7 listopada 2024

loader

Campus Polska Przyszłości czy Przeszłości? Letnia szkoła nadwiślańskiego liberalizmu

Rafał Trzaskowski i Donald Tusk fot. Facebook

Młode pokolenie siłą rzeczy najsłabiej zna społeczno-gospodarcze realia. A to z nimi będą się zmagać młodzi jako dorastający członkowie różnych wspólnot życia i pracy. Dlatego staje się ono łatwym terenem łowców dusz. Ich umysły obrabia konserwatywna prawica, najskuteczniej tiktokowy Sławomir. Ale też nie próżnują nadwiślańscy liberałowie. Choć wszyscy po trochu jesteśmy ofiarami telemeledemokracji – tej chluby Zachodu. W Olsztyńskim Kortowie trwa właśnie przedwyborczy spektakl dla młodych. Bezpośrednio uczestniczy w nim 1300 widzów, a dzięki relacjom telewizyjnym zapewne kolejne tysiące. Na tym przykładzie można zobaczyć, jak dogorywa publiczna debata oparta na diagnozie problemów społecznych i wspólnym poszukiwaniu strategii ich rozwiązywania.

Wszystkie nasze strachy z wyjątkiem najważniejszego. Liberalna demokracja ma być darem Zachodu dla dawnych dzikusów z epoki kolonialnej. Ale Zachód przynosi ją na wszystkie kontynenty głównie za pomocą zamachów stanu i kolorowych pseudorewolucji. Rejestr przeogromny. Wystarczy przypomnieć obalenie w 1953 r. irańskiego rządu Mohammada Mosaddeqa, który znacjonalizował poprzednika BP. Rok później spotkało to samo Gwatemalczyka Jacobo Arbenza, który stał na czele reformatorskiego rządu. Reformy tzw. nacjonalistów ekonomicznych jak zwykle uderzały w interesy miejscowej oligarchii oraz amerykańskich korporacji. W tym przypadku to United Fruit, która nie przypadkiem zmieniła nazwę na Chiquita. Zyski z tego bananowego imperium trafiały też, jak zawsze, na konta i polityków. W tym przypadku do braci Dullesów, Johna Fostera i Allena, ówczesnego szefa CIA. Nic dziwnego, że Departament Stanu USA, ogłosił obalenie Arbenza jako przełomowe zwycięstwo w wojnie o „demokrację”. Inne dzieła amerykańskich ambasadorów, wojskowych attaches czy absolwentów US School of Americas znamy lepiej. Np. zamach stanu, by obalić rząd Jedności Ludowej Salvadora Allende w Chile czy wybitnego męża stanu Indonezyjczyka Sukarno, nawet poświęcając życie co najmniej miliona „komunistów”. Teraz trzęsie się w posadach chavistowski reżim w Wenezueli. Zawsze czuć ropę, podobnie jak w Indonezji i na Bliskim Wschodzie.

