30 listopada 2024

loader

Labirynty Borgesa

Literatura jest kosmosem tak rozległym i anarchicznym, że wszelkie, niezliczone kwalifikacje i klasyfikacje należy traktować umownie, z dystansem, jako kategorie pomocnicze, nigdy jako coś rozstrzygającego. I tak też oczywiście traktuję podział, którym się tu posłużę: na literaturę „wierzącą w rzeczywistość” i na „wierzącą w samą siebie”, czyli „wierzącą” w wyobraźnię, w kreację. Do wielkich pisarzy „wierzących w rzeczywistość” zaliczyć można zapewne Honoriusza Balzaca, prekursora nowoczesnego realizmu. Jego naśladowców – pod tym względem – są jednak niezliczone szeregi. Pisarzy „wierzących” w literaturę, w wyobraźnię”, jest znacznie mniej, ba, stanowią oni mniejszość znikomą.

Jorge Luis Borges (1899-1986) jest być może najbardziej „wierzącym w literaturę, w wyobraźnię” pisarzem w dziejach tej dziedziny sztuki. Ten Argentyńczyk, to Człowiek Literatury, który jej niemal wyłącznie poświęcił życie, który z literatury, z „Biblioteki Babel”, z wyobraźni, z gier umysłu, z magii, fantazji, ze zmyśleń, spekulacji, z budowania i konfrontowania piętrowych paradoksów, uczynił swoją prywatną Krainę i Ojczyznę. „Fikcje” powstały w roku 1944, co, nawiasem mówiąc, z polskiego punktu widzenia, jawi się jak szyderczy głos z innego świata.
Są w literaturze wielkim, pełnym ironii, wieloznaczności wyzwaniem rzuconym zarówno tradycji literackiej, jak i – w ogólności – utrwalonym nawykom rządzącym myśleniem i wyobraźnią. Borges nie uważał jednak fikcji za coś gorszego od rzeczywistości, a także, co ważniejsze, za coś nierzeczywistego, lecz za jakość równoprawną z tym, co powszechnie uważane jest za rzeczywistość. W końcu dlaczego coś, co jest wytworem, czegoś tak realnego, cielesnego, fizycznego i chemicznego jak mózg ludzki (istnieje fraza: „chemia mózgu”), również nie może mieć atrybutu realności? Nasze myśli i uczucia są realne, choć nikt ich nie widzi, nawet my sami.
Na tom „Fikcje” składa się osiemnaście opowiadań, które można uznać za „esencję esencji” pisarstwa wyobraźni, pisarstwa radykalnie kreacyjnego, zarówno co do stylu, jak i co do charakterystycznych dla niego motywów. Oto kilka uwag tylko o niektórych z nich. Otwierające tom opowiadanie „Tlőn, Uqbar, Orbis Tertius” to drobiazgowa, misterna wizja fantazyjnej planety, w której życie i myślenie zdeterminowane jest przez totalny idealizm rodzący konsekwencje w postaci cywilizacji całkowicie antytetycznej, „zaprzecznej” w stosunku do cywilizacji, w której żyjemy.
Nie mniej wybujałe w swej sile fantazji są „Koliste ruiny”, gdzie można dostrzec swoistą mutację, a raczej wybujałe rozszerzenie, multiplikację kalderonowskiego motywu „życia snem”. Borges stworzył piętrową konstrukcję, w której wszystkie pojawiające się figury i egzystencje są śnione – śnieni śnią i sami są śnieni przez inne śnione i śniące byty, co stwarza „kolistą” zamkniętą konstrukcję, z którego nie ma „wyjścia” na jawę, bo odpowiedź na pytanie, czy jesteś śniony, kieruje Borges także do nas, czytelników.
Jeśli przyjąć jego logikę, można zadać sobie różne pytania: czy my także jesteśmy śnieni, jesteśmy postaciami ze snu innego, śnionego bytu? I czy ci, którzy nam się śnią, a są nam nieznani, są „kimś”? A jeśli tak, to kim? „Loteria w Babilonie” jest alegorią totalnej, wszechogarniającej przypadkowości rządzącej ludzką egzystencją.
Loteria połączona z nieskończoną, nieograniczoną potencjalnością ludzkiego bytu, więcej, bytu w ogóle – oto zasada nim rządząca, tak jak ją w tym opowiadaniu ujmuje Borges. „Bibliotekę Babel” można uznać za najważniejsze wyznanie jego pisarskiej wiary, bo w tych dwóch słowach można odczytać to, co nie tylko ukonstytuowało jego zakorzenienie w Bibliotece, która zawiera „wszystko”, tak jak biblijna Wieża Babel była miejscem kumulacji wszystkich języków świata. Ze środka borgesowskiej Biblioteki Babel pochodzi „Poszukiwanie Al-Mutasima” oraz „Pierre Menard, autor „Don Kichota”, opowiadanie, które jest jednym z najważniejszych świadectw wiary Borgesa w ideę „nieskończonej potencjalności literatury”. Jego tytułowy bohater pragnie napisać własnego „Don Kichota”, identycznego, tożsamego co do przecinka z „Don Kichotem” Cervantesa, ale nie jako kopii oryginału, lecz będącego jego dziełem własnym.
