8 listopada 2024

loader

Jak zostać byłym intelektualistą

Unsplash

 III RP to zdaniem członka dronowego towarzystwa polskich liberałów „demokratyczne i kapitalistyczne akwarium”, zrobione z „zepsutej zupy rybnej, w którą komuna zamieniła państwo, gospodarkę i całe społeczeństwo” (J. Żakowski, Zbadać wpływy Kremla, Gazeta Wyborcza, 5 sierpnia 2022).

Pomińmy szlachetne podniebienia bywalców salonu III RP. Kto pilnuje teraz  akwarium? Czyż nie Wuj Sam. Kto dokarmia? Czyż nie UE i zagraniczny kapitał. Ale respektując kryzys hydrologiczny, powiedzmy wprost: to raczej kolejny rezerwat polskiej „normalności”?  III RP to w istocie nieplanowane dziecko neoliberalnej transformacji, strefa specjalna taniej pracy i niskich podatków,  poddostawców i zleceniobiorców. Należy do peryferii światowego systemu kapitalizmu. Symbolem jest ciucholand Factory, który zastąpił fabrykę traktorów Ursus, przecież przedwojenną firmę. Kreml ci wszystko wypaczy i wybaczy?

Nie rzucim Leszka, skąd nasz ród

Co w tej sytuacji proponuje przedstawiciel odsuniętego od władzy obozu nadwiślańskich liberałów? Co proponuje położyć na szwedzkim stole „rynkowej demokracji”, by wygrać następne wybory z PiSem? Można by się spodziewać, że znajdą się tu postulaty dotyczące bezpieczeństwa socjalnego, tworzenia miejsc pracy, godziwej płacy, globalnego podatku od korporacji itd. Tu wkraczamy na ideologiczne pole minowe: trzeba wyobrazić sobie inny kapitalizm – kapitalizm bez władzy wielkich korporacji, bez wielkich nierówności, z rosnącą rolą państw i planowania, bez kryzysu planetarnego? Tu nie sięga oko i szkiełko liberała. Najważniejsze dla niego jest „oczyszczenie państwa z rozległej i potężnej sieci kremlowskich wpływów i zależności”. Co ma piernik do wiatraka! Czy to prezydent Rosji W. Putin wprowadził raje podatkowe (trafia tu 40%  zysków wielkich korporacji), oddał w Polsce po 1989 r. sektor finansowy  kapitałowi zagranicznemu (w ponad 70%)? To nie Putin, lecz polski neoliberalny Lewiatan stworzył przedsiębiorcom zagranicznym i rodzimym duże możliwości obniżania kosztów pracy i transferu zysków. Kolejny dowód, że polityczna formacja nadwiślańskich liberałów, PO, to awangarda tzw. „klasy średniej”. To partia klasowa, silnie zideologizowana. Wspiera ją dziennikarski komentariat Gazety Wyborczej, Polityki, Newsweeka, Dziennika Gazety Prawnej, TVNu, internetowych portali „wolnych i myślących ludzi”. Przemawiają oni w imieniu beneficjentów transformacji, czyli ok. 15-17  proc. społeczeństwa. To przedsiębiorcy, pracownicy administracji na kierowniczych stanowiskach, klasy menedżerskie, bankowi ekonomiści, operatorzy maszynerii finansowej, prawnicy, freelanserzy zajmujący się programowaniem, grafiką komputerową, marketingiem internetowym. Nie chcą, by urzędy skarbowe poświęcały uwagę ich dochodom, usługi kupują na „wolnym rynku”, sami wiedzą najlepiej, jak pomnażać majątki i aktywa. Im potrzebna wolność, a nie bezpieczeństwo socjalne. 

