też w książkach eseistycznych (m.in. „Ład utajony”, „Podróż romantyczna”, „Sylwetki polityczne XIX wieku”). Bardzo interesował się dziejami Wielkiej Rewolucji Francuskiej. Uczestniczył w obradach Okrągłego Stołu, związany był m.in. z kręgiem wokół Fundacji Batorego. W sferze nauki kontynuował zainteresowania teorią demokracji i liberalizmem („Liberalizm strachu czy liberalizm odwagi”, „Bezradność liberałów”).

„Byliśmy głupi”

Na początku drugiej dekady XXI wieku, Król coraz mocniej wyrażał pesymizm wywołany kryzysem demokracji i niepowodzeniami transformacji ustrojowej w sferze społecznej. Uznał, że liberalno-demokratyczni twórcy ustroju Polski po 1989 roku popełnili błąd nie uwzględniając rosnącego znaczenia narastających nierówności społecznych, co w konsekwencji utorowało drogę populistycznym i skrajnie antyliberalnym rządom PiS. Dał temu wyraz w głośnym wywiadzie dla „Gazety Wyborczej” zatytułowanym „Byliśmy głupi” (2014) i książce pod tym samym tytułem. Coraz bardziej pesymistycznie zapatrywał się też na kryzys Europy („Europa w obliczu końca”, „Klęska rozumu”). We wstępie („Filozof w obliczu postprawdy”) do dziennika Króla z czasu epidemii (kwiecień – październik 2020 ), Marci Shore zarysowała na poły prywatną, na poły publiczną sylwetkę Króla „na tle epoki”, na tle jego kręgu towarzysko-ideowego, między innymi jako ucznia Leszka Kołakowskiego, „proroka końca filozofii nowożytnej” . Portretując Króla jako konserwatystę Shore zauważa, że „jego konserwatyzm żywił się przede wszystkim potrzebą zachowania ciągłości. Z temperamentu był bardzo ostrożny wobec radykalnych zerwań w czasie, prób ocięcia teraźniejszości od przeszłości”. Ten rodzaj konserwatyzmu oddzielał go barierą zarówno od PRL ( nie mógł jej lubić z definicji, bo była „komunistyczna” i była zerwaniem z dawną Polską), jak i kilka dziesięcioleci później, od rządów PiS, które z kolei dążyły do zerwania ze wszystkim co było przed nimi, z wyjątkiem tępego tradycjonalizmu podszytego prymitywnym religianctwem katolickim. „Władza PiS – „dobra zmiana”, z jej polityką historyczną, wojną z ideologią gender – była dla Marcina nie do zniesienia” – napisała Shore – W ogóle nie przewidywaliśmy czegoś takiego – mówił Alikowi Smolarowi – że są barbarzyńcy koło nas, wśród nas, w nas”. To znaczy może nie w tobie i nie we mnie, ale na przykład w naszych kolegach Kaczyńskich”.
W tych frustrujących dla niego okolicznościach, uciekał Król w filozofię, do swoich mistrzów, i tych znanych z autopsji, i tych z odległej filozoficznej przeszłości, jak Hobbes, Montesquieu, Locke, Rousseau, Burke, Tocqueville, Mill. Jego dewizą było: „Nie wolno nie korzystać z wolności. Nie wolno się bać”. „Notatki z czasu epidemii” poprzedza esej własny Króla, tytułowe „Pakuję walizki”. Król te walizki pakuje, by polecieć, ale „nie wie gdzie, tyle że nie do Paryża” (ależ dlaczego?!). Przed zaplanowanym odlotem, który nie odbył się z powodu wybuchu pandemii, Król dokonuje autorekolekcji. Pisze o końcu dotychczasowego świata („W obliczu końca”). To jednak nihil nowi sub sole. „W kulturze europejskiej przekonanie o tym, że coś się kończy, istnieje co najmniej od renesansu. I równoczesne przekonanie, że coś się zaczyna. Jedni załamywali ręce nad końcem drogiej im epoki, inni cieszyli się na zalążki nowej”.

