Wysoki poziom inteligencji Prezesa Wszystkich Prezesów, stojącego na czele rządzącej Polską partii, nigdy nie był kwestionowany. Ale w ostatnich tygodniach przekonaliśmy się, że jest ona wspierana także wysokim poczuciem humoru.
Prezes okrasza każde publiczne wystąpienie jakąś anegdotą, złośliwym porównaniem, opowiastką o swoich wrażeniach z codziennego życia i analizy historii. Z reguły sam się śmieje z tego, co mówi, a część słuchającego, wiernego elektoratu natychmiast Idzie w jego ślady nawet wtedy, kiedy nie „łapie” sensu wypowiedzi.
Spotkania Prezesa z „ciemnym ludem” przekształcają się powoli w towarzyskie imprezy rozrywkowe, na których On przybiera pozę dowcipnisia, wodzireja zagrzewającego do tańca z licznymi wrogami i historią.
Tematy lubiane i nielubiane
Obserwuję zdalnie te spotkania i odnoszę wrażenie, że tematycznie stają się one coraz bardziej podobne. Łączą je zarówno tematy, które się powtarza i rozwija, jak i takie, których się unika lub minimalizuje. Do tej drugiej grupy należą:
-inflacja i plany zmniejszenia jej skali oraz instrumenty, jakie „partia i rząd” zamierza zastosować, aby osiągnąć pożądany efekt.
-nadal psująca się ochrona zdrowia, coraz dłuższe kolejki do specjalistów, dziwne decyzje jak np. ustalenie górnej granicy wiekowej szczepień antycovidowych na 79 lat, odbierające tą możliwość m.in. resztkom kombatantów warszawskiego powstania.
-przyczyny pogarszania stosunków z Komisją Europejską, a zwłaszcza manewry z pozornym likwidowaniem Izby Dyscyplinarnej SN i oporami, w przywracaniu do orzekania niesłusznie ukaranych sędziów.
Unikanie tych tematów na spotkaniach z „ludem” powoduje konieczność wprowadzania lub specjalnego akcentowania innych, które też mogą zainteresować zebranych zwolenników i wielbicieli Prezesa, a jednocześnie dają możliwość ubarwienia nudnej polityki ładunkami przemyślanych lub genialnie wymyślonych ad hoc dowcipów i anegdot.
Nie mogę wyjść z podziwu, odkąd okazało się, że na politycznych spotkaniach jednym z wiodących tematów może być LGBT, a szczególnie transseksualizm. Prezes w swoich wystąpieniach dawał do zrozumienia, że to w ogóle śmieszne odchylenie od normy. Jak może facet o wyglądzie boksera twierdzić, że psychicznie jest kobietą? Cała ta opozycja rozczulająca się nad takimi przypadkami nie jest chyba normalna i dlatego – także wbrew faktom – kwestionuje nadzwyczajne, wręcz historyczne osiągnięcia rządzącej od 7. lat partii.
Tęsknota a dużym wrogiem
Traktowanie LGBT jak wroga nie jest jednak wystarczające. Żartowanie na ten temat może rozluźniać atmosferę nadmiernie zagęszczoną wzrostem cen, ale nie zapełni potrzeby istnienia co najmniej kilku naprawdę poważnych wrogów. Historia wyszła jednak nam naprzeciw i spowodowała agresję militarną Rosji na Ukrainę. Do Rosji nigdy nie mieliśmy zaufania, więc po tej agresji stała się naszym wrogiem „naturalnym”. Pomagamy Ukrainie i wierzymy w jej zwycięstwo, chociaż nie bardzo wiadomo, na czym ono ma polegać. Ukraińcy mówią, że na wycofaniu wojsk rosyjskich z jej terytorium. To może oznaczać wieloletnią wojnę pozycyjną, podobną do sytuacji prawie 70-letniej wojny między Koreą Południową i Północną.
Geograficznie bliskie zmagania wojenne spowodowały u nas nagły wzrost zakupów wszelakiego uzbrojenia, bardziej nowoczesnego od tego, które mamy i takiego, które sami produkujemy. Wprawdzie nie jest to najlepszy czas na talie wydatki, bo gnębi nas wysoka inflacja i coraz słabszy kurs złotego do euro i dolara, ale nasza tradycja wymaga, abyśmy mogli czymś groźnie potrząsać i hałasować. Kiedyś były to szabelki i skrzydła husarskie, dzisiaj muszą być czołgi, wyrzutnie i samoloty. Prezes też to pochwala, bo wprawdzie nie jesteśmy mocarstwem, ale dobrze jest wyglądać jak mocarstwo i machaniem czołgami odstraszać potencjalnego wroga.
