Podczas lektur „Maskarady geniuszy” Fritza von Herzmanovsky’ego-Orlando towarzyszyły mi dwa wrażenia. Pierwsze wiązało się z pierwszymi godzinami lektury i można je określić jako podziw dla stylu, bogactwa, rozmachu i estetyki dzieła.
Drugie odczucie wynikało z nadmiaru, z przesytu, z nadobfitości, z grandilokwencji, mogącej w pewnym momencie lektury wzbudzić (we mnie wzbudziło) stan niejakiego znużenia, zgodnie z zasadą, że „co za dużo to niezdrowo”. Najwspanialsze nawet słodycze, czekolada, chałwa, rachatłukum, owoce kandyzowane czy najsmakowitszy tort, itd., jeśli spożyjemy ich za dużo, mogą wywołać uczucie mdłości.
Jednak ja akurat przeczytałem „Maskaradę geniuszy” jednym tchem, jednodniowym ciągiem od rana do nocy. Można więc, jak sądzę, zapobiec przesytowi, jeśli będzie się czytało tę powieść z wolna, przez wiele dni, może tygodni, czytając kolejne stronice i rozdziały tak, jak od czasu do czasu sięga się po pralinkę z bombonierki. Dlatego nie będę się koncentrował na ujemnym aspekcie tej lektury, lecz na jej walorach i na podziwie, jaki budzą.
Ten podziw wynikał ze smakowania cudownego barokowego przepychu „Maskarady”, z jej polifonii, z feerii werbalnej i sensualnej, z jej kształtów, zapachów, barw, smaków, dźwięków, z jej przebogatej onomastyki nazw geograficznych, prawdziwych czy zmyślonych, z jej rzadkiej w literaturze eksplozji nieokiełznanej fantazji.
Walory to czysto czytelnicze, na poziomie „czystej formy”, przywołujące na myśl dwóch arcymistrzów „czystej formy”, polskiego – Witkacego i francuskiego – Raymonda Roussel. Sprawiają, że ani trochę nie przeszkadzało mi to, iż gigantyczna literacka psychomachia Herzmanovsky’ego jest przecież literackim „czynem bezzasadnym” („Lochy Watykanu” André Gide), jest w gruncie rzeczy pozbawiona większego sensu i racjonalności w klasycznym znaczeniu tych pojęć.
Bo jedynie ramą czysto formalną jest uznanie, że „Maskarada geniuszy” to wielka alegoria rozkładu monarchii austrowęgierskiej. Wzięcie tej kwalifikacji na serio oznaczałoby, że trzeba by uznać „Maskaradę” za powieść polityczną czy metapolityczną, a przecież tak nie jest, bo nie o politykę i społeczeństwo Herzmanovsky’emu przy tworzeniu jego dzieła chodziło.
I nie o zwykły, klasyczny sens jego opowieści. Nie zmienia tego fakt, że w tle przygód pikarejskiego w typie (skojarzenia z Łazikiem z Tormesu, Pablosem z powieści Francisco Quevedo, Idzim Blasem, czy baronem Műnchhausenem) bohatera, Cyriaka von Pizzicolli są czterej królowie mitycznej Tarokanii pochodzący z talii taroka i jej dyktator Skiz (odpowiednik dżokera z talii karcianej).
Nie była też celem autora „Maskarady” logiczna, linearna narracja, jako że powieść ta jest afabularna, amorficzna, mozaikowa, fragmentami „szkatułkowa”, niejednorodna, przepełniona tworami rozszalałej wyobraźni, iluzji, manieryzmu, karnawałowego „rozhulania”, także językowego, co czyni z niej eksplozję niepohamowanej onomastyki i wszelakiego słowotwórstwa, pełnego gier słownych, kalamburów,
onomatopei.
„Maskarada” jest utworem grandilokwentnym, pełnym fabularnej i stylistycznej przesady. Sfera onomastyczna (nazwy i nazwiska) i słowotwórcza „Maskarady” jest niej tak ważna, że objaśnia ją w tekście dołączonym do edycji, fragmentami bardzo drobiazgowo, tłumacz Ryszard Wojnakowski. Z kolei krytyk Piotr Paziński nakreślił w posłowiu źródła kulturowe i biograficzne leżące u podstaw zamysłu Herzmanovsky’ego, jego tło i konotacje intelektualne.
Wśród nich wspomina Paziński m.in. o artystycznym kręgu „Kosmiter”, którego przywódcą był gnostycki mistyk, wizjoner, okultysta, pangermański piewca pogańskiej witalności, Alfred Schuler. I rzeczywiście w tworzywie „Maskarady” ślady tych motywów dają się zauważyć. Tych wpływów i konotacji literackich, kulturowych, filozoficznych jest zresztą w ogromnym objętościowo dziele bardzo wiele, co zresztą konstytuuje tę powieść także jako rodzaj powieści kulturowej,
erudycyjnej.
Jej kulturowość nie ogranicza się wszakże do filiacji literackich, artystycznych i filozoficznych, ale przyjmuje także w jednej z warstw postać wielokulturowości, wynikającej zarówno z ducha i praktyki wielonarodowej CK monarchii habsburskiej, jak i z fascynacji samego Herzmanovsky’ego obcymi kulturami i narodami, egzotyką, w tym w szczególności fascynacja czarami Orientu, ale także kulturą antyczną, klasyczną, hellenistyczną, bizantyjską itd. Oddajmy na koniec głos wydawcy, który tak napisał o „Maskaradzie geniuszy”: „Powieść fanaberia, powieść burleska, powieść eksperyment – oto czym jest „Maskarada geniuszy”. W Tarokanii, operetkowym królestwie przywodzącym na myśl monarchię austro-węgierską, panują wybierani z talii taroka czterej królowie, a dyktatorskie rządy sprawuje potężny skiz. W tym świecie tajni radcy plamią jak kleksy tło Arkadii, przywiędłych biurokratów kuszą dziewczęta z obrazów Boticellego, a groteskowe perypetie układają się w fabułę inicjacyjną. „Maskarada geniuszy” to z polotem napisana, barokowo rozbuchana wariacja na temat upadku monarchii austro-węgierskiej.
Mity i wyobrażenia wrzucone zostały w świat jakby wzięty z drugiej strony lustra, zaludniony przez postacie o nazwiskach przedrzeźniających do kwadratu najzabawniejsze nazwiska austro-węgierskich baronów. Bułhakow spotyka tu Alicję, Szekspir idzie pod rękę z Witkacym”. Krytycy nie uznali „Maskarady geniuszy” za arcydzieło, lecz za dzieło pęknięte, niedopełnione, w naje;lepszym razie za arcydzieło skażone. Nie uważam w tego rodzaju kwalifikacji za zbyt ważne. W końcu to tylko spór o słowa, więc rekomenduję lekturę tego wielowarstwowego tortu, jakim jest powieść austriackiego pisarza. Czytajcie, czyli jedzcie, ale bez pośpiechu, kawałek po kawałku. Wtedy najlepiej można poczuć jego wyszukane smaki.
Fritz von Herzmanowsky – „Maskarada geniuszy”, przekład i komentarz Ryszard Wojnakowski, posłowie Piotr Paziński, Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 2019, str. 535, ISBN 978-83-8196-008-3