1 grudnia 2024

loader

Ludobójstwo w Chodżałach – przerażająca karta historii ludzkości

fot. EoRoA

Dziś świat jest wstrząśnięty masakrami w Buczy i innych ukraińskich miejscowościach. Dla narodów wchodzących niegdyś w skład Związku Radzieckiego nie jest to zaskoczenie. Masowy mord sprzed 31 lat w Chodżałach dowodzi tego najlepiej.

Armenia rozpoczęła agresję przeciwko Azerbejdżanowi jeszcze w czasach Związku Radzieckiego, pod koniec 1987 roku. Celem było oderwanie i zaanektowanie Karabachu. Działania zbrojne nasiliły się na przełomie 1991 i 1992 roku.

Czystka etniczna

Okręg Chodżały był częścią byłego Górskiego Karabachskiego Obwodu Autonomicznego, utworzonego w ramach Azerbejdżańskiej Socjalistycznej Republiki Radzieckiej i przestał istnieć na mocy uchwały Rady Najwyższej Azerbejdżańskiej SRR z 26 listopada 1991 r.

W Chodżałach mieście liczącym przed konfliktem 7 tysięcy mieszkańców były dwie szkoły podstawowe, jedno liceum oraz zakład włókienniczy. W październiku 1991 r. siły armeńskie otoczyły miasto. Komunikacja lądowa została przerwana 30 października. Do miasta można było dotrzeć tylko helikopterami. Trasa ta została jednak niedługo potem odcięta. Po zestrzeleniu nas Szuszą śmigłowca w wyniku czego zginęło 40 osób, loty zostały wstrzymane. Dopływ prądu Ormianie odcięli w styczniu 1992 roku.

W tym czasie Azerbejdżan był rozdarty politycznie. Ormianie postanowili ten fakt wykorzystać. Zajmując Chodżały z jego cywilnym lotniskiem, Armenia chciała uzyskać przewagę strategiczną i warunki sprzyjające do zajęcia innych miast byłego Górskiego Karabachu.

W nocy z 25 na 26 lutego 1992 r. Armeńskie siły zbrojne i jednostki paramilitarne, bezpośrednio wspierane przez 366. pułk piechoty zmotoryzowanej byłego ZSRR, zajęły miasto Chodżały. Do ataku Ormianie wysłali 10 czołgów, 16 transporterów opancerzonych i 9 bojowych wozów piechoty, a także żołnierzy służących w 366. pułku piechoty zmotoryzowanej byłego ZSRR z siedzibą w Chankendi. Gdy rozpoczął się szturm, blisko 2500 mieszkających tam wciąż osób próbowało ratować się ucieczką. Nie udało im się. Zostali zastrzeleni przez patrole ormiańskie lub wzięci do niewoli w pobliżu wsi Nachiczewanik i Pirdżamał. Ci, którzy próbowali przejść przez góry, głównie kobiety i dzieci, zamarzali na śmierć. Tylko nielicznym udało się dotrzeć do miasta Agdam.

28 lutego na miejsce masakry dotarły dwa helikoptery z grupą dziennikarzy. To, co zobaczyli, zszokowało wszystkich – pole było pokryte trupami. Piloci helikopterów dostali zadanie wylądować w górach i zabrać ciała zmarłych. Mimo eskorty drugiego helikoptera udało im się zabrać tylko cztery zwłoki, ponieważ Ormianie rozpoczęli intensywny ostrzał. 1 marca, grupa zagranicznych i lokalnych dziennikarzy dotarła do Chodżał. To, czego byli świadkami, było jeszcze straszniejsze. Martwe ciała, które zobaczyli były okaleczone i oskalpowane. Według dziennikarza Czyngisa Mustafajewa, który był w tej grupie, wśród zabitych były „dzieci w wieku od 2 do 15 lat, kobiety i starcy, w większości przypadków zastrzeleni z bliskiej odległości w głowę. Ciała wskazywały, że ludzie zostali zabici z zimną krwią. Nie było śladów oporu i prób ucieczki. Niektóre z ofiar były zabijane pojedynczo, w wielu jednak przypadkach zabijano całe rodziny. Niektóre zwłoki nosiły kilka ran, z których jedna zawsze widniała na głowie. To sugerowało, że ranni byli dobijani. Niektóre dzieci znaleziono z odciętymi uszami. Na twarzy starszej kobiety skóra została wycięta z lewej strony. Mężczyźni byli oskalpowani. Niemal wszystkie zwłoki zostały okradzione.

