30 listopada 2024

loader

Kucharka od kuchni

Każdy w Polsce zna jej nazwisko, choć nie każdy potrafi je wymówić. Każdy słyszał o jej książce, ale nie każdy przeczytał ją od deski do deski. Znane są jej przepisy – zwłaszcza ten na flaki – dziedzictwo kultury narodowej, ale poglądy autorki, jej działalność społeczna nie były znane.

Lucyna Ćwierczakiewiczowa, najsłynniejsza polska kucharka, urodziła się w niepolsko brzmiącej rodzinie. Dodatkowo jej rodzice, Fryderyk Bachman, radca prawny w Komisji Rządowej Przychodów i Skarbu i Henrietta z Bucklingów byli wyznania ewangelickiego.
Panna Lucyna nie doświadczyła szkolnej edukacji, poza krótkim pobytem na pensji dla zamożnych panien. Na swe szczęście dostała wykształcenie domowe, stosowne dla ówczesnych panien. Matka podsuwała jej książki z rodzinnej biblioteki, zaprzyjaźniony pastor uczył ją religii i protestanckiego etosu pracy, a zatrudniane nauczycielki – grać na fortepianie i śpiewać włoskie arie operowe. No i mówić po francusku, co jej się bardzo potem przydało. Wszystko po to, aby łatwiej było jej, jak każdej ówczesnej pannie, zabiegać o udane zamążpójście. Zwłaszcza, że jako niska, pulchna szatynka, nie mogła konkurować z innymi urodą.
Jej pierwsze małżeństwo z Feliksem Staszewskim zakończyło się rozwodem. Ojciec Feliksa był zadłużony u ojca Lucyny. Dzięki mariażowi rodzina Staszewskich pozbywała się długu, a rodzina Bachmanów nie musiała wypłacać posagu w gotówce. Feliks Staszewski nie czuł miłości, ani wdzięczności , ani krztyny lojalności. Żył jak ówczesny polski ziemianin. Marzył o wielkich interesach, przyziemne gospodarstwo domowe zaniedbywał, pieniądze na hulankach tracił.
Żonę swoją lekceważył i zdradzał. Wielokrotnie pewnie, bo zaproponowany przez nią rozwód odbył się bez jego oporów. A mógł go długo blokować, bo zgodnie z obowiązującym kodeksem Napoleona, kobieta była prawną własnością mężczyzny.
Z drugim mężem, inżynierem Stanisławem Ćwierczakiewiczem, stworzyli udany związek. Uczuciowy i biznesowy, Ćwierczakiewicz zaaprobował emancypację społeczną swej żony. Nawet kiedy stawała się facetem w ich związku. Co ciekawe, pani Lucyna swój drugi ślub zawarła w obrządku katolickim, chociaż kościelnego unieważnienia wcześniejszego sakramentu małżeństwa nie było. Ale i wtedy księża katoliccy potrafili pokazać swe dobro, dobrem materialnym zachęceni.
Biznesmenka
W 1860 roku ukazało się dzieło jej życia. Do dzisiaj wydawane, powielane, cytowane, parodiowane. Książka „365 obiadów za 5 złotych przez Autorkę Jedynych praktycznych przepisów Lucynę C”. Pierwsze tysiąc pięćset egzemplarzy szybko zniknęło z księgarni. Głównie za sprawą szeptanej reklamy, chociaż prasowe recenzje też były pochlebne. Od czasu wydawniczej premiery do śmierci autorki w 1901 roku, ukazało się dwadzieścia wznowień tej książki, każde przynajmniej w kilkutysięcznym nakładzie.
Ten niewątpliwy bestseller wydawniczy miał większą sprzedaż niż książki popularnego Bolesława Prusa. Jej przyjaciela i wiernego czytelnika. To Prus określił ją mianem „kucharki narodowej” dostrzegając w jej publikacjach wielką edukacyjna, wręcz cywilizacyjną rolę.
Bo Lucyna Ćwierczakiewiczowa była nie tylko „panią od obiadów”. Autorką przynajmniej dziesięciu, stale wznawianych książek kucharskich i poradników dla gospodyń domowych. Redaktorką 26 roczników firmowanych swym nazwiskiem Kalendarzy, czyli zbiorów przepisów, praktycznych porad, mądrości życiowych, wzbogaconych wierszami i krótkimi opowiadaniami.
Przez wiele lat prowadziła własne wydawnictwo, które wydawało jej książkowe poradniki i kalendarze. Swoją firmę znakomicie reklamowała, bo była też prekursorką sztuki promocji. Prowadziła dział mody i gospodarstwa domowego w popularnym tygodniku „Bluszcz”, współpracowała z „Kurierem Warszawskim”.
