Jeśli jest coś, czego nas może uczyć ten rok, to chyba tego, żeby nie skreślać wcześniej nikogo, każdemu dawać szansę. I zawsze, ale to zawsze, mieć nadzieję. Nie, nie piszę tylko w kontekście obecnego mundialu, czyli Maroka, Japonii, a nawet Chorwacji. Piszę w kontekście całego roku kalendarzowego.
Ilu z nas nie dawało wiary, że Ukraina będzie sobie radzić z Rosją aż tak skutecznie? Ilu z nas, z pełnym współczuciem, ale jednak była przekonana, że Rosja, przy tej ciągle deklarowanej potędze, znowu wygra z Ukrainą. Że Kijów szybko padnie, a jak nie padnie Kijów, to padnie wschód, a jak nie padnie wschód, to w kolejnym rzucie Rosjanie rzucą takie siły, że w końcu wygrają. A jednak się nie udało. Jednak społeczeństwo Ukrainy, jej armia, jej sojusznicy dali radę. Warto czasami dawać szanse tym „słabszym”, nawet jeśli na papierze wydaje się, że nie mogą wygrać. Współczesna wojna mniej zależna jest od liczby żołnierzy, bardziej od ich jakości oraz jakości sprzętu.
Ilu z nas uwierzyło, że po Brexicie, Kaczyńskim, Orbanie, czy sukcesie włoskiej prawicy, Unia Europejska zaraz osłabnie? Paradoksalnie Bruksela, ze wszystkimi swoimi wadami (tak, pamiętam hańbę w sprawie Grecji), jawić się zaczęła nie tylko jako czynnik stabilizujący, ale jedyna siła potrafiąca postawić się krajowym nacjonalizmom. Nagle ta słaba UE zaczęła kąsać. Tak, blokada pieniędzy z Krajowego Planu Odbudowy boli, ale też jest przykładem tego, że UE potrafi pokazać siłę. Dla Polski to o tyle dobrze, że prędzej ze strony unijnej doczekamy się pro-podatkowej, czy pro-pracowniczej legislacji niż ze strony PO albo PiSu. Kraje tzw. Zachodu są w wielu sprawach o wiele bardziej na lewo od Tuska z Kaczyńskim.
Ilu z nas uwierzyło sondażom i opowieściom, że już po Demokratach w USA. I z całą rezerwą do tego, jak rządzą i jak bardzo sama partia Demokratyczna jest antypostępowa, to jednak zahamowanie fali trumpizmu jest dziś kluczowe. Nie tylko ze względu na samo USA, ale ze względu na nasz rejon i poparcie dla walczącej Ukrainy. Akurat w tej części świata Amerykanie pomagają, co nie znaczy, że w innych nie robią czegoś dokładnie przeciwnego. Żyjemy jednak tu i teraz i pomoc jest absolutnie kluczowa.
Ile razy słyszeliśmy, że Brazylia się już nie podniesie po rządach Bolsonaro. Że oto nastąpiły czarne dni dla lewicy i prawica znowu będzie przez lata w natarciu. Że wyginie Amazonka. A mimo to lewicowy Lula wygrał i znowu zostanie prezydentem. Czasami warto szukać politycznej nadziei. To nie jest tak, że przez świat idzie tylko prawicowa ofensywa. Przeciwnie idzie także antyprawicowa kontrofensywa, a krajobraz polityczny jest bardziej zmienny w obie strony, niż nam się wydaje.
Wreszcie, ile razy słyszeliśmy, że także w Polsce lewica się nie podniesie? Jak to będzie spadała po próg, bo nie chce iść pod sztandarem wspólnej listy. Bo ma inne zdanie. Bo poparła Krajowy Plan Odbudowy. Bo liderzy i liderki lewicy powiedzieli coś w social mediach. Bo małpują zachód zamiast czapkować liberałom.
A mimo to żaden, ale to żaden, sondaż nie tylko nie spycha Lewicy pod próg, ale przede wszystkim daje jej władzę w przyszłej koalicji. Bez Lewicy nie jest bowiem możliwe żadne nowe, czy w ogóle jakiekolwiek, rozdanie. Oznacza to, że (o ile te sondaże się utrzymają) Lewica znowu będzie u władzy.
Co z tą władzą zrobi? Na jakie pójdzie kompromisy? Ile z Lewicy będzie starej lewicy, ile nowej lewicy? Co będzie priorytetem, a co będzie złożone na ołtarzu wspólnego kompromisu? Czas pokaże. Ale po raz pierwszy od lat, i to przy rzekomo brunatnej fali w Europie, polska partia lewicowa może myśleć o realnym uczestnictwie w przyszłej władzy. To bardzo wiele. W końcu czekała na to tylko 17 lat.