Wróg polityczny
Jeden duży wróg to jednak za mało. Szczęśliwie urodził się nam drugi, z którym wprawdzie nie będziemy toczyć krwawych bitew, ale będziemy walczyć politycznie. To Komisja Europejska, urzędnicze ramię Unii, która ośmiela się wstrzymywać należne nam fundusze. Formalnym powodem jest nasza wstrzemięźliwość w wykonywaniu orzeczeń unijnych trybunałów, dotyczących wspomnianej już Izby Dyscyplinarnej SN nakładającej kary na nieuczciwych lub nieposłusznych sędziów. Mamy zlikwidować tą izbę i przywrócić do pracy ukarane przez nią osoby. I mamy zapewnić, aby władza sądownicza na wszystkich szczeblach była niezawisła i niezależna od władzy wykonawczej.
Niechęć realizacji tych orzeczeń potwierdzonych przez polskie sądy i tym samym niechętne poruszanie tego tematu nie oznacza, że nie pojawia się on na spotkaniach Prezesa. Wywołują go pytania zgromadzonej „publiki”. Reakcje nie są wyraźnie zabawne, ale zawierają często treść, wywołującą wtórne rozweselenie połączone z zaniepokojeniem.
W reakcjach tych – i to nie tylko na spotkaniach Prezesa – słyszę często, że jesteśmy „dumnym” narodem albo państwem, i nikt nam nie będzie dyktował, jak mamy organizować nasze życie – w tym także wymiar sprawiedliwości.
Przykro mi, ale jako nieprzyzwoicie staremu obywatelowi, coś mi to przypomina. Były czasy, że u naszego zachodniego sąsiada panowała ideologia twierdząca, że właśnie mieszkańcy tego kraju są najbardziej mądrzy i tym samym mają prawo być dumni i wyniośli, a cała reszta to podludzie. Historia pokazuje jednak, że samouwielbienie jednostek jest tak samo niebezpieczne jak samouwielbienie narodów. I chyba bezpieczniej jest nie być nadmiernie dumnym, a za to mieć opinię wyrozumiałego, pojednawczego i współczującego.
Z kolejnych wypowiedzi Prezesa wynikało, że w polityce odżywają także starzy wrogowie, których ostatnio błędnie uważaliśmy za przyjaciół. To Niemcy. A przecież są nam winni ogromne odszkodowania za straty, jakie ponieśliśmy w II, a jak uczciwie liczyć, to i w I Wojnie Światowej!! Otoczenie Prezesa traktuje te pretensje poważnie, chociaż – jak dotychczas – nie przedstawiliśmy szczegółowych wyliczeń i właściwie nie prowadziliśmy żadnych pertraktacji. A w towarzyskich rozmowach zapominamy, że po II Wojnie Niemcy musiały nam oddać „duży kawałek” wybrzeża morskiego i kilka miast – łącznie z poważnie zniszczonym Wrocławiem i mniej zniszczonym Szczecinem. Ale nasza totalna opozycja robi sobie żarty z tej sprawy, nie przyłącza się do werbalnych żądań i usiłuje podtrzymywać dobre relacje z tym sąsiadem.
Trudno się nawet dziwić, bo czołowa postać opozycji i zarazem wewnętrzny wróg PISu, jakim jest były premier i były Przewodniczący Rady Europy Donald Tusk, był zawsze zwolennikiem dobrych stosunków z zachodnim sąsiadem. Jak tylko jest mowa o Donaldzie, to Prezes i jego towarzysze wypełniają antyinflacyjne zalecenie Prezydenta – zaciskają zęby i przypominają narodowi, że Tusk jest winien wszystkiemu złemu. To on się przyczynił do powstania wysokiej inflacji, on podważył równowagę naszych finansów, on nie zapewnił prawidłowego śledztwa w sprawie katastrofy smoleńskiej i nie jest wykluczone, że przyczynił się do pandemii azjatyckiego wirusa.
Jaka szkoda, że podobno Pan Prezes postanowił ostatnio przerwać i ograniczyć swoje rozjazdy po stęsknionym kraju. Należę do tych, którym jego spotkania z rozentuzjazmowanym ludem i przemówienia zdecydowanie poprawiały nastrój. W moim otoczeniu Pan Prezes zdobył dzięki tym wyjazdom zaszczytny tytuł „duszy towarzystwa”, czyli – wg Wielkiego Słownika Języka Polskiego – „osoby śmiałej, rozmownej, wesołej i dowcipnej, dobrze czującej się wśród ludzi i przyciągającej ich do siebie”.
Wydaje się jednak, że u Prezesa ostatnie dwie cechy jeszcze nie rozwinęły się dostatecznie.