 Demokracja liberalna jest magicznym trikiem ideologów kapitalizmu. Daje on potencjalnie każdemu poczucie wpływu na swój los. Ale czy słusznie? W społeczeństwie kapitalistycznym pozycję jednostki wyznacza jej miejsce w społecznym podziale pracy i własności. Są właściciele ogromnych portfeli kapitału pieniężnego i majątków jak Kulczykowie. A obok nich, czy raczej poniżej, właściciele swojej siły roboczej, zarówno Jarząbki z miast i wsi, jak i specjaliści-drużynnicy korporacji: menedżerowie, prawnicy, marketingowcy, zarządzający pakietami akcji. Ale jest dziedzina, w której każdy z nich ma jeden głos, są więc równi. Ale to pozór. Bo tylko jedni mogą finansować katedry ekonomii i różne think tanki sławiące wolną przedsiębiorczość, mogą finansować i lobbing swoich interesów, i kampanie wyborcze przyszłych marionetek. Pośrednikiem w robieniu wody z mózgu mniej uprzywilejowanym stała się tzw. klasa polityczna. Żyje ona z polityki, a więc z funduszy publicznych i pieniędzy sponsorów. Ich kwalifikacje mogą być niepospolite, najczęściej przydatne stand-uperom: umiejętność przemawiania, replikowania, skupiania uwagi, aktorskie zdolności robienia bohaterskich min i póz. Przede wszystkim muszą oni stworzyć towarzystwo wzajemnej adoracji i arogancji zwane partią polityczną. Ich zadaniem jest wykreowanie korzystnego dla swoich mocodawców obrazu świata społecznego. Obecnie to tzw. narracja, która ma przyciągnąć uwagę i głosy ludzi zwykle mało przytomnych. Bo przecież to głos wyborcy ostatecznie daje mandat do rządzenia, a ten zapewnia godziwe środki utrzymania, nie tylko dla siebie. Gorzej z rozumieniem świata, w którym się działa: i celowym, i wynikającym ze skromnej wiedzy o dziejach kapitalizmu, o mechanizmach jego funkcjonowania, o faktycznych przyczynach, interesach i intencjach różnych przyjaciół i rywali, zwłaszcza na scenie międzynarodowej. Dlatego rozpoczynający kampanię wyborczą prezydent Warszawy straszy demonami zła ze Wschodu: Władimirem i Alaksandrem. Nie mówi natomiast (bo chyba dostrzega, mam nadzieję) o głównym problemie nadchodzących dekad. A jest nim kryzys bez końca w kapitalizmie bez granic. To praprzyczyna głębokich zmian, które wymusi narastający kryzys planetarny. Problem praktyczny polega tu na wytłumieniu wzrostu gospodarczego, odejściu od kultu PKB i sprzęgniętego z nim kultu masowej konsumpcji. Ale jak to zrobić w Systemie podporządkowanym logice zysku, przymusowi ciągłego obiegu kapitału: pieniądz, masa towarowa, więcej pieniądza. Najwybitniejszy polski ekonomista, Michał Kalecki, nazwał tę strukturalną wadę Systemu tragedią inwestycji. Obecnie przybrała ona postać globalnego dramatu – tworzy go nieograniczony wzrost gospodarczy w ograniczonej w zasoby planecie. Ta dodatkowo musi zachować naturalne procesy obiegu różnych pierwiastków między atmosferą, hydrosferą i litosferą (węgla, azotu, siarki, fosforu, pierwiastków śladowych). Wszystkie one podtrzymują egzystencję gatunku na planecie. Bity nigdy nie zastąpią atomów, bo wygoda naszej egzystencji w cywilizacji przemysłowej obecnie i w przyszłości zależy od cementu, stali, tworzyw sztucznych i amoniaku. Bez chipów, półprzewodników, komputerów osobistych, tych darów Rynkowych Panów Jobsa czy Gatesa – moglibyśmy się obejść, twierdzi Vaclav Smil, najwybitniejszy obecnie znawca roli energii w dziejach naszego gatunku. Może udało się komuś wychwycić jakieś szczątki myśli obecnych przewodników narodu w tej materii? 

Kolejne wyzwanie to los ludzi zbędnych, których na planecie slumsów są miliardy. Strzelanie na granicach UE, głównie na wschodniej, czy między Stanami Zjednoczonymi a Meksykiem to już kiedyś stosowany pomysł, podobnie jak bombardowanie dzikusów (Afgańczyków, Irakijczyków, Jemeńczyków, Libijczyków, obecnie Palestyńczyków i Libańczyków). Na taką eksterminację godzi się Zachód wspierający i finansowo, i militarnie, i ideologicznie swojego eksponenta na Bliskim Wschodzie. Premier Tusk tym usprawiedliwia ostatecznie ostatnią kolonialną zbrodnię Zachodu, dokonywaną bezpośrednio przez Izrael na Palestyńczykach. Tylko kto zniszczył państwa w tym regionie, i komu nie przeszkadzają naftowo-gazowe opresyjne monarchie, w przeciwieństwie do Iranu. To nie jest nasz skurwysyn?

