2 grudnia 2024

loader

Demokracja ateńska a wojna

wikicommons

Współcześni zwolennicy demokracji odwołują się bardzo często do funkcjonującej w starożytności demokracji ateńskiej, w której o wszystkim miał decydować demos, czyli lud. Mówiąc o tej demokracji przemilczają, że jedną z głównych przyczyn decydujących o jej powstaniu była chęć wykorzystania demosu w walce pomiędzy rywalizującymi grupami arystokracji i oligarchii oraz udział demosu w zaborczych wojnach toczonych w interesach oligarchii.

Aby usunąć zagrożenia ze strony demosu i aby nie wpłynęły one na zmianę ówczesnych stosunków społeczno-ekonomicznych, oligarchia i arystokracja sformułowały wiele ograniczeń i forteli prawnych, które ograniczały demos w jego chęci działania. Przyczyn upadku demokracji ateńskiej możemy doszukiwać się w chęci narzucania tego ustroju innym i w sprzecznościach wewnątrz samego demosu.

Demokracja oderwana od interesów staje się pustym pojęciem umieszczonym na płaszczyźnie ideologii, czyli fałszywej świadomości. Musimy pamiętać o tym, że ateńska demokracja nie zniosła niewolnictwa, nie zniosła też arystokracji. A w XX wieku demokratyczne procedury pozwoliły dojść do władzy Hitlerowi, który zanegował samą istotę demokracji i mógł rozpocząć wojnę światową.

Politykiem, dzięki którego reformom Ateny mogły uczynić, jak się później okazało, pierwszy krok w kierunku demokracji, był Solon (ok. 635-560 roku przed naszą erą). Zniósł on niewolę za długi, pożyczki nie mogły być udzielane pod zastaw wolności drugiego człowieka, a Ateńczycy sprzedani w niewolę zostali wykupieni. Osłabił on pozycję dawnej arystokracji, ale wzmocnił pozycję oligarchii, gdyż podzielił społeczeństwo na cztery grupy majątkowe, przyznając pełnię praw grupie najbogatszej, a dostęp do urzędów odebrał grupie najbiedniejszej. Wszystkim natomiast przyznał prawo uczestniczenia w Zgromadzeniu Ludowym. Dziś ze świeczką, by szukać robotnika w polskim sejmie, za to osób posiadających kilka mieszkań lub biznesmenów i bogatych prawników jest sporo.

Od czasów reform Solona podział na grupy społeczne i rodzaje służby wojskowej nakładały się na siebie – warstwy o wyższych dochodach służyły w jeździe i dostarczały państwu okrętów, średniozamożne walczyły jako hoplici, a wolne warstwy uboższe zdominowały flotę jako wioślarze i lekkozbrojną piechotę.

Potocznie sądzi się, że demokracja ateńska była formą samorządu ludu (demosu). Tymczasem demokracja była formą i płaszczyzną starcia interesów demosu i oligarchii. Z chwilą powstania demokracji, oligarchia nie przestała istnieć, lecz ograniczeniu uległa jej rola polityczna, a pozycja ekonomiczna nie została podważona. Oligarchia jednak na płaszczyźnie politycznej nie poddawała się bez walki, potrafiła również wykorzystywać instytucje demokratyczne w swoich interesach i podważyć uchwały Zgromadzenia ludowego. Oligarchia dzięki demagogom wykształconym w prywatnych w szkołach mogła wywierać bezpośredni wpływ na Zgromadzenie Ludowe. Demokracja sama z siebie nie zapewniała równości i sprawiedliwości – o konkretną treść tych pojęć trzeba było walczyć w ramach uznanych procedur.

Chociaż początek demokracji ateńskiej przypisuje się reformom Klejstenesa, to jednak powstanie jej było wynikiem złożonego procesu, o czym może świadczyć to, że Klejstenes wywodził się z arystokracji, a dziadek jego był ostatnim tyranem Sykionu. Reformy Klejstenesa w istocie zapobiegły bezpośredniemu starciu ludu z oligarchią, która uzyskała mocną pozycję po reformach Solona, uchroniły arystokrację przed podziałem ziemi obszarniczej. System demokratyczny nie oznaczał powszechnej zgody i harmonii, ale jedynie nowy sposób na położenie kresu najbardziej zażartym i krwawym walkom społecznym. Kiedy w 507/508 roku przed naszą erą, Klejstenes wprowadził w Atenach powszechne głosowanie, to bynajmniej nie po to, by zaprzeczać konfliktom dzielącym ówczesną społeczność, lecz po to, by kończyć je w sposób pokojowy, by znaleźć reguły rozwiązywania problemów społecznych akceptowalne dla większości obywateli. Stosunek między demokracją a walką społeczną wciąż stanowi przedmiot licznych kontrowersji.

