9 grudnia 2024

loader

Jaćwiengiada

Przyznam, że choć interesuję się historią, to do czasu lektury tej książki akurat słowo „Jaćwingowie” mówiło mi tylko tyle, że to jakieś prastare plemię, które wyginęło w czasach średniowiecza.

Wystarczyła jednak lektura pierwszych akapitów książki Wojciecha Giełżyńskiego, „Jaćwięgi są wśród nas”, by moja wiedza uległa szybkiemu poszerzeniu: „Jaćwięgowie-Jaćwingowie-Jadźwingowie mieszkali ongiś na najpiękniejszym skrawku ziemi polskiej – jeśli zapomnieć o Tatrach – mianowicie na Suwalszczyznie, i aż po Wielkie Jeziora Mazurskie, aż prawie po Niemen.
Byli tak dzicy, że trwożyli znacznie potężniejszych sąsiadów. Wreszcie ich wspólnym wysiłkiem wysieczono. Resztki poszły w jasyr. Nieliczni schronili się do braci Litwinów, do Rusinów, niektórzy do Mazowszan i przez jedno-dwa pokolenia żyli u obcych po jaćwiesku. Ich potomkowie zniknęli bez śladu, wszelki słuch po nim zaginął po wiek wieków. Otóż ja w to nie wierzę. I dlatego tę książkę napisałem. Po Jaćwięgach coś musiało zostać, nie tylko w grobach i gablotach muzealnych. To staram się pokazać, że Jaćwież trochę trwa, że po Jaćwięgach została nie tylko mglista pamięć. Są ślady ich obecności w kulturze sąsiednich nacji. Są resztki ich języka w nazewnictwie geograficznym i w żywych nazwiskach”.
I właśnie detektywistycznym tropem śladami Jaćwingów (Jaćwięgów, Jadźwingów?) oraz ich współczesnych potomków przez trzydzieści lat wędrował reporter Wojciech Giełżyński. Odwiedził dziesiątki miejsc, rozmawiał z dziesiątkami ludzi, w tym historyków i archeologów, przestudiował setki publikacji i dokumentów. I tym sposobem, krok po kroku, pracowicie i konsekwentnie nizając fakt za faktem niczym koraliki na sznur, odsłonił, na ile było to możliwe, dzieje i kulturę ludu, które go losy są podobnie tajemnicze, jak losy ludu Etrusków, przy wszystkich ogromnych różnicach. I to odsłonił w bardzo rozległym kontekście. Ta historia Jaćwingów nie jest podana wprost, w formie wykładu historycznego, lecz z wolna wyłania się spod gąszczu faktów, domysłów, hipotez zbieranych i weryfikowanych przez jego autora.
Jego książka aż kipi od bogactwa faktów, personaliów, dat, rozmów (wywiadów) z rozmaitymi postaciami, które cokolwiek o Jaćwingach mogły opowiedzieć, ale także „podejrzewanymi” o jaćwieskie (?) korzenie („podejrzewa” o nie autor m.in. Józefa Piłsudskiego, Włodzimierza Cimoszewicza, Olgierda Łukaszewicza czy Andrzeja Strumiło, a nawet Katarzynę Kolendę-Zaleską, choć czyni to nie bez użycia dowcipu typu pickwickowskiego). Kipi ta książka bogactwem tworzywa niczym jaćwieska puszcza, ale dzięki biegłości pióra Giełżyńskiego, dzięki jego kunsztownej sztuce pisania czytelnik nie gubi się w tym gąszczu.
To historia pisana nie przy biurku, lecz w drodze, w ruchu, także w gąszczu hipotez i domysłów, a książkę znakomitego reportera określiłbym jako detektywistyczno-reporterską wariację na temat. Jest ona także dlatego tak dobra i atrakcyjna w lekturze, że jest owocem długotrwałej, uporczywej pasji. W obszernym zakończeniu i podsumowaniu książki Giełżyński osadził jej tematykę w szerszym kontekście – w przestrzeni przemian światowych, w tym trwającej już od wielu lat „mody” na „poszukiwanie korzeni”, tożsamości narodowych i lokalnych (ale także tożsamości innego rodzaju) w relacji do procesów globalizacyjnych. Odnosi się też do słynnej, negatywnie zweryfikowanej przez historię ostatniego ćwierćwiecza, teorii „końca historii” Francisa Fukuyamy i sygnalizuje szereg innych problemów ludzkości u progu XXI wieku (i „trzeciego millenium”).
A że książka Giełżyńskiego została ukończona w 2001 roku, a więc dwadzieścia lat temu, warto z owego wielowątkowego zakończenia poświęconego wydobyć jej akcent…. profetyczny. Autor zacytował fragment jednego z „Lapidariów” Ryszarda Kapuścińskiego, z 1998 roku. Brzmi on tak: „Pesymiści twierdzą, że przyszłością naszej planety będzie dalsza bałkanizacja i nawet – trybalizacja. Mówią oni, że w jakimś sensie wracamy do czasów najdawniejszych, do naszych prapoczątków, kiedy ziemię zamieszkiwało ogromne mrowisko niezliczonych grup, klanów i społeczności etnicznych (…)” „Nic co minione, nie jest przeszłością ostatecznie zamkniętą. Przeszłość trwa w teraźniejszości, uczestniczy też w kształtowaniu przyszłości”. Historia ostatnich lat, a ostatnich miesięcy szczególnie, także w Polsce potwierdziła – bardzo boleśnie – trafność tych prognoz.
Wojciech Giełżyński – „Jaćwięgi są wśród nas”, wyd. „Iskry”, Warszawa 2019, str. 354, ISBN 978-83-244-1033-0

Krzysztof Lubczyński

Poprzedni

Pomóżmy Bartkowi

Następny

… i inne nieszczęścia

Zostaw komentarz