2 grudnia 2024

loader

Hoffmanizm polski czyli ciarki chodzą po plecach

Nie wiem czy istnieje w światowym piśmiennictwie historia jednego z moich ukochanych gatunków literackich – literatury niesamowitej, fantastycznej (nie mylić ze współczesnym gatunkiem „fantasy” ani z science fiction), grozy, gotyckiej (określenia stosowane są tu często wymiennie, nie zawsze precyzyjnie), czy istnieje naukowa synteza tego gatunku.

Jak znam życie, podejrzewam, że tak, choć nie w Polsce, ale obstawiłbym garść euro przeciw orzechom, że w którymś z krajów Europy Zachodniej, n.p. we Francji, taka synteza gatunku się ukazała. Dopóki jednak jej nie poznałem lub dopóki takowa nie powstanie, warto sięgać po prace cząstkowo obejmujące tematykę. Na przestrzeni roku przedstawiłem na tych łamach dwie nowe (bo takich wyborów, różnej wartości ukazało się w przeszłości sporo) edycje wyborów opowiadań tego gatunku, „Opowieści niesamowitych” zaczerpniętych z literatury francuskiej i rosyjskiej, opatrzonych przy tym znakomitymi wstępami i posłowiami. Teraz z potęg w tej literackiej dziedzinie na analogiczny wybór czekają Anglia, Niemcy, Hiszpania, Włochy, USA ( z E.A. Poe i A. Bierce na czele), a i pomniejsze siły narodowe w tym gatunku też. Mam nadzieję że nieoceniony PIW będzie cykl kontynuował. Ot, choćby także literatura polska, która moim zdaniem wpisuje się w krąg czołówki w tym gatunku, co zauważył już Julian Tuwim, opracowując wydaną w 1949 (!) roku „Antologię polskiej noweli fantastycznej”, po latach wznowioną. Warto dodać, że literatura polska wydała, poza pokaźną liczbą utworów epigońskich, naśladowczych, co najmniej jednego autora zdecydowanie oryginalnego – Stefana Grabińskiego. Pisanie o prozie wspomnianego gatunku nie jest łatwe, gdyż nie jest proste ani wskazanie jego prekursorów (niektórzy wymieniają Jacquesa Cazotte, „Diabeł zakochany”, 1772), ale być może prekursora należałoby szukać raczej gdzieś w starej literaturze angielskiej czy niemieckiej, a w niektórych antologiach gatunku wykorzystywano nawet niektóre nowele z „Dekamerona” Boccaccio), ani też zachowanie precyzji segregowaniu i definiowaniu poszczególnych nurtów i podgatunków.
Ponadto gatunkiem tym zajmowali się pisarze najrozmaitszego autoramentu, od typowych rzemieślników tematu niesamowitego, poprzez jego mistrzów i klasyków jak E.T.A. Hoffman, E.A. Poe, A. Bierce, E. Sue, Gerard de Nerval, Jules Barbey d’Aurevilly, Villiers de l’Isle-Adam, Washington Irving, A. Conan Doyle, G.K. Chesterton do takich sławnych/wielkich pisarzy, jak n.p. Walter Scott, Honoriusz Balzac, Teophile Gautier, Aleksander Dumas-Ojciec, Fiodor Dostojewski, Mikołaj Gogol, Charles Dickens, Oscar Wilde, Tomasz Mann, czy „nasi” – Jan Potocki z „Rękopisem znalezionym w Saragossie”, Zygmunt Krasiński, Bolesław Prus, „nasz-nie nasz” Joseph Conrad, Stefan Grabiński czy Stefan Żeromski, w których spuściźnie są większe czy mniejsze „epizody” w postaci nowel czy fragmentów niesamowitych w nastroju i kolorycie.