Analfabeci funkcjonalni

Klejstenes wprowadził także ostracyzm. Nie stosowano go jednak zbyt często. W piątym wieku przed naszą erą ostracyzm zastosowano ok. 15 razy, ale już w czwartym wieku stał się martwą literą. Znamienny jest przykład Temistoklesa. Należał on do stronnictwa radykalno-demokratycznego, reprezentującego interesy rzemieślników i kupców. Jako archont, nakłonił Ateńczyków w 493 roku przed naszą erą do budowy ufortyfikowanego portu w Pireusie. Z kolei, gdy w 483 roku odkryto w Maronei na południu Attyki bogate złoża srebra, nakłonił ich do budowy 100 okrętów wojennych. Na ten cel zażądał srebra dotychczas rozdawanego pomiędzy obywateli. Gdy w 480 roku na Grecję najechał król perski Kserkses, za sprawą Temistoklesa ewakuowano ludność Attyki i stawiono czoło Persom na morzu. Temistokles dowodził w zwycięskiej bitwie morskiej pod Salaminą. Gdy doszło do władzy stronnictwo konserwatywne w 471 roku został ostracyzmowany, a kilka lat później wydano na niego zaocznie wyrok śmierci. W Persji był tyranem Magnezji. Legenda mówi, że otruł się, gdy miał z Persami wyruszyć na wyprawę wojenną przeciwko swojej dawnej ojczyźnie.

Ostracyzm zawierał w sobie wewnętrzną sprzeczność pomiędzy koniecznością wypisania imienia osoby proskrybowanej, zagrażającej demokracji, a istnieniem analfabetyzmu. Zachowało się np. 191 skorupek z imieniem Temistoklesa, zapisanych, na co wskazuje charakter pisma, przez 14 osób. W jednej ze studni znaleziono również niewykorzystane ostrakony. Przykłady te dowodzą, że byli tacy Ateńczycy, którzy przed posiedzeniem Zgromadzenia rozdawali wcześniej przygotowane ostrakony dla analfabetów i o istnieniu wyraźnych koterii politycznych. Byli więc ludzie, którzy dostarczali dla „ludu”, jak dzisiaj mówimy, gotowce. Analfabeta nie był więc pewny na kogo głosował. Sprzeczność ostracyzmu pomiędzy osobami piszącymi a powszechnym analfabetyzmem, była łagodzona przez to, że głównym zadaniem Ateńczyka podczas obrad instytucji demokratycznych było słuchanie i głosowanie, a nie pisanie czy czytanie. Tylko w utopiach Platona i Arystotelesa szkolnictwo było powszechne i obowiązkowe. Dziś nazwa klubu wyborczego ma przesądzać o tym, czy dani ludzie nadają się na stanowiska państwowe.

Współcześnie problem analfabetyzmu, jako nieumiejętności czytania i pisania, praktycznie nie występuje, ale pojawił się w zmodyfikowanej formie, jako analfabetyzm funkcjonalny, który jest zjawiskiem nabytym w wyniku zaniechania dalszej nauki i chęci wykorzystywania tego, co nauczyło się w szkołach. Analfabetyzm funkcjonalny skutkuje analfabetyzmem politycznym. Znaczna część ludzi umie co prawda czytać, ale nie rozumie tego, co czyta w programach politycznych, albo widzi w nich to, czego tam nie ma; umie pisać, ale nie umie napisać żadnego pisma urzędowego, listu czy rezolucji przeciwstawiającej się polityce danej partii czy państwa; zgłasza liczne (często wykluczające się) postulaty i nie umie wprowadzić ich w życie, gdyż nie zna mechanizmów funkcjonowania systemu politycznego. W rezultacie ludzie opowiadają się za wojną, idzie na nią przy dźwiękach muzyki, ale nie zdaje sobie sprawy z jej dalekosiężnych skutków.

