Ja Fryta – Wikimedia
O Krysi, choć była świetną aktorką, mogę tylko osobiście.
Naprawdę liczyłem na nasze kolejne spotkanie w lokalu położonym nieopodal jej żoliborskiego mieszkania, na tarasie, na którym przez kilka dni pod rząd robiłem w nią wywiad, a przy okazji dosiadały się do stolika różne ciekawe i miłe osoby, m.in. Ewa Morell, legendarna i zjawiskowo piękna Ewa z „Jak umierają nieśmiertelni” Krzysztofa Kąkolewskiego, dziewczyna a potem żona Wojciecha Frykowskiego, zamordowanego przez bandę Mansona w willi Romana Polańskiego w Bel Air w Kalifornii w 1969 roku. Krysia ukończyła łódzką „filmówkę” w 1960 roku, a potem zaangażowała się kolejno do Koszalina, Bydgoszczy i Poznania, by w końcu wylądować w Teatrze Studio w Warszawie. Reprezentowała typ amantki charakterystycznej, bardzo powabna, ale z rysem komediowym. Można to zauważyć do dziś w archiwalnej komedii „Cafe pod Minogą” Broka (1959), gdzie młodziutka Krysia pojawia się w całej okazałości fenomenalnej figury z zabawną buzią. Poza soczystymi kreacjami teatralnymi pojawiała się w wielu serialach, od „Czterech pancernych”, „Chłopów”, „Czterdziestolatka”, „Lalki”, „Tulipana”, „Zmienników” po „Klan”, „Złotopolskich”, „Ojca Mateusza” czy „Komisarza Alexa”. Ja jednak najbardziej zapamiętałem Krysię z telewizyjnego filmu z cyklu „opowieści niezwykłych” „Ja gorę” w reżyserii Janusza Majewskiego. Pojawia się tam jako „wiejska dziewucha” „płosząca kawki na strychu”, którą próbuje uwieść pan Pogorzelski („Pan tu panie Pogorzelski …”) obietnicą kupienia piernika na targu w Krakowie. „Po cowidzie” mieliśmy się spotkać już tylko towarzysko, a jeszcze przed, byłem na Jej benefisie 60lecia w „Och-teatrze”. Nie chce mu się wierzyć, że już się nie spotkamy.