Pracujesz w korporacji, masz rodzinę, właśnie urodziło ci się dziecko i wziąłeś kredyt hipoteczny na mieszkanie? Nie licz na podwyżkę. Żeby nie wiem jak cię cenili nie dadzą, bo wiedza, że jesteś uwiązany koniecznością płacenia rat i nie zaryzykujesz odejścia i poszukiwania pracodawcy, który bardziej cię doceni. Podwyżkę dostanie singiel, może nie aż tak sprawny zawodowo jak ty, ale wolny i wystarczająco cenny dla firmy, aby zechciała zapobiec jego odejściu podwyższając mu pobory.
W kapitalizmie korporacyjnym im mniej czegoś potrzebujesz tym chętniej ci to dadzą. Niech no jednak wyczują, że jesteś w potrzebie, że ci zależy, a dostaniesz figę z makiem a może i kopa. Moja siostra jest osobą zamożną i kupuje w najdroższych sklepach z 70 procentowym upustem. Stać ją na zapłacenie pełnej ceny, ale ponieważ jest sławna i bogata dostaje taniej, niż ci, którzy często oszczędzają miesiącami, żeby spełnić jakieś swoje marzenie o luksusie i elegancji. Zamożni, jeżeli już muszą pożyczać pieniądze, to uzyskują kredyt na o wiele korzystniejszych warunkach niż ubodzy. Miliony ludzi, tych najbiedniejszych jest wręcz skazanych na pożyczanie u lichwiarzy, bo banki pożyczają tylko tym, którzy mają więcej.
W Rzymie w dzielnicach robotniczych ceny w sklepach są wyższe niż w położonych na obrzeżach miast centrach handlowych. Sterani wielogodzinną pracą fizyczną ludzie nie mają siły a często i możliwości jeżdżenia po zakupy gdzieś dalej i przepłacają w sklepach pod domem.
Supermarket udziela rabatu tym, którzy zrobią zakupy za co najmniej tyle i tyle. Jeżeli nie masz, jeżeli kupujesz tylko niezbędne do przeżycia produkty nie ma dla ciebie prezentu. Zamożni lubią mówić, że „nie stać ich na kupowanie tanich rzeczy”. I w jakiejś mierze mają rację. Nie w tym, że ich nie stać, ale w tym, że taniocha okazuje się często najdroższa. Tanie skarpetki okazują się produktami jednorazowego użytku i bardzo szybko trzeba kupować następne. Podczas gdy kupienie tych droższych pozwala zaoszczędzić sporo pieniędzy ze względu na ich trwałość. To samo dotyczy bardzo wielu innych produktów. Żeby jednak kupować optymalnie, to co się bardziej opłaca, trzeba mieć w kieszeni odpowiednio dużo gotówki, albo kartę płatniczą, której nie połknie od razu bankomat.
Wielu ludzi, w tym klientów Kancelarii Sprawiedliwości Społecznej sądzi, że ich cierpienie i krzywda, której doznają wzruszy decydentów. Dlatego często rozpłakują się albo pałają świętym oburzeniem podczas rozmów z wierzycielami, bankowcami, administratorami budynków czy pracownikami pomocy społecznej. Nic z tego. Okazywanie emocji to słabość. Słaby jest ten kto krzyczy i ten kto płacze i błagalnie spogląda na rozmówcę, od którego decyzji zależy jego los. Bo w tym kapitalistycznym świecie liczy się tylko siła. Trzeba więc raczej nadrabiać miną, wykazywać spokój i opanowanie, bo one świadczą o tym, że trzeba się z nami liczyć, i że być może będziemy się jeszcze umieli skutecznie bronić przed eksmisją, licytacją, zajęciem komorniczym, wyrzuceniem z pracy, odmową leczenia czy tym podobnymi rozkoszami wolnego rynku. Bezbronnych, rozhisteryzowanych, chwiejnych system zabija na miejscu. Nikt się tu nie cacka ze słabszymi. Dlatego chodzimy z nimi do sądów, na negocjacje, do banków, urzędów, pracodawców itd.
Kiedyś spóźniłem się na samolot z Paryża do Warszawy. Wszystkie franki zdążyłem już wydać. Nie miałem nawet na metro do miasta. Poskarżyłem się francuskiej pracowniczce odpraw, że chyba zamieszkam na lotnisku, bo na dobre utknąłem. Wzruszyła tylko ramionami dając mi wyraźnie do zrozumienia, że nic jej to nie obchodzi. Na szczęście nawinął się agent LOT-u starej daty i bardzo szybko załatwił przebukowanie nieważnego jak mi się zdawało biletu i miejsce w następnym samolocie do Warszawy. Z nową kartą pokładową klasy biznes znalazłem się w strefie dla VIP-ów. Ku mojemu zdumieniu mogłem jeść krewetki, pić najlepszą whisky i szampana, nic nie płacąc. Wszystkich obecnych w tej oazie dobrobytu stać było na kupowanie czego dusza zapragnie, więc dostawali to za darmo. To był istny komunizm. Bezgotówkowy raj.
W jednym z największych koncernów papierniczych na świecie, konsultantka kupuje na prezenty dla VIP-ów pióra po kilka tysięcy euro sztuka, ale koncern nie „może” podnieść nawet o złotówkę głodowych pensji magazynierów. Nic nie jest zbyt drogie, kosztowne dla tych na górze i każdy grosz wydany na polepszenie losu maluczkich to „karygodne marnotrawstwo”.
Te feudalne stosunki w ramach których „szlachta” nie płaci nic albo mało, a „plebs” płaci podwójną cenę, wynikają z coraz większego rozchamienia kapitału, który uzyskał tak wielką przewagę nad pracą, że już nawet nikt nie udaje, że mamy tu jakąś demokrację.