Sprzeczność pomiędzy umiejętnością czytania programu politycznego a niezrozumieniem jego politycznego sensu, znajduje swój wyraz w wezwaniach do głosowania na tzw. lokomotywy wyborcze lub szyldy i listy partyjne. Swoista odmiana analfabetyzmu kwitnie również przed telewizorami. Duża część widzów cierpi na starczą chorobę, co innego słyszy z telewizora, a co innego widzi w swoim otoczeniu. Ludzie ci, z uwagi na swój analfabetyzm funkcjonalny nie rozumieją również tego, co słyszą, a słyszą tylko to, co rozumieją i chcą. Świadomość ich wchłania wszystko „jak leci”, bez żadnej refleksji teoretycznej, politycznej czy chociażby pewnej analogii historycznej. Ludzie tacy oceniają innych i członków politycznych elit po ich powierzchowności i sposobie mówienia. W celu pozyskania analfabetów funkcjonalnych względami poza merytorycznymi, wykorzystuje się opracowania specjalnych ośrodków badania opinii społecznej. Jest to dziś w modzie i może prowadzić do zdobycia większości w wyborach. Chociaż taka podstawa władzy jest bardzo krucha, to jednak partie sprawujące władzę prowadzą politykę zwaną populizmem. Dziś są za pokojem, a jutro za sankcjami i wojną, która nie wydaje się im straszną, jeśli obieca się im chociaż jakieś niewielkie zdobycze ekonomiczne…

Wielofunkcjonalność demokracji

Arystoteles, który nie należał do zwolenników demokracji, pisał, że Perykles był pierwszym przywódcą stronnictwa ludowego, który „nie cieszył się dobrą sławą u obywateli z klas wyższych; poprzednio natomiast zawsze przywódcami ludu byli przedstawiciele klas wyższych”. Z kolei Tukidydes pisał, że Perykles dzięki swej mądrości i autorytetowi posiadał zdolność do manipulowania tłumnym Zgromadzeniem Ludowym: „czasem też gniewnie do ludu przemawiał”, czasem też „potrafił ich zastraszyć”, „kiedy znowu bez uzasadnienia wpadali w panikę, dodawał im otuchy”, dzięki temu „z łatwością trzymał lud w ryzach i nie lud nim kierował, ale on ludem”. Zdaniem Tukidydesa była to formalna demokracja, gdyż w rzeczywistości „były to rządy pierwszego obywatela”. Następcy Peryklesa, którzy nie byli już tak wybitni, „zaczęli schlebiać ludowi, a niekiedy nawet poświęcali dla tego celu interesy państwa”. Dziś powiedzielibyśmy, że populizm zapewnia krótkotrwałe sukcesy, ale w dłuższej perspektywie nie popłaca.

Demokracja jako procedura nadaje się do obrony różnych typów ustrojów i ich form. Ateńska demokracja nadawała się do obrony niewolnictwa, a odwołująca się do niej współczesna demokracja neoliberalna nadaje się do obrony interesów oligarchii finansowej „w imię poszanowania prawa i porządku publicznego”. Zaś zdaniem Fryderyka Engelsa republika demokratyczna w okresie kapitalizmu miała być tą płaszczyzną, na której miała rozstrzygnąć się walka pomiędzy proletariatem a burżuazją. Pisał nawet, że „nasza partia i klasa robotnicza mogą zdobyć panowanie jedynie w warunkach takiej formy politycznej jak republika demokratyczna. Taka republika jest nawet specyficznym kształtem dla dyktatury proletariatu”.

Związki państw greckich nawet w warunkach demokracji ateńskiej miały hegemoniczny charakter, w którym poszczególne polis spadły do roli gmin lub wręcz lenników. Ateny były wyraźnie hegemonem, a autonomię uzyskały te państwa, które zdolne były wystawić własne okręty. Decydowała polityczna siła danego państwa, które było w stanie samodzielnie stawić opór wrogowi, a nie te, które jedynie opłacały własne bezpieczeństwo. Federacja przekształciła się w imperium attyckie, w którym Ateny skupiły całą władzę ustawodawczą, wykonawczą, sądowniczą oraz finansową, a składki ustanowione na cele wojenne wykorzystywały również na własne potrzeby.

W największym stopniu wspólnota polis była na płaszczyźnie polityczno-religijnej. W uroczystościach religijnych uczestniczyły kobiety i na dalszych miejscach metojkowie i niewolnicy, nie odmawiając im nawet możliwości udziału w przedstawieniach teatralnych. Publiczność teatralna nie była więc mutacją Zgromadzenia Ludowego. Współczesna wspólnota europejska jest bardziej politeistyczna, przestrzeń publiczna w większości jest zsekularyzowana (może nie w Polsce), opiera się na pluralizmie narodowym i etnicznym, chociaż silnie wybrzmiewa również teza o „wartościach europejskich” i „grecko-rzymskich korzeniach”.

