Możesz być biedny, pod warunkiem, że jutro będziesz bogaty. Inaczej: won z mojego miasta! Możesz być biedny, pod warunkiem, że wierzysz w to, że jutro będziesz bogaty. Przecież wiadomo, że wiara czyni cuda. A świętojebliwa Polska cudami stoi. Może dlatego staliśmy się takimi zelotami kapitalizmu. Nie zwalniamy w tej czołobitności wobec kapitału, snując mrzonki, że też będziemy dzierżyć jego część.
Podstawowa zasada kapitalizmu to maksymalizacja zysków w jak najkrótszym czasie. Od kilku dekad spekulacje stały się sposobem osiągnięcia wyższych zysków niż inwestycje produkcyjne. Jeśli tego dotąd nie zauważaliśmy (naprawdę?) to dlatego, że do tego koryta dopchaliśmy się relatywnie późno, bo u schyłku XX wieku. Niczym Anna Patrycy po podpaski- „sięgnęliśmy z pewną taką nieśmiałością”, a później rzuciliśmy się do chapania.
Poczujmy się lepiej: to nie nasza chciwość, aż tak zniszczyła świat. Koniec lat 60-tych to koniec lat powojennej koniunktury. A od kryzysu paliwowego w latach 70-tych XX wieku, kapitalizm leci na ryj już na pełnym wkurwie. Założono, że ostatecznie depresje są lekarstwem na niedostateczną rentowność, która je wywołuje. Okazało się, że ekonomiści to jednak poeci są. Nie żebym wieszczyła upadek kapitalizmu. Ja tylko mamroczę pod nosem: nauczcie się szanować biednych, bo to szacunek, który okazujecie samym sobie.
Kapitalizm będzie szukał nowych zastrzyków tzw. „wstępnego kapitału”. Nagle… Dobra wojna nie jest zła. No chyba, że ktoś uważa: jedzenie zamiast bomb…! I tutaj dochodzimy do żarcia. Lewica poinformowała społeczeństwo, że dzieciak, może nie od razu szczęśliwy, ale znośny dla otoczenia to dzieciak po obiedzie. Dlatego ja- bezdzietna singielka- uznaję darmowy obiad dla każdego dziecka w szkole podstawowej za zdroworozsądkowy pomysł. Internet ocenił to inaczej. Gdyby przeciętnie rozgarnięty dwunastolatek raczył przez kilka godzin prześledzić komentarze w dyskusji, to uznałby, że przeciętny dorosły nie jest już dzbanem, a amforą. W stylu czarnofigurowym! Zamiast wyjść od założenia, że dzieci dorastają i budują społeczeństwo lub je rozwalają, społeczeństwo wzięło się za zaglądanie sobie wzajemnie do portfeli i łóżek. Co ciekawe jakiś czas temu dyskusje o czymś „darmowym”, gdzie „darmowość” nie jest uzależniona od dochodu, zaczynała się i kończyła wrzaskiem, że to ostatecznie będzie dorabianie bogoli z naszych wspólnych podatków. Najwyraźniej wszyscy poczuliśmy się bogolami, bo teraz naczelne twierdzenie to: nie będziemy inwestować w dzieci hołoty. Wyprodukowałeś? Nakarm se sam.
Szkoda, że nie żyjemy w XIX wieku, można by było wtedy z niedorosłego biednego gnoja zrobić, dajmy na to, „zarabiającego” londyńskiego kominiarczyka. Teraz, co najwyżej możemy małego nienażartego wysłać do Indii- tam dzieciaki pilnują za drobniaki stosów pogrzebowych nad Gangesem. Aby ogień nie wygasł, a kość się nie wysunęła.
I znowu sunę z pocieszeniem: to czy podatnicy szarpną się na darmowe obiady dla wszystkich małolatów w SP, i tak już niewiele zmieni w finansach państwa. Bo one leżą i kwiczą, ale rychło będą gadać po chińsku. „Darmoszka” może jednak wiele zmienić na poziomie konkretnego dziecka, którego Internet po prostu nie widzi. Może urośnie kilka centymetrów wyższe, może zęby mu się będą wolniej psuły, może mózg mu się lepiej rozwinie, może dojdzie do wniosku, że ludzie to jednak nie są zwisy. Przyznaję, że ostatnie dwa stwierdzenia stoją ze sobą w opozycji.
Widziałam w życiu głodne dzieciaki. Ostatnio były to dzieciaki rodziców, których przekonano, że stać ich na kredyt mieszkaniowy. Sami rodzice zadecydowali, że jak żyć i się bogacić, to żyć i się bogacić. Niech będzie pół bliźniaka w okolicach Konstancina! Teraz- przez ratę- dzieciaki są głodne. Ale to wina socjalu! To bidoki zniszczyły rynek pracy! Gdyby bidoków wywieść na Madagaskar od razu byłoby sympatyczniej, a tak jeszcze- nie daj Bóg!- komunałkę za oknami „bliźniaka” wybudują, jak mają zamiar zrobić w Wilanowie… Zgroza. I zniewaga ostateczna- żeby bidok Szolc im dzieciaki parówkami karmił, bo polazły głodne do „ciotki”, mówiąc jak naprawdę jest w domu.
Zgódźcie się, kurwa, na te obiady, bo rzeczywiście parówki z musztardą sarepską, to nie jest jedzenie dla dzieciaka, który rośnie. Bądźcie ludzcy.