Najbardziej zabawne – a nawet graniczące z komizmem sytuacyjnym i tandetą kiczu – w niedawnym określeniu Donalda Tuska przez „Zaplutego Karła Reakcji” jako „personifikacji zła” jest to, że szef PiS zachował się jak belfer, który aby oświecić swoich uczniów co do znaczenia jakiegoś zjawiska, sięgnął przed lekcją do podręcznego słownika filozoficznego po dogodne do użytku hasło lub kazał je wyszukać przybocznym. Już widzę tego nauczyciela, jak po lekcji zadaje uczniom wypracowanie domowe na temat: „Na podstawie trzech lektur ukaż znane ci przykłady personifikacji zła i uzasadnij swój wybór”.
Nie da się tego udowodnić, ale gdyby to było możliwe, założyłbym się o każde pieniądze, że miażdżąca większość słuchaczy przemowy Kaczora na pikniku wojskowym w Uniejowicach, transmitowanej przy tym m.in. przez TVPiS, nie tylko nie znała tej frazy, ale nawet nie wiedziała, co oznacza słowo „personifikacja”. No, a teraz, powiedzmy, część poznała i już wie. Tylko że to trochę tak, jakby realny król, współczesny monarcha, dajmy na to Karol III, układał swoje życie według schematu bajek rozpoczynających się od słów: „Za górami, za lasami, panował król, który …”, a agent wywiadu próbował naśladować filmowego agenta 007 Jamesa Bonda, przedstawiając się frazą: „Nazywam się Nowak, Stanisław Nowak” i w barach zamawiał tylko drinka z lodem „wstrząśniętego, ale nie zmieszanego”. Albo gdyby w filmie historycznym, którego akcja rozgrywa się w starożytnym Rzymie, Juliusz Cezar powoływał się na naukową ocenę jego postaci dokonaną przez profesora Aleksandra Krawczuka, a król Jagiełło w telewizyjnym serialu TVPiS na film „Krzyżacy” Aleksandra Forda.
Kategoria „Zła, obok „dobra”, „miłości”, „mądrości” czy „głupoty” jest jednym z kilku najbardziej fundamentalnych i najczęstszych motywów w dziejach kultury ludzkiej i zdecydowana większość dzieł sztuki wszystkich dziedzin (od literatury do muzyki), a także filozofia, w taki czy inny sposób do tego motywu się odnosi. Tak częstych, że samo tylko wyliczenie ich autorów i tytułów (wraz z ich naukowymi analizami) zajęłoby setki grubych tomów.
„Chociażbym chodził ciemną doliną, zła się nie ulęknę…” – brzmi fragment słynnego 23 psalmu Dawidowego ze Starego Testamentu i była to być może jedna z pierwszych personifikacji (czyli nadania jednostkowego kształtu osoby (persony) abstrakcyjnemu pojęciu) fenomenu zła. Personifikacja była realnie uprawiana co prawda od zamierzchłych dziejów ludzkości (a od XVI wieku powstawały nawet słowniki personifikacji), ale samo tak brzmiące pojęcie jest relatywnie nowe i powstało najprawdopodobniej w XX wieku. Najczęstszą „personifikacją zła” był, m.in. w chrześcijaństwie i katolicyzmie, ale też innych religiach, Szatan czy Demon, ale takimi personifikacjami byli choćby bohaterowie literatury, od Kreona z „Antygony” Sofoklesa, przez szekspirowskiego Makbeta, Iwana Karamazowa czy Stawrogina z powieści Fiodora Dostojewskiego, po tytułową „Dżumę” z powieści Alberta Camus. Za personifikacje zła zostały też uznane takie postacie historyczne, jak m.in. cesarze rzymscy Kaligula czy Neron, Hitler, Stalin, Pol Pot, a dziś Putin.
Dlaczego Kaczyński sięgnął po tak krańcowe określenie swojego przeciwnika politycznego? Być może w poszukiwaniu maksymalnie potępiających Tuska epitetów postanowił pójść na skróty i sięgnął po najbardziej pojemny kwantyfikator, bo czym jest „szkodnik” czy nawet „największy wróg naszego narodu” wobec wcielonego, spersonifikowanego „Zła”? A może większym od Tuska Złem jawi mu się prawdopodobieństwo (jakie by ono nie było) wyborczej porażki, więc trochę rozpaczliwie sięga po ostateczny zapas epitetowej, retorycznej amunicji? Powinien jednak pamiętać, że patos i archaiczna, nadmierna, przesadna teatralna, biblijna z pochodzenia frazeologia, może narazić na śmieszność i na zarzut krzewienia kiczu oraz intelektualnej tandety. Już pojawiły się w sieci memy odnoszące się do tej wypowiedzi, a wśród nich i taki, który przedstawia siedzibę PiS przy ulicy Nowogródzkiej w Warszawie, z podpisem: „Chociażbym chodził ulicą Nowogródzką zła się nie ulęknę….”.