19 marca 2025

Imieniny: Aleksandra, Aleksego, Erwina

loader

Cienki Bolek i „pijarowska” polityka przemysłowa. Make Europe Great Again

Donald Tusk / fot. KPRM

Premier Tusk wygłosił do polskich Januszów biznesu pompatyczną odezwę. Okazja godna, bo zbliża się tysiąc lat od inauguracji europeizowania puszczańskich Słowian przez króla Bolesława Chrobrego. Za giermka posłużył były makler a obecny minister finansów. I znów przytomni rodacy mogli się przekonać, że nie ma większej nadziei na to, żeby Polska uporała się pod rządami nadwiślańskich liberałów z millenijnym zacofaniem względem cywilizacyjnej czołówki. Zawsze spóźnieni. Kiedy Zachód szukał taniej pracy i tanich surowców po całym globie, szlachta kontentowała się eksportem zboża i wyciskaniem ostatnich potów z polskiego i ukraińskiego chłopa. Teraz kiedy wskutek kryzysu planetarnego dobiega kresu era wzrostu gospodarczego – Polska będzie jego liderem. Tak było i jest kiedy Bolesława Chrobrego zastępują cienkie bolki.

Odwieczna peryferia. Polska gospodarka nie zmieniła swojego peryferyjnego statusu względem kapitalistycznego centrum. Wciąż to zagraniczne korporacje organizują nam pracę i życie. Teraz to będą najwięksi: Wujek Google, IBM, Microsoft.

Wskutek coraz większej dominacji chińskiego kolosa wzrasta rola europejskiego zaplecza montażowego bogatego Zachodu. PiS miał swoją Izerę, PO będzie miała narodowe Big Teki. Będą też coraz większe fundusze mielenia publicznych pieniędzy.

PO nie tylko zmienia tożsamość swojemu kandydatowi na prezydenta. Jej lider powoli staje się polskim trumpkiem. Będziemy też mieli na zapleczu polskiego Muska od deregulacji. To pracobiorca, który po ulicach porozstawiał skrzynki na przesyłki i konkuruje z publiczną firmą.

Wątpliwe, czy z tym doświadczeniem jest w stanie się uporać z najważniejszym wyzwaniem kraju. Jest nim przesunięcie polskich poddostawców i zleceniobiorców w łańcuchach wartości dodanej na wzór firm chińskich, koreańskich, nawet niemieckich.

Czy cała ta Trójca „Innowatorów” ma jakąkolwiek wiedzę praktyczną, jak opracować strategię reindustrializacji polskiej gospodarki? Taką przebudowę polskiego bieda-biznesu wymusza kryzys planetarny. To po prostu przebudowa dotychczas stosowanych napędów, wprowadzanie nowych technologii zmniejszających zużycie węglowodorów, materiałochłonności produktów, emisji gazów i odpadów.

W Polsce w nowoczesnych sektorach wysokiej techniki powstaje 5-6% wyrobów, a np. we Francji 25-30%. Co więcej, 70% nowoczesnych wyrobów powstaje w filiach zagranicznych gości. Gry komputerowe i nowoczesne jachty nie ratują sytuacji, bo to produkcja niszowa, to dwie jaskółki, które nie czynią wiosny.

Firma InPost Brzoski nie zastąpi niemiecko-francuskiego Airbusa, Lockheed Martina czy muskowych Starlinków. W Polsce bowiem brylują mini-firmy otaczane kultem przez polityków wszystkich formacji. W rezultacie nasze są tylko ulice, bo do kapitału zagranicznego należy 60% „polskiego” przemysłu, podczas gdy w UE w obcych rękach znajduje się średnio 20-25%.

Sytuację pogarsza udział importu w całkowitej sprzedaży na polskim rynku. Blisko połowa powstała u zagranicznej konkurencji. W krajach starej 15-ki UE wielkość ta nie przekracza 20%. W ostatnich dekadach urosła wielkość PKB, gdyż włączono „produkcję” sektora finansowego, jego dochody ze spekulacji tzw. produktami.