Dzisiaj, gdy globalizacja stworzyła szereg nowych problemów, rozwój demokracji wymaga powołania do życia nowych instytucji o zasięgu ponadnarodowym. W ślad za globalizacją wzrosło również niebezpieczeństwo wojen na skalę światową, a dowódców wojskowych łatwo oskarżać o „zbrodnie przeciwko ludzkości”. Za tendencją do ekspansji demokracji ateńskiej, narzucaniem swego ustroju innym, dumą i poczuciem wyższości można próbować doszukiwać się podstawowej sprzeczności ówczesnej epoki pomiędzy oligarchią i arystokracją a masami ludowymi oraz widzieć w niej główną przyczynę upadku imperium Aten. Złagodzenie jednych sprzeczności rodziło kolejne.

Demokracja a armie zawodowe

To dzięki wewnętrznym sprzecznościom systemu demokratycznego było możliwym również wykorzystywanie go i realizowanie swoich interesów przez oligarchię. Sprawowanie władzy przez mniejszość było możliwe dzięki specjalnym, na pierwszy rzut oka niepozornym, zabiegom oligarchii. W pierwszym opisanym przykładzie Arystoteles wskazywał, że prawo do uczestniczenia w Zgromadzeniu Ludowym i sądach przysięgłych przysługiwało wszystkim, którzy się zapisali na listę. Jeśli jednak nie przyszli, mimo zapisania się, musieli zapłacić wysokie kary. Kary te zniechęcały ich do zapisywania się w ogóle i udziału w zgromadzeniach i sądach. Sami więc pozbawiali się swoich praw obywatelskich. W drugim przykładzie Arystoteles wskazywał, że prawo nakładało na ludność bogatą obowiązek posiadania broni i udziału w ćwiczeniach wojskowych. Ale ubodzy nie byli zobowiązani do posiadania broni. Na bogatych zaś nakładano kary jeśli jej nie posiadali. Ubodzy stronili bezkarnie od ćwiczeń wojskowych. Arystoteles pisał, że były to „oligarchiczne sztuczki prawodawcze”. Lud sam pozbawiał się w ten sposób środków obrony swoich praw.

Jean-Jacques Rousseau był, wobec możliwości powstania powyższej sprzeczności, zwolennikiem demokracji bezpośredniej. Najlepiej byłoby, gdy ten, co tworzył prawa, również je wykonywał i walczył w ich obronie poświęcając życie. Przestrzegał w związku z tym przed tworzeniem armii zaciężnych lub jak byśmy dzisiaj powiedzieli – zawodowych, które są zabójcze dla suwerenności ludu. Dlatego pisał: „Skoro tylko służba publiczna przestaje być głównym zadaniem obywateli i wolą oni służyć swą kiesą niż osobą, państwo jest już bliskie upadku. Gdy trzeba wyruszyć w bój, najmują oddziały zaciężne, a sami siedzą w domu. Gdy wzywają ich obrady, mianują przedstawicieli i siedzą w domu. Za sprawą własnego lenistwa i pieniędzy mają wreszcie żołnierzy, którzy ujarzmiają ojczyznę, i posłów, którzy ją sprzedają. […] Dawajcie pieniądze, a rychło będziecie mieli kajdany. […] W kraju naprawdę wolnym obywatele wszystko robią własnymi rękoma, nie pieniędzmi; nie tylko nie płacą, aby uwolnić się od swych obowiązków, ale zapłaciliby chętnie za to, by je wypełniać osobiście”.

W funkcjonowaniu współczesnej demokracji proceduralnej występują podobne sprzeczności, jak w demokracji ateńskiej. Dla ich złagodzenia wprowadzono armie zawodowe, pensje dla urzędników. Przy obsadzie stanowisk urzędniczych funkcjonują mianowania i konkursy. Najwyższych urzędników, parlamentarzystów i sędziów zmuszono do składania deklaracji majątkowych itd., itp. Bogactwo nie przeszkadza im jednak w ubieganiu się o urzędy, mają później tylko udowodnić, że wzbogacili się dzięki swojej pracy, a nie korupcji. Podobnie jednak, jak w demokracji ateńskiej, rozwiązanie jednych sprzeczności również rodzi kolejne.

