Stefan Kisielewski, był pisarzem odrębnym, osobnym Otwarcie okazywał dystans do ambicji ściśle literackich, a raczej artystycznych. Nie starał się swej prozy cyzelować, uartystyczniać. Niespecjalnie troszczył się nawet o precyzyjną kompozycję, o wypełnienie standardowych kryteriów profesjonalnej prozy. Ten bardzo utalentowany człowiek skłonny był widzieć siebie ( i nie była to chyba kokieteria) jako laika we dziedzinach, którymi się zajmował. Nawet muzyka, kompozycja nie była tu wyjątkiem.
Paradoksalnie jednak okazał się artystą prozy, choć na pewno artystą nietypowym. Co jest artystyczne w prozie Kisiela? Przede wszystkim jemu tylko właściwy styl i atmosfera. Kisiela poznaje się po kilku pierwszych frazach, a to raczej ekskluzywny, rzadki atrybut u pisarza. Dlatego uważam, wbrew krytykom prozy Kisiela, którzy doceniając jej „walory publicystyczne” i dokumentalne, odmawiają jej walorów literackich, artystycznych, że proza ta broni się mimo upływu czasu. Kisiel umiał stworzyć w swoim pisaniu jemu właściwy świat wyobraźni, a to jedno z ważniejszych znamion talentu. I gdy się Kisiela czyta dziś, to ów świat jawi się jako żywy i intrygujący mimo dezaktualizacji znaczącej części, a właściwie nawet całości kontekstu politycznego, w którym powstawał – Polski gomułkowskiej i gierkowskiej.
Dlatego pomysł wydawnictwa „Prószyński i S-ka”, by wydawane przez różne wydawnictwa w różnych okresach prace Kisielewskiego zebrać w jednolitą serię, jest pomysłem godnym uznania. Właśnie ukazał się tom jego „Powieści warszawskich”. Składają się nań dwie powieści: „Zanim nadejdzie śmierć” i „Podróż w czasie” oraz „Opowiadania okupacyjne”.
Wspomniane dwie powieści są krótkie i jak zwykle u Kisiela stanowią mieszankę publicystyki, dygresji historycznych i akcji, która spina całość. Jak często u Kisiela jest to akcja o charakterze sensacyjnym, przy czym serwowana z wyczuwalnym dystansem do konwencji. Odzywa się tu w Kisielu imperatyw autora powieści kryminalnych („Zbrodnia w Dzielnicy Północnej”), ale także jego zamiłowanie do motywu tajemniczości w życiu, tajemniczych znaków od Nieznanego, pojawiających się pośród szarzyzny codzienności. Także zatem i w obu wspomnianych powieściach występują nieco tajemniczy bohaterowie, których otacza tajemnicze otoczenie. Jest w tym coś z gombrowiczowskiego podążania za znakami z tajemnych źródeł, jak w „Kosmosie”.
I pomimo, że – jako się rzekło- Kisiel wyraźnie zaznacza dystans do konwencji sensacyjnej, świadomie ją od czasu do czasu deformując i traktując nonszalancko, przyjemność z lektury jest duża. Kto nie jest przywiązany do prozy zwartej, zdyscyplinowanej i solennie poważnej w samocelebracji, kto lubi wędrować z autorem po tajemniczych szlakach, po osobliwym lamusie, magazynie osobliwości, po nie plewionym ogrodzie, kto lubi przeskakiwać wraz z nim z motywu na motyw, z dygresji na dygresję, kto lubi niejednorodność i nonszalancje kompozycyjną prozy – ten znajdzie w lekturze Kisiela dużą przyjemność.
Odrębną wartością prozy Kisiela jest tytułowa warszawskość. W gruncie rzeczy prawie wszystkie jego powieści są warszawskie.
Warszawska jest jego pierwsza i najlepsza powieść, głośne niegdyś „Sprzysiężenie”. Warszawskie są – w różnym stopniu – powieści polityczne: „Ludzie z akwarium”, „Romans zimowy”, „Cienie w pieczarze”, „Widziane z góry”. Warszawska jest rzecz jasna sensacyjna „Przygoda w Warszawie”. Jedynie akcja „Śledztwa” umieszczona jest głównie na Wybrzeżu, po wypadkach grudniowych 1970 roku. Nawiasem mówiąc: znamienne, że Kisiel przez lata związany z Krakowem nie pomieścił pod Wawelem akcji żadnej z powieści (co dziwne, biorąc pod uwagę, jakim polem tajemniczości i dziwności jest to miasto). Warszawskie są też „Opowiadania okupacyjne”. Są cenne zarówno dlatego, że swoim życiem w okupacyjnej Warszawie Kisiel żyruje ich autentyczność, ale także dlatego, że – paradoksalnie – literatura okupacyjna, tzn. pokazująca realia okupacji niemieckiej wcale nie jest bogata ani liczbowo ani artystycznie ani dokumentalnie.
Znakiem firmowym warszawskości Kisiela jest jej „PRL-owskość”. Kisiel obserwuje Warszawę jako jeden z fenomenów ustrojowych Polski Ludowej. Pisze o niej nie tyle jako o mieście w istotnym tego słowa znaczeniu, ile jako o osobliwym „socjalistycznym”, sztucznym tworze, odbudowanym, a raczej zbudowanym pośród piasków Mazowsza.
Jako o tworze który wchłonął setki tysięcy ludzi, na ogół plebejskiego pochodzenia, którzy stworzyli jego kadrę robotniczą i urzędniczą. Nazywa więc Warszawę chłopskim, ludowym miastem, podkreśla jej siermiężność i odrębność od Warszawy przedwojennej. W jego warszawskich dygresjach nie ma w jednak sentymentu, a tym bardziej sentymentalizmu. Tu nie ma warszawskich gołębi, widoku Starego Miasta o zachodzie słońca i połyskującej srebrem wstęgi Wisły. Jest zaciekawienie niezwykłym fenomenem miasta, które powstało niejako na rozkaz, od nowa i w którym, po dramatycznym odejściu dawnych mieszkańców, pojawiła się nowa, obca masa ludzka. Ta masa nie tworzy miasta w pełnym tego słowa znaczeniu, bo tkanka prawdziwego miasta tworzy się przez stulecia, jak w Paryżu, Rzymie czy Londynie. Szybko można wznieść tylko osiedle mieszkaniowe.
Czy po dziesięcioleciach latach diagnozy Kisiela dotyczące Warszawy nadal są trafne? To temat na odrębne rozważanie. Wydaje się, że pomimo ekspansywnego przywracania legendy Warszawy, tworzenia staro-nowej warszawskości, zwłaszcza w ostatnim dziesięcioleciu, Kisiel nadal nie byłby usatysfakcjonowany, ale tego niestety nie da się zweryfikować.
Stefan Kisielewski – „Powieści warszawskie”, Wyd. Prószyński i S-ka”, Warszawa 2011, str. 336, ISBN 978-83-7648-912-4