

Połowa ludzi ma inteligencję poniżej przeciętnej. Nie potrafi krytycznie oceniać wiadomości, które do nich docierają. Także tych, które płyną w słowotoku tiktokowego Sławomira. Na dodatek, polski pracownik jest najpierw Polakiem, później katolikiem, a dopiero na końcu wolnym najmitą. Ale dlaczego mimo rosnących kosztów psychicznych pracy i życia w polskim peryferyjnym kapitalizmie, kumulacji bogactwa i władzy na jednym biegunie – miałby wzmacniać swojego prześladowcę wyborczym poparciem?
Mistyfikacje liberała. Liberalizm skrywa mistyfikację, wręcz ordynarny populizm. Owszem, obywatele z czasem (w Anglii od 1867 r.) mieli po jednym głosie wyborczym. Jednak poza tym ich możliwości udziału we władzy były nierówne. Gdyż obywatel to zarazem i właściciel fabryki, i rentier żyjący z odsetek, dywidend, czynszów, i kalifornijski władca aplikacji. Ale przecież też i prekariusz, i bezrobotny, i mający wiele zawodów, lecz mało dochodów, jak mówiono przed wojną. Powojenne państwo dobrobytu w Europie było zarazem liberalne (wolnościowe) oraz demokratyczne. Współudział w podziale dochodu narodowego zapewniały z jednej strony, często sprawujące władzę, partie socjaldemokratyczne. Ale z drugiej także umowy zbiorowe, duże uzwiązkowienie. To był stosunkowo demokratyczny kapitalizm interesariusza. Ale był.
Kapitalizm jaki znamy obecnie „stacza się w kierunku totalitaryzmu”, stwierdza Andrzej Szahaj (Przegląd, 17-23.02.25). Przykład idzie zza Atlantyku. Początek tej tendencji to demontaż państwa dobrobytu, zapoczątkowany w Europie przez M. Thatcher. To była droga zwiększania „przedsiębiorczości i konkurencyjności”. Np. w Niemczech to zadanie spełniły reformy Agenda 2000 i Hartz IV. W Polsce zaś ten sam efekt osiągnął PiS, znosząc trzeci próg podatkowy. Swój udział miał też Leszek Miller. Jego z kolei dziełem był 19 proc. podatek liniowy dla „samozatrudnionych” menedżerów. Wszystkie tego rodzaju reformy sprowadzały się do cięć podatków dla najlepiej zarabiających, do ograniczeń świadczeń socjalnych, i do wzrostu niepewności zatrudnienia, także za sprawą ograniczenia zakresu umów zbiorowych. Dlaczego ofiary tych reform chcą teraz powierzyć władzę nad swoją przyszłością kolejnemu polskiemu Januszowi biznesu. Przecież ani Mentzen, ani Brzoska nie są w stanie podjąć długoterminowej inwestycji, żeby z czasem wysyłać rakiety na Marsa, albo chociaż otoczyć okołoziemską orbitę starlinkami. Potrafią nam tylko nawarzyć piwa i oszpecić ulice skrzynkami.
Jarząbek nasz pan. Polski pracownik wtóruje libertariańskim modłom o niskie podatki. Wierzy w obietnice sukcesu materialnego, choćby jako przyszły bieda-biznesmen, albo elastyczny pracownik korpo. Jego miłość do prawicowego POPiSu trochę osłabła, bo gdzie masło do kromki chleba? A zarazem wszyscy ci starsi i młodzi po lekcjach przedsiębiorczości i medialnej obróbce mózgów (bo przecież nie umysłów) narzekają na niesprawną służbę zdrowia, na nędzne zarobki w budżetówce, na kiepską edukację na wszystkich poziomach nauczania, na brak szans pracy nad nowymi technologiami, tym bardziej pracy w polskich firmach, stosujących nowoczesne technologie. I…. w końcu zagłosują na Mentzena. Nie potrafią dostrzec, że jak zawsze pomogą kolejnym piwowarom zgromadzić jeszcze większą fortunę, a także oddać im władzę nad zbiorowym losem.