Ocaleni mówią

Relacje naocznych świadków mówią więcej. Pochodząca z Chodżał Humadż Abbasowa opowiadała: Wyruszyliśmy o 19-tej, przeszliśmy przez las, kierując się do Agdam… szliśmy boso… jedząc śnieg. Mąż miał odmrożone palce, a ja stopy. Wielu zginęło w lesie. Byliśmy tam długo i przeszliśmy długą drogę, zanim nas schwytano. Ze wszystkich stron otaczały nas lasy, co wielu pomogło przetrwać. Jeden z moich synów został zabity. Kolejny syn został wzięty jako zakładnik. Był raz pokazywany w telewizji, ale od tamtej pory nigdy go nie widziano. W Askeranie byliśmy przetrzymywani i wzięci jako zakładnicy… było nas wielu w Askeranie… Kobiety i mężczyźni byli rozdzielani… Bito… mężczyzn oblewano moczem… torturowano ich, opluwano, zabijano jak zwierzęta… Trzymano nas w pokój niewiele większy od tego, zatłoczony kobietami… Grozili, że nas spalą żywcem… Wymieniono nas na ciała i więźniów – jeden dowódca na pięćdziesięciu zakładników… Mąż został pobity i zmarł w drodze powrotnej”.

Fazile Hasanowa również mieszkanka Chodżał wspominała: „Ci z nas, którzy uciekli, dotarli do wioski Szelli; niektórzy wrócili do lasu, aby pomóc, ale wielu zostało wziętych jako zakładników. W Shelli było wielu rannych, a niektórzy zmarli ze stresu. Ludzie płakali po zaginionych. Wokół nas umierali ludzie. Mordowano całe rodziny. To był cud, że przeżyliśmy. Widzieliśmy tak wiele ciał”.

Elimira Walijewa z Chodżał: „W nocy z 25 na 26 lutego 1992 roku Ormianie palili domy i zabijali niewinnych ludzi. Ledwo dotarliśmy do lasu i spędziliśmy tam pięć dni. Było bardzo zimno. Po prostu zamarzaliśmy na śmierć. nas w niewoli i przetrzymywano przez kilka dni… Na szczęście dla nas wymieniono nas. Pobito nas pałkami w Askeranie. Ormianie zabrali mi pierścionek, naszyjnik, kolczyki i pieniądze”.

Walek Husejnow: „Znam kobietę, która musiała patrzeć, jak ginie jej troje dzieci. Uciekłem. Kiedy dotarłem do Agdam, nie mogłem tam znaleźć żony. Powiedzieli mi, że została w Chodżałach. Więc wróciłem. W jakiś sposób znalazłem ją i kilka innych osób i ruszyliśmy do Agdam. Zostało jakieś 500 metrów i nagle zobaczyliśmy Ormian. Moja żona została zabita przez ormiańską kulę. Ci, którzy byli ze mną, zaczęli się wycofywać; poprosili mnie, abym poszedł za nimi, ale nie mogłem. Po prostu nie mogłem jej tam zostawić. Chciałem tylko umrzeć… Ormianie myśleli, że nie żyję. Byliśmy tak pobici, że nie mogliśmy ruszyć nawet mięśniem. Raz nawet ułożyli nas w stos, gdy byliśmy na zewnątrz, myśląc, że już nie żyjemy. Dowiedzieli się jakoś, że jestem gitarzystą i gram karabaskie utwory. Połamali mi palce, wyrwali paznokcie, a potem spalili ręce gorącym żelazem. Powiedzieli mi: „Nawet jeśli przeżyjesz, nigdy nie będziesz mógł grać. Razem ze mną trzymano w niewoli jeszcze kilka osób, regularnie nas bito. Był sobie stary człowiek, Mammad. Był bardzo słaby i zawsze błagał o wodę. Kiedy przyszedł Ormianin, powiedziałem mu; „Przynieś wodę temu starcowi”. Kopnął mnie i powiedział: „Dobra, zrobimy to, ale w zamian zostaniesz pobity”. Zgodziłem się, więc mnie wyprowadzili i pobili pałkami. Ale dali starcowi wodę. Później zmarł. Moje włosy z dnia na dzień zrobiły się siwe”.