A co z zatrudnionymi w budżetówce, w strefach specjalnych, w coraz większym sektorze usług dla korporacyjnego biznesu? Dostrzeganie tylko „usensowienia podatków i wydatków” to kolejny charakterystyczny unik w najważniejszej sprawie. W Polsce najwyższe podatki od dochodów osobistych są o 20% niższe niż w  krajach starej UE. W tych krajach podatki od dochodów wraz ze składkami na ubezpieczenia są głównym źródłem wspólnej kasy. W Polsce największym źródłem dochodu są wpływy z VATu. W 2020 r. było to 185 mld ZLP (dla porównania wpływy z PIT, bez składek, to tylko 119 mld).

Jak demokracja i dla kogo?

Czymże jest ta „rynkowa demokracja”, którą chce przywrócić hodowca grubych ryb? Według liberałów demokracja to przestrzeń wolnych wyborów dokonywanych przez upodmiotowione jednostki. Główna ich  potrzeba to kariera i samorealizacja. Państwo to tylko strażnik wolności jednostki, które narusza pisowska sanacja bis. Tu lewica stoi razem z liberałami. Też przyłączy się do dzieła naprawy państwa, ale zarazem do jego korekty. Po to, by odejść od liberalnej koncepcji państwa minimum na rzecz państwa dystrybucyjnego, protektywnego, produktywnego i rozwojowego. Urynkowiona demokracja nie ograniczy zbrojeń, zaplanowanego starzenia się produktów, odtowarowienia dóbr publicznych. W urynkowionej demokracji władzę dzierżą najgrubsze portfele akcji, bezosmeni i ich polityczne marionetki. Zakres demokracji zależy bowiem od roli państwa, od jego funkcji: czy wspiera budownictwo mieszkań, czy tworzy sprawną zbiorową komunikację, jak funkcjonuje system ochrony zdrowia, czy obywatele mają dostęp do dobrej, równej dla wszystkich edukacji? Jeśli odpowiedzi  brzmią tak, dopiero wtedy powstaje wspólnota życia i pracy. Taką wspólnotę wiąże silnie repartycyjny system zaopatrzenia na starość. Niestety, liberałowie, także ci z PiSu, stopniowo go demontują. Demokracja liberalna nie wymaga wiele od obywatela: głosuj raz na cztery lata. Między wyborami dobrze sprzedaj swoje kwalifikacje, bądź przedsiębiorczy i kreatywny, a sukces materialny sam przyjdzie. Lecz się w prywatnej klinice, oszczędzaj na emeryturę z giełdy, kształć dzieci w prywatnej szkole. Resztę zrobi za ciebie polityk. Dzięki niemu zarejestrujesz firmę w jednym okienku, on skonstruuje dla ciebie „daninę”,  ułatwi bankowy kredyt na mieszkanie.  Co zatem liberał ofiaruje klasom pracowniczym, skoro „naturalny” elektorat to za mało, by pokonać PiS? Ile razy można wyzwalać „energię” społeczeństwa obywatelskiego, teraz młodego pokolenia? Państwo prawa to zbyt mało, kiedy zbudowało się „aspołeczną” gospodarkę rynkową, kiedy się wprowadziło do konstytucji nakaz kształtowania stosunków państwa z instytucjami wyznaniowymi, z poszanowaniem ich autonomii oraz wzajemnej niezależności każdego w swoim zakresie, oraz współdziałania dla dobra człowieka i dobra wspólnego (art. 25, ust.3)? Czy kreator rekordowego w UE odsetka prekariuszy brzmi wiarygodnie, kiedy mówi o skracaniu czasu pracy? 

    Trzeba w końcu ruszyć liberalną mózgownicą. Kiedy intelektualista tylko powiela myśli dzikie i gminne, zmienia zaszeregowanie. Łatwo go pomylić ze sprawnym propagandystą. Zwolennicy mądrze zorganizowanej wspólnoty życia i pracy nie zasługują  na powyborczy uśmiech Prezesa wszystkich prezesów.

Tadeusz Klementewicz

Poprzedni

Spychologia obiboków

Następny

Fala strajków na wyspach