Słowem, mamy do czynienia z gatunkiem o starej metryce, przebogatym i niezwykle, wręcz meandrycznie zróżnicowanym wewnątrzgatunkowo. Bardzo interesującą kartę wzbogacającą wiedzę o gatunku i jego historii dodała do stanu badań literackich Magdalena Rudkowska, autorka kapitalnego studium „Sen nieboszczyka. Polski hoffmanizm w XIX wieku”. Już sam podtytuł pokazuje ogromny wpływ, jaki na polski nurt gatunku prozy niesamowitej wywarł jego wielki niemiecki mistrz, Ernst Teodor Amadeusz Hoffman (1776-1822). Ten ogromny wpływ wywarł on zresztą na literaturę gatunku na całym świecie i był mistrzem dla największych mistrzów, także dla Edgara Allana Poe, Mikołaja Gogola i innych. Hoffman, choć nie był prekursorem, jest dziś niewątpliwie najwybitniejszym arcymistrzem gatunku, najważniejszym w nim punktem odniesienia.
Sam hoffmanizm definiuje autorka (cząstkowych czy poszerzających definicji można się zresztą doszukać więcej) jako „zespół zjawisk i tendencji literackich nawiązujących do twórczości Ernsta Theodora Amadeusa Hoffmana – jest jednym z nurtów fantastyki w literaturze romantycznej Europy. Popularność Hoffmana wynikała z połączenia poetyki „roman noir” z oniryzmem (sny) i motywami szaleństwa, otwierającymi literaturę na mowę Nieznanego”. E.T.A. Hoffmana definiuje też skłonność do dziwności, deformacji, nadnaturalności, niesamowitości pojawiającej się czy tworzącej na tle realistycznego, mieszczańskiego, „biedermajerowskiego” tła. Podkreśla też autorka, że Hoffman stworzył „wielowariantowy model fantastyki literackiej”, którego uprawianie można nazwać „hoffmaniadą”, zarówno dla Wschodu jak i Zachodu, także dla Francji, tak odmiennej w swoim „racjonalizmie”, w której, jak pisał jeden z cytowanych autorów, „nie mógł powstać i nigdy nie powstał romantyzm”, od niemieckiego „marzycielstwa”.
Autorka drobiazgowo prześledziła filiacje prozy niesamowitej polskich „hoffmanistów”, po części z kręgu „cyganerii warszawskiej”, takich jak Ludwik Sztyrmer, nazwany „polskim Hoffmanem”, Józef Bohdan Dziekoński, Józef Dzierzkowski, Jan Barszczewski, Józef Korzeniowski (autor pierwowzoru literackiego znanej telewizyjnej noweli – „Mistrza tańca”), Józef Maksymilian Ossoliński, Henryk Rzewuski (autor literackiego pierwowzoru nieśmiertelnej telewizyjnej noweli „Ja gorę”), Antoni Lange, Ludwik Niemojowski Jadwiga Łuszczewska-Deotyma i inni znamienici rodzimi autorzy – z opowiadaniami Hoffmana, także drogi, dróżki i ścieżki, którymi hoffmanizm, z jego charakterystycznym stylem, nastrojem, sposobem obrazowania i tematyką docierał do polskiej literatury XIX wieku.
Przy tym wykazała, że korzystali oni głównie z pośrednictwa rosyjskiego, zwłaszcza „Tygodnika Petersburskiego”, skąd fascynacja hoffmanizmem docierała nad Wisłę. Prześledziła, w jaki sposób najbardziej charakterystyczne cechy prozy Hoffmana były poddawane asymilacji w polskiej retorcie literackiej, jak były przetwarzane, na ile twórczo, a na ile epigońsko, naśladowczo. Niektórych czytelników, którzy za pośrednictwem autorki po raz pierwszy zetkną się z tą chemią, anatomią i mapą polskiego hoffmanizmu i w ogóle gatunku może zaskoczyć fakt, że do polskich przedstawicieli tego gatunku można zaliczyć także kojarzonego zazwyczaj z innym gatunkiem literatury Józefa Ignacego Kraszewskiego.