„Kiedy do miasta weszły czołgi i transportery opancerzone – mówił Jamil Mammadov z Chodżał – otworzyli ogień do domów i przejeżdżali ludzi. Ormiańscy bojownicy podążali za rosyjskimi żołnierzami. Zabrałem pięcioletniego wnuka i czternaście tysięcy rubli i pobiegłem do lasu. Zdjąłem ubranie i owinąłem je wokół dziecka, żeby nie zamarzło. Niestety, to nie pomogło. Musieliśmy się schować w śniegu. Następnego ranka zdałem sobie sprawę, że dziecko nie przeżyje tego zimna. Poszedłem do najbliższej wsi Nachiczewanik, gdzie złapali mnie uzbrojeni Ormianie. Błagałem, żeby zabrali wszystkie moje pieniądze, ale ze względu na dziecko przepuścili nas do Agdam, ale oni mnie po prostu pobili, okradli i zaprowadzili do swojego dowódcy. Kazał nas zamknąć w gospodarstwie, już wypełnionym azerbejdżańskimi kobietami i dziećmi. Trzymali nas tam przez cztery dni bez jedzenia i wody. Ich okrucieństwu nie było końca. Ale kiedy po czterech dniach przenieśli mojego wnuka i mnie do Askeran, zdałem sobie sprawę, że moje trudności dopiero się zaczęły. Wyrywali mi paznokcie ze stóp. Niektórzy kopali mnie w twarz. Miałem szczęście, bo w końcu zostałem wymieniony na kilku Ormian. Ale zabrali mi wnuka. I nie mam pojęcia, co się stało z moją żoną i córką”.

„Zawieziono nas na ormiański cmentarz- relacjonowała Saridża Talibowa – 4 młodych Turków meschetyńskich i 3 Azerbejdżan ustawiono nad grobem ormiańskiego bojownika i ich ścięto. Potem Ormianie dręczyli i mordowali dzieci, na co bezradnie patrzyli ich rodzice. Następnie za pomocą buldożera zepchnęli ciała do rowu. Przywieźli też dwóch Azerbejdżan w mundurach i wyłupili im oczy śrubokrętem”.

„Dotarliśmy na polanę w pobliżu ormiańskiej wsi Nachcziwanik. Wokół leżało wiele trupów. Słyszeliśmy rozmowę Ormian. Upadłam i udawałam martwą. Chodzili wokół i dobijali tych, którzy jeszcze się ruszali lub jęczeli… Resztę drogi czołgałam się, bo już nie mogłam iść” – opowiadała z kolei pielęgniarka Zuzanna Jafarowa.

