4 grudnia 2024

loader

Kosmiczna podróż, czyli poezją przez życie

Wielki przebój Starego Dobrego Małżeństwa rozbrzmiewa słowami: „Wędrówką jedną życie jest człowieka…”
zdającymi się potwierdzać istotę naszego TUTAJ BYĆ.

Tomik przyciąga uwagę Czytelnika już od pierwszego spojrzenia. Jawi bowiem dwie przednie okładki, co rozbudza w nim nadzieje na przeżycie nietuzinkowej, lirycznej przygody.
Kurcbuch nie gwarantuje jednak, że podróż kosmicznym promem, w którą nas zabiera, będziemy wspominać wyłącznie w miłej atmosferze refleksji.
Na takie przypuszczenie pozwala część pierwsza, pozbawiona spisu treści, który zastąpiono planem wydarzeń stanowiącym końcowe odliczanie, w następstwie czego jesteśmy świadkami wielkiego wybuchu, będącego zarazem nowym początkiem.
Poeta w toku wierszowych rozważań dowodzi, że jest to nieuniknione, ponieważ działaniom człowieka przyświeca szeroko rozumiany egoizm i brak szacunku dla Matki Ziemi. W utworze „wehikuł. bez czasu” przywołuje postaci morloków znanych z twórczości George’a Wellsa. Owe istoty podziemne wyewoluowały z gnębionej klasy robotniczej, stając się brutalnymi, toteż łodzianin nie bezpodstawnie porównuje do nich ludzi chcących zaspokoić jedynie podstawowe potrzeby, celem egzystowania tak po prostu, miast życia jego pełnią.
Autor przytomnie zauważa, że nasz świat krzyczy krzykiem rozpaczy, co rusz uwidaczniającej się pod postaciami nieszczęść i katastrof. Z uporem maniaka pozostajemy na nie ślepi i głusi, zatracając się w bezmiernej pysze, za to w każdej chwili zaśmiecamy planetę wytworami naszych umysłów i rąk. Chipy, kody dostępu, bugi i diatezy są przecież niczym innym, jak tylko przejawami chęci dominacji bez umiaru, o czym twórca traktuje w utworach „Salut 1971. ta wyprawa nie skończyła się nigdy” i „zapowiedź. utwórz nowy zapis”. Toteż wraz z podróżującym z nim Czytelnikiem wytrwale szuka nowego nieba, na którego chmurnej sofie – jak mniema – rozsiadły się wygodnie takie ikony współczesności jak: Marylin Monroe, Elvis Presley i Amy Winehouse, przy czym nie ma on pewności, gdzie ono jest i czy kiedyś – mimo wszystko – na nowej planecie odrodzi się „zielony nerw” z wiersza pod tytułem „dzień koszenia trawy”. Pewne jest natomiast, że zaśmiecone wody i wycięte lasy przyniosą opłakane skutki, bowiem – o czym Kurcbuch odważnie, nie przebierając w słowach – pisze w utworze: „wiersz bez kropki na końcu wszystkiego”, mając pełnię świadomości, iż „niedługo wszystko się rozpierdoli”. Pytanie: czy tego właśnie chcemy? Z przykrością przyznać należy, że chyba tak, czego dowód poeta daje w wierszu „raport z ocalenia ostatniej planety”. Przypomina, że ludzie mieli wiele sygnałów o rychłej degradacji planety, jednak wszystkie zignorowali poddając się bezsprzecznie dyktatorom, układom i interesom, a przy tym nie słuchając mędrców przewyższających ich mądrością. Ludzkości brak empatii i obrania właściwej perspektywy z poziomu maluczkich, bowiem to właśnie oni czują i widzą więcej, ale ich zdanie się nie liczy, gdyż oni sami też nic nie znaczą.
Owa refleksja wyziera z kart zbioru Marcina Kurcbucha niczym czarna jak smoła senna mara. Pojawienie się jej zdaje się mieć na celu nakłonienie do przebudzenia i walkę o nowe, lepsze życie.
W tej właśnie walce wiersz ma pomóc i, oświetlając drogę, pełnić rolę drogowskazu w kształtowaniu poglądu i świadomości tego KIM JESTEM.
W poszukiwaniu odpowiedzi na to pytanie Kurcbuch posiłkuje się założeniami jogi, bowiem w drugiej części – w centrum rozważań stawiając człowieka – prezentuje spis oddechów, jednoznacznie dowodząc, że należy zajrzeć w głąb siebie, co zaowocuje wyciszeniem pozwalającym osiągnąć duchową równowagę.
Autorka śródsłowia oddzielającego obie części zbioru – Magdalena Krok – tylko potwierdza, że w wierszach kumuluje się szereg odpowiedzi na wiele pytań, w tym na to, które już postawiono, jednak warto, by wybrzmiało ponownie: KIM JESTEM? Każdy z nas zapewne odpowie na nie inaczej, ale byłoby wspaniale, gdybyśmy, parafrazując, mogli odpowiedzieć słowami wiersza „kamień po kamieniu”: jestem człowiekiem szczęśliwym, wdzięcznym za to, co mam, ale nie zapominam, że owo szczęście nie przyszło samo, że buduję je cierpliwie, doceniając życiową drogę, którą przyszło mi przejść.
Nadnaturalności autor poświęca drugą połowę zbioru, tytułowym utworem zamykając go i zwracając uwagę, że sensem życia winno być poszukiwanie siebie samego jak również sensu świata.
Warto byłoby także zastanowić się nad ukrytym znaczeniem zwrotów: „swojość”, „sobienie” i „najczulszości”. Jakie sensy się w nich kryją – sprawdźcie sami. Pamiętajcie jednak, proszę, że decydując się na ten krok, możecie dojść do przekonania, że „poezja czasem bywa przeklęta”, a człowiek w swej istocie bez wątpienia stanowi największą zagadkę wszechświata.