Współczesne tendencje do tworzenia armii zawodowych pośrednio dowodzą m.in. wzrostu świadomości zbrodniczego charakteru wojen. Kiedy okazało się, że żołnierze rosyjscy z poboru, którzy dostali się do ukraińskiej niewoli, nie mieli dostatecznej motywacji lub nie znali rzeczywistych celów wojny, czego dowodem były ich wypowiedzi podczas ostrych przesłuchań ukraińskich, Putin wydał specjalny rozkaz o wycofaniu ich i kontynuowaniu wojny tylko przez żołnierzy zawodowych i kontraktowych.

Przejście prawie wszystkich współczesnych tak zwanych demokracji zachodnich na armie zawodowe nastąpiło dlatego, że jak stwierdził Jerzy Kochan „Wojna prowadzona na podstawie powszechnej mobilizacji napotyka zbyt wielki opór społeczny i w wielu krajach jest współcześnie niemożliwa do przeprowadzenia (przypomnijmy sobie opór w USA przeciwko wojnie w Wietnamie, który przerodził się w ogólnopaństwowy kryzys). Armia zawodowa zbliża się statusem do armii zaciężnej, do armii najemników czy kondotierów, a więc armii o osłabionej lojalności ogólnospołecznej, armii podatnej na społeczną alienację i instrumentalne wykorzystywanie w imię społecznie partykularnych interesów. To już nie jest uzbrojony lud, milicja, pospolite ruszenie, dla których wojna oznacza oderwanie od normalnego życia. To są prawdziwe psy wojny: skoszarowani, poddani paranoidalnemu reżimowi i praniu mózgów, zorganizowani w dużym stopniu w zamkniętą enklawę subkulturową. […] Już stary Hegel twierdził, że na wojnie żołnierze są wolni. Wolni i, dodajmy, groźni. Podobnie jak bezradni i śmieszni stają się cywile. Merkantylizacja i profesjonalizacja wojny (chodzi nie tylko o opłacanie żołnierzy jako swoich pracowników najemnych, którzy zamiast np. rowerów produkują trupy; w Iraku wręcz wynajmuje się firmy ochroniarskie do spełniania zadań niewykonalnych z różnych względów dla żołnierzy) to alienowanie wojska ze społeczeństwa, ograniczanie demokratycznej kontroli nad środkami przemocy i komercjalizacja śmierci”.

Doświadczenie historyczne wskazuje, że w określonej sytuacji nawet parlamenty i rządy wybrane zgodnie z demokratycznymi procedurami mogą w swej polityce rozejść się z suwerennym ludem i przestać wyrażać jego interesy i wolę. Rządy te pozostają bowiem rządami ludzi wybranych, a nie rządami suwerena. Między zasadą suwerenności ludu i prawami człowieka może dochodzić więc do sprzeczności. Demokracja ateńska i współczesna mają wmontowany, w przypadku dominacji interesów oligarchii nad interesami pracującej większości społeczeństwa, wewnętrzny mechanizm prący do ekspansji i wojny. Szczególnie niebezpieczni są prezesi koncernów zbrojeniowych i wojskowi „specjaliści”. Nie można więc idealizować rządów tylko dlatego, że same nazywają się „demokratycznymi”. Zwłaszcza pracownicy najemni muszą poprzez swoje organizacje, związki zawodowe i partie polityczne walczyć z propagandą wojenną, militaryzacją budżetów państwowych, bagatelizowaniem skutków użycia broni jądrowej, z ingerencją rządów w awantury wojenne, z propagowaniem nacjonalizmu, rasizmu, rewanżyzmu i rewizjonizmu terytorialnego. Należy walczyć z propagandą strachu i ksenofobii oraz propagować międzynarodową współpracę gospodarczą, polityczną i kulturową, poznawanie innych kultur poprzez wymianę turystyczną. Należy zachęcać ludzi do czytania książek i otwartych publicznych dyskusji.

Winstonowi Churchillowi przypisuje się słowa: „Demokracja nie jest ustrojem idealnym, ale jest najlepszy, jaki dotychczas istnieje”, i jest w tym pewien głęboki sens, dlatego nie można zapominać o jej słabościach i konfliktach, które rodzi ze swej istoty…

Edward Karolczuk

Poprzedni

W sklepach drożej niż w danych oficjalnych

Następny

Jedna lista, wiele problemów