Leonid Krawiec był pilotem helikoptera: „Wracaliśmy z okolic Chankendi wczesnym rankiem 26 lutego, kiedy drugi pilot krzyknął: Patrzcie, tyle tu porozrzucanych szmat! Spojrzałem w dół i zobaczyłem, że pole wygląda jak połatane. Zeszliśmy na dół i dostrzegliśmy, że wokół leżą trupy. Co najmniej 300 lub 400 osób, a może nawet więcej. Bojownicy spacerowali, wykańczając ich. Zobaczyli nas i zaczęli strzelać do śmigłowca, ale nam się udało. Tego samego wieczoru przyszedł wysłannik prezydenta Azerbejdżanu i poprosił nas o sprowadzenie dziennikarzy i jego samego na miejsce masakry. Polecieliśmy. Nie mogliśmy wylądować na tym polu, bo groziło nam zestrzelenie. Umówiliśmy się, że zrobię 5-7-minutowy przelot nad okolicą i spróbuję wylądować. Udało się, więc zaczęliśmy ładować do helikoptera ciała dzieci w helikopterze. Był z nami kapitan miejscowej policji, znalazł na polu ciało swojego trzy- lub czteroletniego dziecka. Było okaleczone nie do poznania, ponieważ wystrzelili w niego cały magazynek. Kapitan przekazał ciało, ale sam nie mógł dostać się na pokład. Ledwo udało nam się wciągnąć go do startującego helikoptera. W drodze powrotnej mężczyzna trzymał ciało martwego dziecka i płakał. Kiedy zbliżyliśmy się do Agdamu, zdaliśmy sobie sprawę, że załamany ojciec postradał zmysły. Nie mógł nawet wysiąść z helikoptera”.

W oczach mediów i obserwatorów

Pułkownik Asad Faradżew był w tym czasie konsultantem prawnym i wojskowym w Karabachu. To, co zobaczył, opisywał tak: „Postanowiłem zbadać sytuację na miejscu, było to dwa dni po zajęciu Chodżał. Ormianie strzelali do naszego helikoptera, ale jakoś przeszliśmy. To było pole, 17 lub 20 km od Chodżały. To co tam widzieliśmy… Nie wiem nawet jak to opisać, nie ma na to słów. Nie ma słów, żeby to opisać. Wiesz, byłem w Afganistanie, tam też była wojna. Tam zginęli ludzie. Moi przyjaciele zginęli… Wszędzie widziałem śmierć. Tam zostałem ranny i wstrząśnieniem mózgu. Widziałem wiele rzeczy. Stałem się twardszy czy coś. Ale kiedy zobaczyłem, co Ormianie zrobili w Chodżałach… Byłem przerażony. Nigdy nie widziałem takich okrucieństw, takiej dzikości. Nie tylko zabijali niewinnych i nieuzbrojonych ludzi, ale zbezcześcili ich ciała. Nie zdjęli pierścionków – odcięli palce; nie usuwali kolczyków – obcinali uszy, a nawet całkowicie skalpowali ludzi. Wiesz, na drugi dzień po dostali jakieś premie, nagrody. Następnego dnia obiecano im nagrody za przyniesienie skalpów lub odciętych części ciała, takich jak palce lub uszy… Więc wrócili i zrobili to ponownie. Nie mam pojęcia jak to nazwać… Nie mam pojęcia. Przez kilka chwil byliśmy przerażeni. Nie mogliśmy się ruszyć, jak w złym śnie. Po prostu staliśmy i patrzyliśmy, a nasze serca krwawiły. Po prostu nie wiem… Nie jestem w stanie tego opisać. W jakiś sposób dotarło do nas, że musimy się odezwać, przynieść straszliwą prawdę światu zewnętrznemu. Zdaliśmy sobie sprawę, że musimy sprowadzić tu dziennikarzy. Po kilku dniach zorganizowaliśmy drugi helikopter z dziennikarzami z Turcji, Rosji, Francji i Japonii. Ormianie musieli pomyśleć, że przyszliśmy zbierać trupy, inaczej by nas zestrzelili. Pojechaliśmy tam, aby nagrać materiał. Jedno dziecko, dwu-, trzyletnie, leżało obok swojej zmarłej matki. Najwyraźniej próbowała zakryć jego ciało swoim ciałem, ale została zabita. A dziecko, leżąc na zimnej ziemi i przytulając matkę, zamarzło na śmierć. To była dziewczynka. Dosłownie oderwałem ją od matki. Po powrocie do Agdam zabraliśmy ją do meczetu z innymi ciałami na pogrzeb. Jeden z francuskich dziennikarzy podszedł do mnie i powiedział: „Może to są ormiańskie ciała?”. Złapałem go za rękę i dosłownie zaciągnąłem do meczetu, gdzie leżeli martwi chłopcy – byli obrzezani zgodnie z muzułmańskim zwyczajem. Powiedziałem mu, że Ormianie nie praktykują obrzezania chłopców. I że wszystkie leżące tu dzieci, kobiety i mężczyźni to Azerbejdżanie.