Z tym opowiadaniem koresponduje „Ogród o rozwidlających się ścieżkach”, w którym w parodię formuły gatunku kryminalno-szpiegowskiego i w samo brzmienie tytułu wpisał Borges metaforę egzystencji. Do gatunku fantazji paradoksalnych idących w poprzek naszemu potocznemu doświadczeniu, w tym przypadku powszechnemu doświadczeniu ograniczonej pamięci i procesu zapominania, można zaliczyć „Pamiętliwego Funesa”, którego bohater obciążony jest przekleństwem, torturą, piekłem posiadania pamięci absolutnej, zapamiętywania „wszystkiego”, co stwarza koszmar świadomości nieustannie konfrontowanej z upiorną złożonością świata. W „Bliźnie” i „Temacie zdrajcy i bohatera” można się doczytać (ujmuję to w trybie warunkowym, bo konstrukcje Borgesa przypominają otwarte rebusy, dające podstawę do różnych, często sprzecznych odczytań) gry swoistymi inwersjami moralnymi.
Niemal wszystkie opowiadania z tomu „Fikcje”, jak wokół osi owijają się wokół ekstrawaganckich, paradoksalnych konceptów na nice wywracających przyzwyczajenia czytelników nawet bardzo zaprawionych we wszelkich literackich ekstrawagancjach. Na przykład w opowiadaniu „Tajemny cud”, rozstrzeliwany przez Niemców żydowski intelektualista zyskuje „od Boga” rok na dokończenie dzieła pomiędzy wyjściem kul z luf karabinów plutonu egzekucyjnego a ich dotarciem do ciała rozstrzeliwanego.
Tematem opowiadania „Sekta”, które można odczytać n.p. jako przewrotną alegorię religii, jest tajemnicza, stara jak świat i na cały świat rozgałęziona sekta, która jednocześnie ogarnia wszystko i nic, i która jest tak tajemnicza, że jej tajemnice są nierozpoznawalne przez żadnego z jej członków. Na koniec oddajmy głos krytykowi: „Czytając jego (Borgesa) opowieści, nie sposób nie odnieść wrażenia, że jest to proza w jakimś sensie irracjonalna, rzucająca wyzwanie tradycji, przywraca człowiekowi wiarę w naukę i wyobraźnię.
Jest też swoistym studium analizy możliwości fikcji, nie tyle odtwarzającym rzeczywistość, co ujawniającym jej fikcyjny charakter w tym sensie, że empiria zyskuje znaczenie dopiero, gdy zostanie ujęta w zmyśloną formę opowieści”. (…) Borges w „Fikcjach” kreśli nowe światy, nowych ludzi i nowe prawa, które choć nierzeczywiste, doskonale tę rzeczywistość naśladują. Jest jak odkrywca nowych lądów, który po swojej wieloletniej podróży, spisuje nieznane innym fakty, dbając przy tym nie tylko o pełne szczegółów  oddanie przestrzeni, lecz także języków, zwyczajów, historii i zależności społecznych.
Przy okazji kreśli magiczne koło realizmu – to nasza rzeczywistość jawi się tu jako literacka fikcja. Od samego początku książki czytelnik odczuwa niepewność: nie wie który ze światów jest prawdziwy, a który wymyślony, co stworzył Bóg, a co umysł człowieka, co jest samonapędzającą się machiną, a co ładnie wyglądającym zbiorem ułomności. Sprawa komplikuje się jeszcze bardziej, gdy te różne światy zaczynają na siebie nachodzić …”.
Przyznam, że choć przeczytałem tom „Fikcji” w całości, nie we wszystkich labiryntach sobie poradziłem z dotarciem do celu po wciśniętej mi w dłoń nitce Ariadny. W niektórych utknąłem. Kilku najzwyczajniej nie zrozumiałem, ale będę się starał, bo jako czytelnik jestem uparty jak osioł. A teraz wy bierzcie się za „Fikcje” i męczcie się męką rozkoszy łamania głowy.
I jeszcze jedno na puentę. Koniec końców, jak mówią Rosjanie, myślałem o pisarstwie Borgesa, że to w końcu jednak tylko literatura. Do momentu, gdy przeczytałem takie oto zdanie z posłowia Jana Gondowicza: „Ktoś, poprzez stulecia, podsuwa nad wiek rozwiniętym dzieciom Cervantesa w starych wydaniach. Kto?”. Bo przypomniałem sobie, że 47 lat temu, mój nieco ekscentryczny kolega z pierwszej klasy liceum ogólnokształcącego im. Stanisława Staszica w Lublinie chodził za mną z egzemplarzem „Don Kichota” z misternymi ilustracjami Gustawa Doré, i z szatańskim chichotem cytował mi co smakowitsze fragmenty.
Gdy sobie to przypomniałem, dreszczyk przeszedł mi po plecach, bo obaj byliśmy nieźle rozwinięci, kto wie nawet, czy nie nad wiek?

Jorge Luis Borges – „Fikcje”, przekł. Andrzej Sobol-Jurczykowski, Stanisław Zembrzuski, posłowia Jan Gondowicz, Grzegorz Jankowicz, Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 2019, str. 253, ISBN 978-83-66272-81-1

Krzysztof Lubczyński

Poprzedni

Kopertowe machinacje wyborcze

Następny

Pamiętniki – prawda i zmyślenie

Zostaw komentarz