Od 1870 roku prowadziła przy Królewskiej 3 salon, gdzie podejmowała opiniotwórczych gości przygotowanymi przez siebie daniami. Gdzie od sztuki mięsa przechodzono do dyskusji o sztukach pięknych i sztuce życia.
Była wszędzie, gdzie wypadało jej być. Na balach, zwłaszcza dobroczynnych, teatralnych premierach, kulinarnych wystawach. Prowadziła trzymiesięczne kursy przysposobienia kulinarnego i prowadzenia domu dla pań. Została ówczesną celebrytką, ale ciężko na taką pozycję zapracowała. Jej pracowitość i aktywność wzbudzała w tradycyjnie zawistnym, polskim społeczeństwie zazdrość. „Jest jak rtęć, wszędzie się wciśnie”, powtarzano złośliwie.
Jeszcze większą zawiść budziły jej zarobki. Jak podliczono, w 1884 roku, jej działalność pisarsko – wydawnicza przyniosła w ciągu 24 lat równowartość czterech folwarków albo dwóch solidnych warszawskich kamienic. Było czego jej zazdrościć, było za co ją nienawidzić.
Feministka zza garów
Wszystko to osiągnęła w czasach kiedy kobiety nie miały praw wyborczych. Nie studiowały na polskich uczelniach. Kiedy deklaracja „Szlachta nie pracuje” uważana była za dowód nobilitacji, wysokiej pozycji społecznej, polskości wręcz. Kiedy szlachectwo oznaczało zbytek, często pokazową, ostentacyjną konsumpcję.
To przekładało się też na codzienne jedzenie. Obfite, tłuste, niezdrowe i często zwyczajnie niesmaczne. I wtedy ona dokonała rewolucji gastronomicznej. Zaczęła od wpajania Polkom i Polakom podstawowych zasad higieny. W jej wzorowej kuchni musiało być przede wszystkim czysto. Dlatego napisała „Poradnik porządku i różnych nowości gospodarskich”. Wpajała swoim kursantkom, że dobre, czyli smaczne gotowanie trzeba zacząć od wyszorowania kuchni. I dodatkowo salon, jadalnie też trzeba regularnie sprzątać. Dopiero potem można zacząć gotować.
Jej przepisy na obiady „za pięć złotych” propagowały zwykle dania polskie, robione z polskich lub dostępnych w Polsce składników. Dzisiaj niektóre, jak „dwa funty masła”, brzmią egzotycznie i wystawnie. Ale w przeciwieństwie do ówcześnie modnej, wzorowanej na magnackiej kuchni, jej przepisy były dostosowane do potrzeb rodzin mieszczańskich i zubożałego ziemiaństwa. Smakowo, wagowo i cenowo. Wśród tych wykwintnie brzmiących przepisów znajdziemy też dania skrojone na biedną kieszeń.
Żwawa, ruchliwa Ćwierczakiewiczowa przez całe życie próbowała zaktywizować zawodowo polskie kobiety. Namawiała je do prowadzenia działalności gospodarczej. Produkcji nalewek, ziół, hodowli jedwabników, sztucznych kwiatów, krawiectwa. Kobieta pracująca uwalniała się bowiem od męskiej dominacji i kurateli. Warto przypomnieć, że w tamtych czasach „porządnym kobietom” nie wypadało wejść do restauracji lub kawiarni.
Zasłynęła walką z plagą kołtuna na polskiej wisi i emocjonalną „klątwą” rzuconą na arcybiskupa Zygmunta Szczęsnego Felińskiego podczas mszy w warszawskiej katedrze św. Jana w 1862 roku.
Była też ofiarą zbiorowego medialnego hejtu . Bo uzależniona od mediów, jak dziś wielu od Facebooka, opublikowała w prasie listę swych opinii o swoich pannach służących. Krzywdząc tym wiele swe dawne panie służące też kobiety pracujące.
Celebrytka zapomniała, że intymnych kuchennych sekretów nie wynosi się na zewnątrz. Straciła wtedy dobry smak.

Marta Sztokfisz: „Pani od obiadów. Lucyna Ćwierczakiewiczowa. Historia życia”. Wydawnictwo Literackie, Kraków 2018, str. 356, ISBN: 978-83-08-06593-8.

Piotr Gadzinowski

Poprzedni

48 godzin świat

Następny

Kamizelki ze związkami

Zostaw komentarz