Nie zanosi się na to, by iście popowa kadencja obecnego papieża doprowadziła do jakichkolwiek zmian poza kosmetycznymi. Z mrocznych zakątków Watykanu wciąż dochodzą upiorne komentarze. Katoliccy kapłani po prostu lubią swoją korporację, a ona – jak wszystkie, niezależnie od profilu, komercyjna czy gnostyczna – potrafi wytworzyć perwersyjną antymoralność w każdej niemal sferze.
Świadectwem tego jest choćby niedawna rozprawa emerytowanego papieża Benedykta XVI na temat rozlicznych skandali pefofilskich, w które zamieszani są katoliccy duchowni na całym świecie, opublikowana w niemieckim czasopiśmie chrześcijańskim „Klerusblatt” 11 kwietnia br. Niemal wszędzie poza Polską wywołała ona falę oburzenia.
Były papież proponuje w swoim tekście zupełne odejście od dotychczasowych, i tak niezwykle nieskutecznych i podejmowanych wcale niechętnie, prób konfrontacji naczelnych kadr kościoła z tą systemową patologią wewnątrz własnej struktury. Benedykt XVI otwarcie oświadcza, iż nie ma żadnych „problemów o charakterze systemowym”, a już na pewno nie może być mowy o „zbrodniach”; odrzuca też uwagi o „nadużyciach władzy”. Jeśli chodzi systematyczną przemoc seksualną wobec dzieci stosowaną powszechnie przez katolickich księży papież-emeryt nie jest skłonny obarczyć odpowiedzialnością organizacji, której przez lata szefował.
Wręcz przeciwnie, w swoim tekście wskazuje niemal wyłącznie na czynniki zewnętrzne. Największą uwagę zwraca na ogólną – cokolwiek miałoby to znaczyć – „nieobecność Boga”.
„Dlaczego pedofilia osiągnęła takie rozmiary? W ostatecznym rozrachunku przyczyną jest nieobecność Boga… [ponieważ] świat bez Boga może być jedynie światem bez znaczenia… bez pojęcia dobra i zła” – napisał Benedykt XVI.
Po tym jak obdarzył już czytelnika poważną dozą podobnie miałkich i pustych, acz stylizowanych na filozoficzne tez, autor przechodzi do nieco bardziej precyzyjnych, choć doprawdy groteskowych „wyjaśnień”.
Okazuje się oto, iż przestępstwa seksualne przeciwko dzieciom, które popełniają kościelni hierarchowie mają swoje źródło w „systemowych przekształceniach” związanych ze „zmianami moralności seksualnej”, do której doszło w latach 60-tych minionego wieku. Były papież posuwa się nawet do stwierdzenia, iż rewolucja z 1968 r. uczyniła pedofilię zjawiskiem „dozwolonym i stosownym”.
Jedyne wyrzuty jakie Benedykt XVI formułuje (w cokolwiek zabawnym denuncjatorskim tonie) wobec kapłanów, dotyczą ich domniemanego flirtu z obcymi ideologiami, które przesączyły do zdrowego organizmu kościoła katolickiego „elementy relatywizmu moralnego” i wprowadziły nurt przewidujący, iż „nie może istnieć nic złego lub dobrego w sposób absolutny, a jedynie względne oceny”. Anonimowi (autor nikogo nie wskazuje) teoretycy tego trendu doprowadzić mieli do „radykalnego obniżenia autorytetu kościoła w sferze moralnej” i spowodować “upadek moralnego nauczania”. I znów – na pytanie co to wszystko właściwie znaczy, każdy może odpowiedzieć sobie w sposób niemal dowolny. Co ciekawe jednak, Benedykt XVI chwali Jana Pawła II, który miał stanąć na wysokości zadania na początku lat 90-tych i próbować przeciwdziałać tej niezdefiniowanej nawale amoralności.
Jeżeli komuś nie dość jeszcze tych dziwacznych doprawdy fantasmagorii, Benedykt XVI w dalszej części swojego tekstu brnie w coraz bardziej ponurą groteskę. Twierdzi m.in., iż cały ten konglomerat zła, który wyłonił się z mrocznej jaskini lat 60-tych, a potem z powodu nieokreślonych nieszczelności zaraził niemałą część kapłanów, jest przyczyną powstania “klik homoseksulanych”, co według niego jest jednym z fundamentów problemu. Wynika z tego, iż pomimo zaawansowanego wieku (92 lata) były papież nie odróżnia orientacji seksualnej od przestępstwa polegającego na gwałcie poprzez doprowadzenie do współżycia dziecka, tj. osoby, która nie jest w stanie udzielić świadomej zgody na seks.
Duch Święty wybrał kardynała Josepha Ratzingera go na stanowisko papieża po śmierci Jana Pawła II, a potem ów swą ludzką mocą nadał sobie pseudonim Benedykt XVI. W 2013 r. zrezygnował z pełnienia tej funkcji. Od tego czasu nie afiszował się szczególnie ze swoimi obłędnie konserwatywnymi opiniami, zwłaszcza, iż papież Franciszek, obecny szef kościoła katolickiego, obrał zgoła odmienną strategię PR-ową. Mimo to, funkcjonariuszy takich jak właśnie Benedykt XVI wciąż dopuszcza się do wygłaszania komentarzy dotyczące najbardziej newralgicznych, zdawałoby się, kwestii. Oznacza to, że Watykan, choć publicznie wygłasza czasem umiarkowane krytyki w tej materii, w rzeczywistości akceptuje pedofilię jako jeden z filarów tożsamości kościoła katolickiego.