America first dla Polski? Tym, czym powinna głównie zajmować opinię publiczną obecna koalicja to problem peryferyjnego statusu polskiej gospodarki w międzynarodowym systemie kapitalizmu. To zresztą problem tysiąclecia, bo ani szlachcie, ani polskiej międzywojennej burżuazji, ani partyjno-rządowej biurokracji w Polsce Ludowej, ani obecnym transformatołom nie udało się skrócić dystansu nie tylko do Zachodu, ale obecnie też do Azji Wschodniej. Nadal konkurujemy tanią pracą, wbrew lamentom zyskobiorców. Zamiast dyskutować o strategii technologicznej reindustralizacji kraju z wykorzystaniem państwa, sektora badawczo-rozwojowego, odpowiedniej współpracy zwłaszcza z zachodnim sąsiadem – czym epatują polityczni stand-uperzy? Cała grupa rządząca państwem wikła polskie społeczeństwo w konflikt z Rosją i Białorusią. A przecież ani nie mamy ze wschodnimi sąsiadami konfliktu o granice, ani mniejszości, która by podnosiła swoje postulaty. Może Rosja zażąda korytarza do przesyłu gazu ziemnego do Niemiec, skoro zwolennicy amerykańskiego LNG zniszczyli gazociąg Nord Stream? To państwo amerykańskie kosztem biliona dolarów rozwija najnowocześniejszą broń we współpracy z sektorem badawczym, finansowanym przez Pentagon. Razem z państwami bałtyckimi i skandynawskimi Polska jako junior partner wpisuje się w strategię Departamentu Stanu, by kontynuować wojnę rosyjsko-ukraińską tak długo, ja to możliwe. Kiedy już ostatecznie zapalne punkty w relacjach rosyjsko-ukraińskich zostaną przytłumione (Krym, Donbas, członkostwo w NATO i UE), to Polska zostanie jak Jan Himilsbach z angielskim. Dodatkowo zakupy broni zwiększają zadłużenie publiczne, ale też dokonują się kosztem sektora usług publicznych, nie mówiąc o zbędnym zużywaniu światowych zapasów energii i minerałów. Natomiast Amerykanie, oprócz sankcji gospodarczych i ceł, dodatkowo utrudniają Chinom realizację projektu Pasa i Szlaku. Chiny nie mogą pozbyć się nadwyżki dolarowej (około 3 bln dolarów). Muszą więc dalej ułatwiać amerykańskim konkurentom życie na kredyt całego świata. Stany Zjednoczone odsuwają tym samym groźbę odejścia krajów BRICS od dolara w rozliczeniach i operacjach handlowych. Znów polska żaba podstawia nogę do podkucia. 

Coaching młodego libka. Jaki styl życia, model ścieżki życiowej i kariery zawodowej programują zetkom nadwiślańscy liberałowie. Musisz mieć dochodową pracę, bo inaczej nie zaimponujesz innym najnowszym modelem elektryka czy SUVa. Ale żeby mieć dochodową pracę, najczęściej w zagranicznej korporacji, musisz być be well organized and flexible. Do tego mieć, albo przynajmniej okazywać to, co wysoko ceni menedżer: pasję, kreatywność, innowacyjność, entuzjazm. Mile widziany jest brak obciążeń rodzinnych, społecznych, kulturowych. I przede wszystkim, ile możesz wycisnąć kasy, bo od tego zależy szczęście utożsamione z symboliczną konsumpcją. Ale ostatecznie przecież banki oferują kredyty. Dopiero potem kredyt okazuje się systemową smyczą, trzymająca na uwięzi przez lata. Po pracy możesz się zabawić, nawet na śmierć. Do tego służą nie tylko używki, na czele z modną marychą, w ostateczności fentanylem. Jest też Netflix, muzyka do oglądania, wideogry, nurkowanie się w internetowym śmietniku. Na razie jest wesoło. Żeby nie było goło wystarczy trochę pomyśleć o zmniejszeniu swojego śladu węglowego. Ale nie nikt ci nie pomoże dostrzec związku konsumpcjonizmu z kapitalizmem. Jak będziesz przedsiębiorczy (tego cię przecież uczą w szkole) może w końcu złożysz jakiś własny bieda-biznes. Wtedy to ty się poznęcasz nad folwarcznym pracownikiem.

Za naszą i waszą wolność. Wolność dla naszych krajowych i zagranicznych mocodawców, tych błogosławionych, którzy dają ci pracę i tworzą PKB. To dla nich tworzymy jedną wielką strefę specjalną elastycznego zatrudnienia. Tobie zaś dajemy wolność wyboru między narodowo-liberalnym konserwatyzmem a konserwatyzmem liberalnym. W Polsce bowiem nieszczęścia chodzą parami: PO i PiS, Szymon i Władek, Włodek i Robert. Jedni klękają przed biskupem na oba kolana, drudzy tylko na jedno. Liberalizm gospodarczy co najwyżej łagodzi socjalna retoryka, zwana teraz populizmem. To ci, co mówią o ludzie, ale unikają języka walki klasowej; obiecują ludowi radykalną poprawę warunków życia, ale nie naruszą interesów bieda-biznesu i portfeli beneficjentów Systemu. Chcą zdobyć głosy wszystkich, a do tego najlepiej się nadaje ideologia narodowa. Nawet nadwiślańscy liberałowie mówią o społeczeństwie obywatelskim, ale narodu polskiego. Lewica parlamentarna też nie ma samodzielnego programu, choćby projektu socjaldemokratycznej V RP. Nie ma też głębszego ukorzenienia w ruchach społecznych ludzi pracy najemnej. To właśnie Polska Przeszłości.

Tadeusz Klementewicz

Poprzedni

Ave, caesar, morituri te salutant

Następny

Nie będzie legalnej aborcji i co mi zrobicie?