17 maja 2024

loader

Kambodża i okolice

„Ten tu nazywa się Mouhot. Henri Mouhot. Henryk Nauka. Zacznijmy wszystko od początku. Od jego przyrządów lepidopterologa. Popatrzmy, jak z siatka na motyle zbliża się do lasu i znika w ciemnościach, z których nigdy nie wyjdzie. Mouhot zaginął.

Mouhot to nos Kleopatry i teodycea Leibnitza, opowieść o trzepocie skrzydeł motyla, który powoduje katastrofę tysiące kilometrów dalej lub kilkadziesiąt lat później. Gdyby nie Mouhot, Ieng Sary, Ieng Thirith czy Pol Pot nie ujrzeliby zapewne ulicy Saint-Andre-des-Arts. Ciągnąc za sobą wyzysk, podbój, kolonizację i wojnę, ten pokojowo nastawiony naukowiec sprawia, że zderzają się tu Wschód z Zachodem”.
Ten cytat z jednego z rozdziałów opowieści Patricka Deville (rocznik 1957) „Kampucza” kapitalnie ogniskuje tworzywo i oddaje esencję tego dzieła. Użyję może nieco egzaltowanego określenia, ale ta opowieść mnie zachwyciła, i w sferze formy literackiej i w sferze treści. Co do formy, to zapewne ktoś mógłby zarzucić (ja nie) Deville’owi nadmiar literackiej estetyzacji opisywanego świata, przecież okrutnego. Cóż, autor jest Francuzem, a zatem spadkobiercą tradycji literackich, w których aspekt estetyczny odgrywał i odgrywa dużą rolę. Dla mnie to nie wada, bo dzięki temu przyjemność lektury jest wielka, a walory poznawcze na tym nie tracą. Mój zachwyt nie jest zresztą zaskakujący, jako że „Kampucza” uznana została za najlepszą powieść francuską w ankiecie prestiżowego tygodnika literackiego „Lire” („Czytać”) w 2011 roku. Osią opowieści ( bo w sensie gatunkowym powieścią „Kampucza” nie jest, bliżej jej do reportażu pomieszanego z esejem) jest podróż Deville’a, jako reportera właśnie, w górę Mekongu, ku granicy chińskiej, w czasie procesu przywódców Czerwonych Khmerów w Phnom Penh w 2009 roku i w 2010 roku podczas buntu Czerwonych Koszul w Tajlandii. „Kampucza” choć od kambodżańskiego Angkoru i jego posągów, „zjaw w wilgotnych ciemnościach lasu” się zaczyna, tworzy przecież znacznie szerszą panoramę tego regionu świata. Jest tu bowiem i o kolonializmach francuskim i angielskim, i wojna w Wietnamie, i Laos, i Chiny, ale też walka Vietkongu Ho Chi Minha z agresją USA i awantura (1923) z grabieżą kambodżańskich dzieł sztuki przez młodego Andre Malraux, wybitnego pisarza i intelektualistę, przyszłego ministra kultury w rządzie de Gaulle’a. Są echa dawnych wypraw francuskich w te rejony, jest upadek francuskich Indochin, jest Pol Pot, książę Norodom Sihanouk i generał Lon Nol. Jest też Paryż lat sześćdziesiątych jako intelektualny matecznik przyszłych Czerwonych Khmerów. Bliska przeszłość, prawie teraźniejszość, miesza się z przeszłością, tą dalszą i tą najdalszą, sięgającą chwilami nawet XVII wieku. Jak na Francuza przystało jest też tło literackie, zaznaczone choćby w staromodnych mottach poprzedzających niektóre rozdziały, jak u Waltera Scotta. A pośród tego literackiego tła, poza Malraux, także Graham Greene, Pierre Loti i także, przywołany m.in. w motcie z „Lorda Jima” i w odniesieniu do „Jądra ciemności” (nasz? – trochę jednak i nasz) Joseph Conrad, Korzeniowski bądź co bądź z pochodzenia.
Sam Deville to pisarz francuski, który znaczącą część swojego dotychczasowego życia spędził poza Francją, głównie w Afryce, ale także w Ameryce Południowej i Środkowej. Absolwent wydziału literatury i filozofii Uniwersytetu w Nantes nazywany bywa erudytą o duszy poety. To już czwarta znakomita decyzja wydawnictwa Noir sur Blanc, którego nakładem, przed „Kampuczą” ukazały się trzy wcześniejsze o-powieści Deville’a.
Jeszcze jeden miałem pożytek i przyjemność z tej lektury. W jednym zdaniu autor przywołuje „W 80 dni dookoła świata” Juliusza Verne. Otóż to. Opowieść Deville’a obudziła we mnie reminiscencje dziecięcych i młodzieńczych lektur, Verne’a właśnie, ale też Sienkiewicza (przywołanie postaci generała Gordona wymienionego we „W pustyni i w puszczy”), Stevensona, Kiplinga („Księga dżungli”) i wielu innych pisarzy powieści przygodowych. Kapitalny koktajl znakomitego stylu, wielkiej erudycji, ogromnej wrażliwości i spostrzegawczości. Wielka literatura z dodatkiem mrocznej poetyczności. Nie tylko francuska.

trybuna.info

Poprzedni

Bayern dołączył do faworytów

Następny

Kadra Urugwaju na mecz z Polską