Znikający Kościół i paskudny głos orła – godła narodowego

Król wspomina tu najpierw swoje „kilkudziesięcioletnie współżycie z Kościołem”, mimo indyferentnego religijnie domu, by dojść do konkluzji: „I oto powoli Kościół znika (…) znika ze świata rzeczywistego. Nie z przeszłości, ale z teraźniejszości i z przyszłości, tylko biskupi i kardynałowie jeszcze tego nie wiedzą”. (…) Kiedy widzę, jak zbiera się polski Episkopat, przypomina mi się „Roma” Felliniego z pokazem mody kardynalskiej. Kiedy czytam te namaszczone i puste rozważania, myślę z przykrością, że to są następcy św. Tomasza i Pascala. Degradacja niebywała. Co się stało? Nie ma jednej odpowiedzi, ale kilka niepełnych możemy wskazać. Myśl religijna nigdy nie podniosła się po ciosach zadawanych jej na oślep przez Oświecenie, a nawet Kartezjusza, ale gdyby Kościół był tak silny, jak być powinien, toby pod tymi – często bardzo powierzchownymi – ciosami nie upadł”. I dalej Król snuje wysoko szybujące rozważania na temat przyczyn upadku Kościoła, powołując się na papieży, wielkich myślicieli religijnych i Trójcę Świętą. Obawiam się, że wyrafinowany Król filozof sądzi o Kościele zbyt po sobie, czyli zbyt pochlebnie i szlachetnie. Daleko jeszcze było do Oświecenia i Wielkiej Rewolucji Francuskiej, ba, daleko było jeszcze do Renesansu, gdy rozległym jądrem myślowym Kościoła byli zapijaczeni, nażarci, chciwi, tępi mnisi, i to raczej ich dziedzictwo zaciążyło na przyszłości Firmy. Akwinata czy Pascal, to w wymiarze oddziaływania społecznego była wąska nisza, elita elit, esencja intelektualna, o której większość proboszczów świata, nie mówiąc już o szeregowych klechach nawet nie słyszała. Nawet o Akwinacie (św. Tomaszu), który choć miał fizjonomię opasłego mnicha z „Dekameronu”, „Opowieści kanterberyjskich”, czy polskiej „Monachomachii”, to dysponował mózgiem formatu Einsteina. Podczas swoich rozważań snutych w domu na wsi z widokiem na drzewostan, filozof Król obserwuje miejscowe ptactwo i ptaszyska. Nagle dostrzega orła bielika, „nasze godło narodowe”. „Orzeł zatacza wielkie koła, wydaje paskudny dźwięk – to nie jest słowik”. W rozdziale „Banalizacja zła” mówi o stałej obecności „diabła” w duchowości europejskiej ( i zdaje się, że widzi go niemal osobowo), o „nieuchronnym końcu demokracji w takiej odmianie, czyli jedynej nam znanej”. Jest też sporo o okrutnej niewinności zwierząt i oczywiście nie tylko zwierząt Króla (koty i psy): „Kot, ten starszy i podlejszy. Przyniósł mysz. Położył przed sobą. (…) On mi proponuje wspólna konsumpcję. Kiwam przecząco głową, ale muszę podziękować za tę propozycję. (…) Psy wykazują zero zainteresowania myszą. Śpią dalej”. Jest też o współczesnym przemyśle unikania cierpienia. Daje nawet, za Zygmunta Freuda „Kulturą jako źródłem cierpień”, przepis na jego unikanie, w kilkunastu punktach. A po tym „dziennik z czasu pandemii”. Zaczyna się od filipiki antypisowskiej („niekompetentni, brzydcy ludzie”, „nieinteligentni i strachliwi”, „zabójcy ducha”, „podli realiści, grający na najniższych uczuciach”, „budzę się z krzykiem, bo mi się śni straszna twarz Sasina”) a potem już miarowy, popularny w formie wykład myślenia filozoficznego, tytuły polecanych lektur (od „Apokalipsy św. Jana” po „Winnetou”. I tak dalej, i tak dalej, polecam gorąco te pośmiertne rekolekcje filozoficzne Króla Marka, filozofa.
Marcin Król – „Pakuję walizki”, „Iskry”, Warszawa 2021, str. 229, ISBN 978-83-244-1103-0

Krzysztof Lubczyński

Poprzedni

Reforma rolna w atrakcyjnej lekturze

Następny

Nie ma wolności bez… odpowiedzialności!