Dzień potem Ormianie powiedzieli, że zapewnili „korytarz humanitarny” dla uciekających cywilów, aby mogli opuścić Chodżały. Nie było „korytarza”. Mówię to jako człowiek, który tam był i na własne oczy widział, co się dzieje. Znowu nie było „korytarza”. Był za to obszarem, który otoczyli, żeby wykończyć tych, którzy wydostali się z miasta. To była pułapka na nieuzbrojonych ludzi, a Ormianie zabijali ich, kiedy wpadli w pułapkę”.

Jurij Romanow był reporterem rosyjskiej telewizji: „Kiedy w końcu dochodzimy do pociągu szpitalnego w Agdamie, widzimy, jak na peron jeden po drugim wjeżdżają wagony, rozładowywane z nich są dość dziwni ranni: kobiety, dzieci i starcy. Mężczyzn prawie nie ma… To był transport z Chodżał. Podchodzę do kierowcy, który przywiózł całą rodzinę swoim UAZ-em. Kobieta i troje dzieci, ranni i zakrwawieni. Głowa rodziny leży na stalowej podłodze, bez śladów życia. Kobieta trzyma na rękach czwarte dziecko, zawinięte w poplamione krwią szaty. Kiedy silnik samochodu jest wyłączony, słyszę, jak kobieta delikatnie śpiewa kołysankę bez słów: „Aa-aa-aa-a!” 'Mama! Mamusia!’ chłopiec i dwie starsze dziewczynki ciągną ją za rękaw… Są też kaleki lub ranne, ich ubrania też są zakrwawione. Ale matka nie zwraca na to uwagi… „Chodżały…” mówi kierowca, pomagając rannym kobietom z martwym dzieckiem na rękach wydostać się z pojazdu. Pojazdy z rannymi przybywają jeden po drugim”.

Anatol Lieven opublikował w The Times 2 marca 1992 r. swoją relację. „Gdy przelatywaliśmy nisko nad pokrytymi śniegiem wzgórzami Górskiego Karabachu, zobaczyliśmy porozrzucane zwłoki. Najwyraźniej uchodźcy zostali zestrzeleni w trakcie ucieczki. Azerbejdżański film z miejsca, nad którym przelecieliśmy, pokazany później dziennikarzom, pokazał dziesiątki trupów leżących w różnych częściach wzgórz. Cywilny helikopter zabrał cztery ciała i właśnie podczas tej i poprzedniej misji azerbejdżański kamerzysta sfilmował kilkadziesiąt ciał na zboczach. Azerbejdżanie twierdzą, że w masowym zabójstwie Azerbejdżan uciekających z miasta Chodżały, zajętego przez Ormian w zeszłym tygodniu, zginęło aż 1000 osób. Uważa się, że kolejne 4000 jest rannych, zamarzniętych na śmierć lub zaginionych. Po powrocie do Agdamu przyjrzeliśmy się ciałom, które zabrał cywilny helikopter. Dwóch starców i mała dziewczynka byli pokryci krwią, ich kończyny były wykrzywione przez zimno i stężenie pośmiertne. Zostali zastrzeleni”.

