8 listopada 2024

loader

Himalaje absurdu

fot. Everest / Facebook

Mount Everest zdobywało prawie 5000 chętnych. Niemal co piętnasty został na górze przed zdobyciem szczytu lub po nim (dane za CrazyNauka). To obecnie najwyżej położony cmentarz. Z Everestem jednak można mieć problem, nawet nie zbliżając się do Himalajów. Można paść trupem i na płaskim, co nieomal stało się udziałem naszej gwiazdy sędziów piłkarskich, Szymona Marciniaka.

Polski Everest został zorganizowany przez inną polską gwiazdę, i to gwiazdę dwóch firmamentów. Jednym z nich jest gwiazdozbiór doradców podatkowych, na którym to blaskiem własnym (i we własnej opowieści) błyszczy Sławomir Mentzen. Co prawda, w tegorocznym rankingu najlepszych doradców podatkowych „Rzeczypospolitej” Mentzen jeszcze się nie pojawia, ale kto wie, za rok albo dziesięć… Mentzen jest za to również wschodzącą gwiazdą lokalnej sceny politycznej, tak jak jedna jaskółka czyniąca wiosnę libertariańską. Nowa Nadzieja i gwiazda zaranna. Takich pięć (włoskich) gwiazd w jednej. Albo osiem polskich.

Ta oto podwójna gwiazda zorganizowała imprezę ekonomiczną, całkowicie apolityczną, na której miały wystąpić gwiazdy polskiego biznesu oraz gwiazda polskiego sędziowania futbolowego. Niestety – gwiazda zastępcza, bo pojedyncze gwiazdy futbolowe od dawna nie są w stanie wznieść drużyny na światowy poziom. Stąd popularność gwiazdy sędziowania, której wystarczy nie mylić się zbyt często, słuchać podpowiedzi z VAR-u i nieźle władać angielskim (tu pewnie przemawia przeze mnie zazdrość, bo z moim angielskim daleko bym nie zajechał).

Inne gwiazdy nie dojechały

Niemniej gwiazdor piłkarskiego sędziowania robił za największą gwiazdę imprezy dla small biznesu i takiejże polityki. Inne gwiazdy nie dojechały. Nie dojechał, choć bardzo chciał, właściciel najbardziej innowacyjnej polskiej firmy w historii, który wymyślił skrzynki na paczki oraz chciał zastrzec słowo „paczkomat” jako znak towarowy. Okazało się, że być może przez nieuwagę zatrudnił kiedyś jedną bardziej kumatą osobę na stanowisku „compliance officer”. Dla niewtajemniczonych, compliance officer to specjalista, którego zadaniem jest minimalizowanie ryzyka związanego z prowadzeniem działalności przedsiębiorstwa niezgodnie z przepisami prawa, a także z regulaminami i praktykami stosowanymi wewnątrz firmy. Osoba na tym stanowisku dba też o zgodność podejmowanych działań z przyjętymi normami etycznymi i społecznymi. Do jego zadań należy między innymi identyfikacja potencjalnych ryzyk związanych z obowiązującymi przepisami oraz, ogólnie mówiąc, otoczeniem biznesowym (uprzejmie dziękuję „Pulsowi Biznesu”). Tenże compliance officer doradził gwieździe biznesu polskiego, panu Brzosce, żeby trzymał się z daleka od Everestu, bo kontakt z gwiazdą Nowej Nadziei może zaszkodzić interesom. Słowem, na Evereście cuchnęło trupim odorem jak na Czomolungmie. Podobne numery jak Brzoska wykręcili Mentzenowi szefowie marek 4F, Lancerto i Barel Polska. Pewnie też mają swoich officerów.

Niestety, pan Marciniak jako początkujący gwiazdor nie zatrudnia żadnego compliance officera ani nawet sierżanta. Możliwe, że skusiła go szansa na korzystną optymalizację podatkową. Zostało mu trochę euro za sędziowanie na mistrzostwach, a przecież na horyzoncie ma już kolejne za finał Ligii Mistrzów.

Usprawiedliwienie, jakie napisał nasz rozgwieżdżony sędzia, może przekonać włodarzy UEFA oraz polskich wielbicieli piłki nożnej tylko dlatego, że ci pierwsi nie znają polskiego, a ci drudzy nie znają ani polityki realizowanej przez UEFA, ani też w większości nie znają się na polityce i ekonomii (tak samo zresztą jak polscy piłkarze i sędziowie). Z drugiej strony, piłka nożna to prosta gra, jak twierdzą trenerzy, nie wymaga używania głowy, choć czasem bramki strzela się głową. W końcu nie każdy zawodnik to od razu Socrates*. I nie każdy sędzia to Tuleya.

Pozytywy

Szukając pozytywów w całej tej burzy w szklance piwa (darmowego, od Mentzena), trzeba przyznać, że najwyraźniej nawet wśród gwiazd i gwiazdek biznesu pokazywanie się z Mentzenem nie jest dobrze widziane. Everest nadal cuchnie. Prawdziwy upadek nastąpi wtedy, gdy pomimo odoru do Nowej Nadziei jak na Czomolungmę zaczną w biały dzień przybywać alpiniści biznesu.

Adam Jaśkow

Poprzedni

Utworzyć kordon wokół Konfederacji

Następny

Za pan brat z antykiem