Dlatego rodzima gospodarka zajmuje wprawdzie jedno z pierwszych pod względem rocznego wzrostu produkcji przemysłowej w EU. Ale równocześnie jedno z ostatnich miejsc w modernizacji swej struktury przemysłowej wśród krajów UE o znacznym potencjale przemysłowym. Montaż wyrobów gotowych tylko zwiększa statystycznie krajową produkcję, podnosi jej wartość finansową.

Bez awansu do kolejnej klasy nie da się pokonać następnego ważnego etapu polskiej modernizacji. Do tego jest potrzebna długookresowa strategia rozwoju gospodarki.

Ale tego nie zrobią gospodarczy liberałowie, na dodatek kiedy brak kadr, instytucji, projektu, a mentalność jest uwięziona w przestarzałej podręcznikowej wiedzy o tym, jak robić dobre interesy, zwłaszcza na giełdzie.

Właśnie giełda była niemym świadkiem ogłoszenia nowej „piarowskiej” polityki przemysłowej.

Powtórzę główną myśl prof. Andrzeja Karpińskiego z książki, która powinna być lekturą obowiązkową dla kolejnej ekipy reformatołów. Znów deregulacja, obniżanie podatków dla błogosławionych twórców PKB, subwencje na rozwój nowych technologii itd. itp.

Ćwiczone od lat nie tylko w kraju. Np. różne reformy w rodzaju niemieckich Agenda 2000 czy Hartz IV tylko doprowadziły do ogromnej nadwyżki finansowego kapitału.

A w Polsce do „wytwarzania prostych i prymitywnych wyrobów przemysłowych i usług na potrzeby zagranicznych koncernów, czyli „estonizacji” polskiego przemysłu” (A. Karpiński, Jak wyjść z chaosu i bezwładu. Propozycja strategii oraz polityki przemysłowej dla Polski, SGH Oficyna Wydawnicza, W-wa 2023).

Nadwiślańscy liberałowie i ich obecny lider znów popełniają ten sam błąd, co w okresie rządów pierwszej ośmiolatki. Konserwują środkowo-europejską peryferię; zmieniają tylko retorykę. Mądrość etapu wymusza trumpizm-muskizm (według celnego określenia Piotra Gadzinowskiego).

Chcą utrwalić regresywny system podatkowy, uwolnili już 2,2 mln „samozatrudnionych” od odkładania na emeryturę. Te mają być coraz niższe, choć w tej chwili ponad pół miliona otrzymuje na rękę 1620,67 zł. Obniżyli też składkę zdrowotną dla bieda-biznesu.

Stają się na powrót partią wielkomiejskiego salonu, tych 15-17% członków klas specjalistów, uzależnionych ostatecznie od krajowych i zagranicznych „inwestorów”. Pracują oni głównie jako menedżerowie, marketingowcy, prawnicy, bankowi ekonomiści zatrudnieni w firmach zagranicznych gości.

Długi czas to był „naturalny” pułap poparcia społecznego, który z trudem przekraczała Platforma Obywatelska. Przez rok wydawało się, że PO zrozumiała ten limit. Nadała socjalliberalny sznyt swojemu programowi. Teraz wraca na historyczny boczny tor. Prowadzi on przed komisje, które powołają inne marionetki biznesu: mafia narodowo-katolicka.

Drogę wskazują społeczeństwa, które mają konkurencyjne gospodarki, ale także harmonijne społeczeństwa – jak nasz sąsiad przez Bałtyk, Finlandia.

Ale on nie zawdzięcza swojego materialnego bogactwa, zrównoważonego ekosystemu i wysokiej jakości życia (edukacji, służby zdrowia, innowacyjnych firm) cudom wolnego rynku. Zawdzięcza natomiast przemyślanej, długofalowej polityce przemysłowej i publicznej (Wojciech Woźniak, Państwo, które działa. O fińskich politykach publicznych. Wyd. Uniwersytetu Łódzkiego, 2022).

Jak orzekła ichniejsza Rządowa Rada Nauki i Technologii: „nie można konkurować niskimi kosztami, niskim poziomem zabezpieczenia społecznego, swobodnymi zasadami zabezpieczenia środowiska naturalnego czy wysokimi subsydiami dla inwestorów. W długiej perspektywie jedyny sposób, by zapewnić gospodarczy i społeczny rozwój to opierać się na wiedzy i know-how”.

