30 listopada 2024

loader

Kamala Harris: twarz rewolucji czy zwykła wydmuszka?

fot. Facebook Kamala Harris

Vice President Kamala Harris speaks at a campaign rally at Georgia State Convocation Center with Megan Thee Stallion at Georgia State University in Atlanta. (Eric Elofson/July 30, 2024)

Pod koniec lipca Joe Biden wreszcie ogłosił swoją rezygnację z ubiegania się o reelekcję. To była decyzja, której wielu oczekiwało, ale nikt nie wiedział, kiedy dokładnie nastąpi. Ostateczna decyzja była wynikiem nacisków związanych ze słabą kondycją Bidena. Teraz na scenie jest Kamala Harris – czy stanie się nową twarzą rewolucji, czy tylko kolejną polityczną wydmuszką?

Decyzja o rezygnacji była – ostatecznie – zarówno oczekiwana, jak i niespodziewana, a w efekcie wywołała lawinę zmian w obozie Demokratów. Najbardziej na tym zyskała Kamala Harris, która teraz staje przed ogromnym wyzwaniem: poprowadzeniem partii do zwycięstwa w nadchodzących wyborach prezydenckich.

Harris otrzymała natychmiastowo wsparcie kluczowych postaci w Partii Demokratycznej. Poparli ją między innymi Gretchen Whitmer, gubernator stanu Michigan, Gavin Newsom, gubernator Kalifornii, i Josh Shapiro, gubernator Pensylwanii. Nancy Pelosi, weteranka partii, również publicznie wyraziła swoje poparcie dla kandydatki mocno wzmacniając jej pozycję.

Nominacja Harris stała się już praktycznie faktem, gdy poparcie dla niej wyraziło 3189 z 4000 delegatów na Krajową Konwencję Partii Demokratycznej. Obecna wiceprezydentka rozpocznie swoją kampanię praktycznie bez wewnątrzpartyjnej opozycji.  Jej sztab chwali się 200 milionami dolarów zebranymi w tydzień po rezygnacji Bidena, podczas gdy Trumpowi udało się zgromadzić w lipcu „tylko 139 milionów.

Administracja obecnego prezydenta USA była często krytykowana za brak szybkich i zdecydowanych działań. Biden stał się w ostatnim czasie starszym panem z reklamy suplementów diety, który dopiero po trzech tygodniach zaczyna czuć, że coś działa. Gdyby zrezygnował od razu po tej katastrofalnej debacie CNN, gdzie przypominał pacjenta z głęboką demencją, partia i tak postawiłaby na Kamalę Harris – z powodów praktycznych i finansowych – ale bez entuzjazmu. 

Jednak jej dotychczasowe osiągnięcia jako wiceprezydentki są mieszane. Jako wiceprezydentka Harris zajmowała się wieloma trudnymi tematami, od imigracji po reformę systemu sprawiedliwości. Jej przeciwnicy twierdzą, że nie osiągnęła znaczących sukcesów, ale Harris broni się tym, że te obszary były zbyt skomplikowane, aby można było szybko wprowadzić zmiany. 

Sondaże pokazują, że walka Harris z Trumpem będzie zacięta. Republikanie już rozpoczęli ofensywę przeciwko Harris. Kandydat na wiceprezydenta, J.D. Vance, zarzucił jej brak „wdzięczności”, co zdaniem wielu komentatorów miało rasistowski podtekst. Tim Burchett, republikański kongresman, określił Harris jako „DEI hire”, sugerując, że jej nominacja była wynikiem polityki różnorodności, a nie kompetencji.

Średnia z 11 ogólnokrajowych badań, opublikowana przez „Washington Post”, daje Trumpowi półtora punktu przewagi nad Harris, co pokazuje, jak trudne będzie to starcie. Jednak amerykański system wyborczy, oparty na kolegium elektorów, sprawia, że ogólnokrajowe wyniki nie zawsze oddają rzeczywiste szanse na zwycięstwo. Kluczowe będą wyniki w tzw. swing states – stanach, które nie mają stałej preferencji wyborczej i mogą przechylić szalę na korzyść jednego z kandydatów.

W Pensylwanii przewaga Trumpa nad Bidenem wynosiła trzy punkty, a nad Harris – tylko jeden. W Wirginii Trump przegrywał z Bidenem trzema punktami, a z Harris – aż pięcioma.

Dotychczasowa wiceprezydentka, wymieniając Bidena, wprowadziła niewątpliwie do kampanii nową energię i nadzieję dla wielu wyborców. Jej kampania ma skupiać się na problemach gospodarczych, obiecując obniżenie cen leków, zmierzenie się z władzą wielkich korporacji i wprowadzenie polityk, które mają bezpośrednio poprawić życie zwykłych Amerykanów. Jej obietnice nie różnią się w sumie znacząco od tych, które proponował Biden.

Jednak jej droga do sukcesu jest pełna przeszkód. Kampania Harris jest narażona na ryzyko rozbicia przez wewnętrzne podziały w Partii Demokratycznej oraz zewnętrzne ataki ze strony Republikanów. Jej zwolennicy, w tym wielu zamożnych liberałów, często koncentrują się na polityce tożsamości, co może odstraszyć wyborców z klasy robotniczej. 

W tym kontekście Partia Demokratyczna stoi przed poważnym dylematem. Czy uda im się zjednoczyć wyborców wokół wspólnych interesów klasowych, czy też dadzą się zdominować przez podziały rasowe i tożsamościowe?

Badania pokazują, że Demokraci coraz częściej skupiają się na problemach, które nie dotyczą bezpośrednio większości ich wyborców. W 2022 roku mniej niż 5 proc. reklam telewizyjnych Demokratów wspominało o problemach takich jak nierówności dochodowe czy nadmierne zyski korporacji. To pokazuje, jak bardzo partia oddaliła się od problemów, które naprawdę obchodzą jej tradycyjnych wyborców i w coraz większym stopniu reprezentuje zamożnych pracowników umysłowych, skoncentrowanych głównie w dużych miastach. To właśnie ci wyborcy pragną odwołań do tożsamości, a nie odwołań do wspólnych kwestii klasowych.

Jeśli Demokraci wygrają wybory, ale ponownie stracą większość klasy robotniczej, nie spełnią jednej ważnej części swojego obowiązku i utorują drogę prawicy do głębszego wtargnięcia do społeczności robotniczych. Co więcej, jeśli liberałowie nadal będą upierać się, że pracownicy powinni skupiać się bardziej na swojej rasie, płci, narodowości, dziedzictwie etnicznym czy czymkolwiek innym, niż na wspólnych interesach klasowych, dadzą prawicy całą amunicję potrzebną w wojnie kulturowej, jednocześnie utrudniając zjednoczenie pracowników ponad podziałami kulturowymi. Harris musi przekonać lewicowych wyborców, że warto na nią postawić, obiecując radykalne zmiany w polityce społecznej, takie jak wzmocnienie programów ubezpieczeń społecznych i anulowanie długów medycznych. 

Jeśli chodzi o wstępne prognozy to niektórzy analitycy, jak Ezra Klein z „New York Timesa” i Graeme Wood z „Atlantica”, uważają zgodnie, że to właśnie obecna wiceprezydentka USA jest ostatnią szansą Demokratów na zjednoczenie partii i zdobycie Białego Domu. Jednak inni, jak Daniel Drezner z Tufts University, ostrzegają, że brak wyraźnego programu i wewnętrzne podziały mogą finalnie pogrążyć kampanię.

Eliza Nowak

Poprzedni

Wbrew infantylnej martyrologii

Następny

Antarktyda się smaży