science or fiction

nic nie jest bardziej przeklęte niż literatura
mówiąca o upadku człowieka.
ostrym promieniem zagląda wgłąb i rozbija
cząsteczki mroku.

twórcy są przeklęci. urodzili się z piętnem
w nadwrażliwych oczach. z niepokojem
niczym stopione słońce.
u schyłku ostatniego dnia

byłem tam widziałem.
krwiożerczą skorupę rozłupane czaszki
konające golemy w rozżarzonej magmie
akt wynaturzonej ewolucji

głupcy nie wierzą
choć ostrzegałem
bo kto by chciał w te bajki

ostatecznie każę napisać sobie epitafium

przeklęta moja prawda

(z tomu Science or fiction. Supernatural)

kosmo.rasizm

wszechświat ma do zaoferowania tak wiele
mądrych ras. nie dostaniemy nic

dopóki sortujemy
murzynów żółtych kolorowych tęczowych
z napędem na dwa koła zamiast nóg
od lepszego projektanta i z przeceny w lidlu.

nie jesteśmy gotowi.
dopóki jedną rasę ziemską rozmieniamy na drobne
różnice w odcieniach skóry.

(z tomu Science or fiction. Supernatural)

miłości. światła. wody.

chcę światła w dzbanku z filtrem
miłości podanej w szklance wody
marmurowej fontanny zapatrzonej
w słońce

nie rozprasza mnie miasto ani burza.

jestem w każdym ze stanów skupienia
muszę tylko panować nad żywiołami

za dużo wody to powódź
za dużo światła to śleptota
too much love will kill you.

(z tomu Science or fiction. Supernatural)

mandarynki

rozpływa się rok jak smak mandarynek
zmysłami chwytam niepowtarzalność

obieram ze skórki by w przyszłym roku
wgryzać się w drapieżną krągłość
którą zatoczyło życie od stycznia do stycznia

przybyło gorzkich rozczarowań
twardych doświadczeń
lecz to tylko pestki
dzięki którym dobro może wzrastać

wciąż rozgryzam siebie i ciebie
dwie największe zagadki

(z tomu Science or fiction. Supernatural)

Marcin Kurcbuch – z wykształcenia filolog polski, redaktor, ale przede wszystkim poeta. Debiutował zbiorem „Oczyszczenia” (2016), by następnie opublikować: „Przyglądam się” (2016), „Operację niebo” (2017), „Nasilenie wiosenne” (2018), ale to najnowszy tomik poetycki „Science or Fiction. Supernatural”, którego premiera przypada na pierwszą połowę tego roku, zdaje się być najbardziej dojrzałym w dorobku młodego, bo urodzonego zaledwie w 1990 roku, łodzianina – przez wzgląd na podjęcie przez niego próby otulenia strofami wspomnianej istoty, a to zadanie z całą pewnością niełatwe.

Tadeusz Jasiński

Poprzedni

Księga Wyjścia (53)

Następny

Przed stu laty narodził się Związek Literatów Polskich

Zostaw komentarz