Wyklęty lud tej ziemi rozczarowuje wszystkich tych, którzy chcieliby mu stworzyć lepsze warunki życia. Do tego celu by wystarczyło łączyć dochody z własnej pracy z drugą płacą w formie usług publicznych. Ale warunkiem takiej zmiany jest inny system podatkowy i inna rola państwa , np. jak w Finlandii. Taka idea organizacji wspólnoty życia i pracy nie może zdobyć zwolenników w Polsce. Antyreżimowy, podobnie jak konfederat Mentzen, Adrian Zandberg zanika gdzieś na horyzoncie notowań poparcia wyborczego.
Przyczyną tego jest nie tylko ipenowska pamięć o realnym socjalizmie, z jego półkami sklepowymi z octem. Tkwi głębiej. Nad jednostką ciąży jarzmo przymusu ekonomicznego. To przymus podtrzymania egzystencji dzięki sprzedaży swojego zasobu – siły roboczej. To smycz, którą trudno zerwać. Jak cień, przymusowi zarobkowania towarzyszy rozsądkowa racjonalność, tj. spontaniczna wiedza o tym, jak skutecznie radzić sobie na rynku pracy. Wymaga to wiedzy o branżach, w których popyt na pracę i dochody płacowe mogą rosnąć, a także wymaga znajomości rynku konsumpcyjnego – królestwa Biedronki. Musi wiedzieć, gdzie i kiedy można możliwe tanio kupić coś do garnka i na grzbiet. Z powodu konkurencji o pracę jest podatna na rozliczne uprzedzenia, zwłaszcza wobec konkurentów z kolorowego świata. I Mentzen to cynicznie wykorzystuje. Budzi moralną panikę przed gołębiarzem – gwałcicielem. Wcześniej kóz?
W ocenie partii i polityków liczą się ich oferty lepszego życia. PiS sprytnie wykorzystał to nastawienie, i zdobył szerokie poparcie decyzjami o minimalnej płacy, o obniżeniu wieku emerytalnego, 14 i 15 emeryturą, troską o dochody żyjących z rolnictwa. To zadziałało zwłaszcza wobec mieszkańców prowincji. Teraz i PO, i Tiktokowy Sławomir obiecują niższe podatki dla każdej i dla każdego. Ale ty siostro i ty bracie zaoszczędzisz dwie stówy, a on i jego koledzy kupią kolejne mieszkania, albo zasilą swoimi aktywami kolejne raje podatkowe. A to przecież z twojego zapierdolu, wspartego techniką i energią, powstaje ich bogactwo.
Poza ekranem monitora. Życie codzienne pracownika dzieli się na czas uciążliwej pracy i czas relaksu. Byle do „królestwa wolności” po pracy, przed „ołtarz telewizora” albo monitora. Tu może spokojnie się oddać bezobjawowej przemocy symbolicznej. Poza teatrum życia codziennego dzieją się sprawy bardziej i mniej ważne. O pierwszych informują media, zwłaszcza tabloidy (dzieciobójstwa, wypadki drogowe, rozwody celebrytów). O drugich przynudzają jajogłowi w programach publicystycznych, w podkastach i w gazetach. Oni tylko komplikują proste sprawy: wuj Sam nas obroni, co zamierza Putin – każdy wie. Trzeba być gotowym do kolejnego powstania, które zarządzi naczelnik Donald – tym razem ogólnopolskiego.
Jarząbek ogląda świat przez filtr, który zmontowała szkoła, ambona, polityczni stand-uperzy oraz ich parteitagi. Ten kulturowy filtr składa się z mentalnych obrazów klas, instytucji, historycznych wydarzeń i ich bohaterów. Moc społeczna potocznych wyobrażeń zasadza się na tym, że są one częścią „naturalnego” ładu, konwencjonalnych mądrości. To oczywistości elementarza ideologii liberałów. Przede wszystkim nie będziesz podnosił ręki ani na świętą własność prywatną, ani na wolny rynek. Przedsiębiorczość ci wszystko wybaczy, nawet kryzys planetarny. Walczymy o państwo prawa, a więc na pierwszym miejscu stawiamy prawa cywilne i polityczne. O prawa społeczno-ekonomiczne niech się troszczy Duch Święty Rynku. Zwalczamy autorytaryzm w imię demokracji, ale tylko w Rosji, Iranie czy ChRL. Ale kobiet w Arabii Saudyjskiej czy Katarze nie widać spod czadoru? Szczególnie młode pokolenie przyszłych depresyjnych konformistów ukochało pracę w korpo i styl życia jako użycia. Trochę jeszcze uszczkną z tej rewolucji szczęścia, które od dwóch stuleci oferuje kapitalizm. Co najwyżej, czasami pomyślą we własnym śladzie węglowym.