Pisarz ten zarówno o hoffmanizmie pisał („Hoffman jest to wesoły śpiewak na grobach, tancerz, który lekką nogą stąpa po kościach i popiołach cmentarza, z trupią głową w ręku, z wieńcem kwiatów na skroniach”), jak i ma na swoim koncie szereg utworów silnie naznaczonych jego wpływami lub wprost hoffmanistycznych, jak n.p. „Sfinksa”, „Dziwadła”, czy „Latarnię czarnoksięską”. Rudkowska podjęła też bardzo interesująco cały szereg szczegółowych tematów związanych z polskim hoffmanizmem, jak n.p. to, że wyobraźnia Hoffmana akurat w Polsce padła na bardzo żyzny grunt wyobraźni („cudowność”) i uczuciowości słowiańskiej, a także dobrze skorelowała się z polskim, sarmackim wątkiem „nieboszczyka”, „niebożca”, bytu balansującego między snem a jawą, życiem a śmiercią (patrz. m.in. mickiewiczowskie „Dziady”, litewskie co prawda, ale siłą rzeczy przez Wieszcza Adama „spolonizowane”).
Pochyliła się też autorka nad naśladownictwem, intertekstualnością czy parafrazą w polskim hoffmanizmie, jako że sieć krzyżujących się i wielowarstwowych wpływów jakie wywierał hoffmanizm w całej literaturze europejskiej jest bardzo znaczący, a przy tym skomplikowany, więc często niełatwy do uchwycenia i zdefiniowania. Przywołała bardzo interesującą uwagę badaczki literatury polskiej XIX wieku,
Ewy Paczoskiej, która stwierdziła, że paradoks recepcji polskiego hoffmanizmu polegał m.in. na tym, że był on forpocztą polskiej refleksji nad rodzącą się wtedy nowoczesnością, że „kategoria modernité, pojawiająca się wszak w samym środku tamtego stulecia, dziś przychodzi do nas w otoczce „dawności” i o oczywistej anachroniczności”. To tylko niektóre ze szczegółowych zagadnień, które w swoim znakomitym, wielogłosowym studium porusza Magdalena Rudkowska, z przesadną zresztą skromnością zaznaczająca „niekompletność” i „skrótowość” jej pracy. Jako czytelnik polski mam satysfakcję, że jedynym, poza Niemcami i Berlinem, krajem i miastem, w którym pozostawił E.T.A. Hoffman swój ślad, jest Polska (wtedy jej fragment jako zaborczej prowincji o nazwie Prusy Południowe) i Warszawa, w której mieszkał w charakterze pruskiego urzędnika (i która bardzo inspirowała pisarza jako nieokiełznana, anarchiczna, chmurna „Wenecja Północy”).
I że ilekroć przechodzę warszawską ulicą Freta, obok kamienicy, na której widnieje tablica upamiętniająca kilkuletni pobyt pisarza w tym miejscu, mogę sobie zafundować dreszczyk przechodzący przez plecy, gdy przywołam z pamięci którąś z jego nowel lub taki oto fragment z opowiadania „Pająk”, czołowego polskiego hoffmanisty Józefa Bohdana Dziekońskiego: „(…) czarna noc obejmowała nas jako smętarz, dwa groby, gdzie jak upiory pijane trupy bez duszy szukają w napoju życia, bo tylko mur rozdzielał bogatszych od nędzarzy, a i tu, i tam muzyka na kształt złowrogiego szyderstwa szatana migała się w dźwiękach śród ciemności”.

Magdalena Rudkowska – „Sen nieboszczyka. Polski hoffmanizm w XIX wieku”, wyd. Instytut Badań Literackich PAN, str.256, ISBN 978-83-65832-82-5

Krzysztof Lubczyński

Poprzedni

Trudny listopad

Następny

Po co komu rewolucjoniści

Zostaw komentarz