Na czyjej i jakiej wiedzy może się opierać wielbiciel niemieckiego ordoliberalizmu czy niedawny manipulator kapitałem pieniężnym? Chyba tylko anachronizmami neoliberalnej ortodoksji.

A wydatki na sektor badawczo-naukowy plasuje nas na trzecim od końca miejscu w UE.

Dlatego w dalszym ciągu interesy korporacji określają rozwój przemysłu, regionu i kraju. W negocjacjach z nimi dominują cele osobiste polityków, lokalnych elit, biznesowych i partyjnych. Tak było w okresie rządów PiS, który stworzył z kraju jedną, wielką strefę specjalną. Teraz pomoże kolejny zbójecki baron?

Co robić na szczeblu globalnym, podpowiada Thomas Piketty. Na początek globalne podatki majątkowe i opodatkowanie zysków kapitałowych. Na ten środek kładzie nacisk Grupa Socjalistów i Demokratów w Parlamencie Europejskim.

Dalsze kroki to likwidacja rajów podatkowych, tworzenie państwowych funduszy majątkowych itd. Ale to nie wystarczy. To będzie za mało w sytuacji, kiedy na porządku dnia stanie kwestia de-wzrostu, odbudowy bioróżnorodności w ekosystemach planety.

Do opinii publicznej z trudem dociera głos przedstawicieli ekonomii biofizycznej (N. Georgescu-Roegen, H. Daly, T. Jackson, U. Bardi). W Polsce to nabierający tętna ruch myśli ekologów i filozofów: Ewa Bińczyk, Marcin Popkiewicz, Edwin Bendyk, Tomasz Markiewka.

Natomiast polscy dyżurni telewizyjni ekonomiści głównie wolność rynku ubezpieczają. Przedmiotem ich refleksji jest tylko wzrost gospodarczy. A nawet więcej – jego kult. Mierzą go za pomocą wskaźnika PKB, mimo znanych jego ułomności. Nie liczy on, jak wiadomo, ubytku zasobów przyrodniczych: degradacji biosfery, deforestacji, zaniku bioróżnorodności, wyczerpywania się zapasów minerałów.

Co więcej, trwa już proces „niedobrowolnego de-wzrostu” (involuntary degrowth). Wymusza go spadek EROEI, a więc coraz więcej energii trzeba włożyć, żeby wydobyć energię ukrytą w złożach węglowodorów czy w panelu fotowoltaicznym. Nie wystarczy zamontować wiatraki na Bałtyku.

Mitem okazała się „dematerializacja” gospodarki (decoupling). Tak zwana gospodarka oparta na wiedzy, którą wychwala minister finansów, okazała się kolejnym fetyszem. Np. produkcja jednego panelu fotowoltaicznego powoduje emisję ponad 70 kg dwutlenku węgla.

Jak podaje francuski analityk rewolucji cyfrowej Guillaume Pitron, na świecie wysyłanych jest 10 miliardów e-maili na godzinę. By dotarły one do adresatów, potrzeba 50 gigawatów energii, czyli tyle, ile produkuje w tym samym czasie 15 elektrowni jądrowych. Na razie nie mamy żadnej.

Areną wojny 2.0 nie będzie Południowo-Wschodni Pacyfik. To będzie inna wojna. To będzie druga wojna światowa z wielkimi korporacjami, z ich personelem zarządzającym, z ich udziałowcami, a więc także z ogromną rzeszą obecnych politycznych marionetek. Przyjdzie kolej i na polskie.

Tadeusz Klementewicz

(ur. 1949) – polski politolog, profesor nauk społecznych, wykładowca na Wydziale Nauk Politycznych i Studiów Międzynarodowych Uniwersytetu Warszawskiego. Specjalista w zakresie teorii polityki i metodologii nauk społecznych. https://pl.wikipedia.org/wiki/Tadeusz_Klementewicz

Poprzedni

Straszny dziadyga!

Następny

Nie wierz w to, co widzisz