Błogosławiony Janusz biznesu. Nawet samozatrudniony, jednoosobowy przedsiębiorca, głównie samego siebie, wita chlebem i solą swojego idola podczas wyborczego spotkania. On zaś błogosławi tych, co tworzą miejsca pracy. Ich misją jest przecież powiększanie PKB. Misja ta usprawiedliwia wysokie dochody, fortuny, subwencje, a zarazem upoważnia do „naturalnego” postulatu zmniejszania podatku dla jej lepszego wykonania. Mentzen nie musi już przypominać, że „podatki to złodziejstwo”; że kiedy zwiększą się podatki, to znikną inwestycje i … miejsca pracy. Anarchokapitaliści wszystkich krajów już się połączyli. Połączyła ich niechęć do państwa, antyetatyzm. Co złe w życiu człowieka to sprawka biurokratów, „bandy urzędników”. Autorytet państwa pogrążył też zmasowany antykomunizm solidarnościowego obozu. Państwo przestało być organizatorem przyśpieszonej industrializacji, budowy fabryk, infrastruktury, mieszkań. Zamiast kolejnej fazy modernizacji polskiego społeczeństwa Polska Ludowa stała się historyczną czarną dziurą. A gdzie się podziały miliony uwięzionych w II RP na wyżywieniowych działkach?
I ty pokochasz biznesmena. Dzięki misji przedsiębiorcy powstają miejsca pracy, z tego dochody płacowe, czyli wszyscy mają się w końcu lepiej. Zwłaszcza cieszy coraz bogatsza oferta dóbr i usług. A zatem interesy biznesu są interesami całego społeczeństwa. Ale w głowie Jarząbka nie urodzi się pytanie, czy nie jest tak, że nadwyżką i cudzą pracą głównie jedni się bogacą. Czy zyski nie powstają dzięki wynalazkom, zrodzonym w sektorze publicznym? Czy taniej energii do napędów nie dostarcza planeta? Czy płaca odpowiada jej produktywności, czy jest bieda-płacą; czy z wypracowanego zysku powstają miejsca pracy, a jeśli tak, to może w Nowej Kaledonii? A może powstaje praca dla księgowego czy prawnika w Luksemburgu? Czy powstają tylko miejsca pracy, a co z efektami zewnętrznymi, z przyśpieszonym zużyciem surowców, z wydatkami na nieproduktywną reklamę, z zyskami od kontroli zwiększającymi tylko niezakumulowaną nadwyżkę, która trafia ostatecznie do kasyna spekulacji giełdowej i …rodzi inflację. W ten sposób cicha woda kryzysu planetarnego brzegi rwie.
Niestety, Mentzen też zakłamuje wiedzę o barierze ekologicznej wzrostu gospodarczego. Pastwi się nad „zielonym ładem”, nawet jeśli mało udolnie wspiera on transformację energetyczną. Od tego problemu powinna się zaczynać obecnie każda poważna publiczna debata, tym bardziej w czasie kampanii wyborczej. Coraz wyraźniejszy kryzys planetarny ostatecznie postawi pod znakiem zapytania trwałość kapitalistycznej cywilizacji wzrostu gospodarczego i masowej konsumpcji. Kryzys wymusi znów poważną dyskusję o „nowych drogach”. Przestaną obowiązywać mądrości etapu na temat globalizacji, wolnej przedsiębiorczości i stylu życia jako użycia. Albowiem, jak podkreśla Terry Eagleton, „dopóki system społeczny wciąż zapewnia obywatelom niewielkie korzyści, ich pragnienie, by zadowolić się tym, co mają, zamiast dokonywać karkołomnego skoku w przyszłość, nie jest rzeczą pozbawioną sensu”. Ten czas dobiega końca, tylko jedni nie chcą, drudzy nie mogą przyjąć tego do wiadomości.