Stefan Bentura w The Irish Times z 3 marca 1992 r. pisał: „Zesztywniałe śmiercią i zimnem okaleczone zwłoki Azerbejdżan, skoszone podczas ucieczki przed ormiańską ofensywą w Górskim Karabachu, przywarły wczoraj do pokrytego śniegiem zbocza wzgórza prawie tydzień po ataku. Dziennikarze, którzy przylecieli wojskowym helikopterem z Agdam na wschód od spornej enklawy w Azerbejdżanie, naliczyli 31 ciał, z których wiele zostało postrzelonych w głowę z bliskiej odległości, a niektóre zostały oskalpowane. Jeszcze innym spośród zabitych mężczyzn, kobiet i dzieci brakowało palców. Wolontariusze zebrali kolejne 20 ciał i mieli je zabrać z powrotem do Agdam, gdzie mają być wystawione dzisiaj w miejscowym meczecie. Dziennikarze widzieli zwłoki na wzgórzach nad wioską Askeran pośród zarzutów władz Azerbejdżanu i uchodźców, że ponad 1000 osób zginęło po tym, jak siły ormiańskie zaatakowały azerbejdżańskie miasto Chodżały. Gdy ostatni byli żołnierze radzieccy zaczęli się wycofywać z enklawy, Armenia ponownie zaprzeczyła, jakoby jej bojownicy dokonywali masakry”.

Niewątpliwie to, co wydarzyło się w Chodżałach, było największą i najbardziej krwawą masakrą podczas ormiańsko-azerbejdżańskiego konfliktu o Górski Karabach. W krwawej masakrze zginęło 613 osób, w tym: – 63 dzieci; – 106 kobiet; – 70 starszych osób. 8 rodzin zostało wymordowanych do ostatniego człowieka. W 27 rodzinach została tylko 1 osoba. 26 dzieci straciło oboje rodziców. 130 dzieci straciło jednego z rodziców. 230 rodzin straciło jedynego żywiciela.

487 osób zostało niepełnosprawnych (w tym 76 dzieci). Do niewoli dostało się 1275 osób. 150 osób zaginęło. To nie są tylko liczby, ale fakty i dowody jednej z najohydniejszych zbrodni w historii ludzkości, będącej kulminacją militarnej agresji Armenii na Azerbejdżan. Masakra w Chodżałach wcale nie była jedyną ormiańską rzezią. Masowe zbrodnie w innych osadach azerbejdżańskich były dokonane przez Armenię przed tą masakrą. Czystki etniczne w wioskach Dżamilli, Meszeli, Kerkidżahan, Malibeyli i Guszczular, były operacjami mające na celu utorowanie drogi do oblężenia Chodżał.

Reakcje świata

W rezolucjach przyjętych w 1993 r., w odpowiedzi na bezprawne użycie siły przeciwko Azerbejdżanowi i okupację jego terytoriów, Rada Bezpieczeństwa Organizacji Narodów Zjednoczonych odniosła się konkretnie do naruszeń międzynarodowego prawa humanitarnego, w tym do przesiedlenia dużej liczby ludności cywilnej w Azerbejdżanie, ataki na ludność cywilną i bombardowania zamieszkałych obszarów w Azerbejdżanie. W wyroku z dnia 22 kwietnia 2010 r. Europejski Trybunał Praw Człowieka określił masakrę ludności cywilnej Azerbejdżanu w mieście Chodżały jako „akty szczególnej wagi, które mogą być równoznaczne ze zbrodniami wojennymi lub zbrodniami przeciwko ludzkości”.

Świat na masakrę zareagował nienachalnie. Organy ustawodawcze w 17 krajach, Afganistanie, Indonezji, Bośni i Hercegowinie, Kolumbii, Czechach, Hondurasie, Jordanii, Meksyku, Pakistanie, Panamie, Peru, Sudanie, Dżibuti, Gwatemali, Paragwaju, Słowenii i Szkocji, a także jak w wielu stanach USA przyjęły rezolucje parlamentarne w celu uznania ludobójstwa w Chodżałach.

Komunikat końcowy wydany na 12. sesji Konferencji Szczytu Islamskiego OIC, która odbyła się w Kairze w lutym 2013 r., wzywa państwa członkowskie do podjęcia należytych wysiłków na rzecz uznania ludobójstwa w Chodżałach. Zostało ono uznane przez Radę Turkijską, organizację zrzeszającą Azerbejdżan, Turcję, Kazachstan, Uzbekistan i Kirgistan. Pomniki i pomniki ludobójstwa w Chodżałach zostały wzniesione w Baku, a także w Ankarze, Stambule, Sakaryi, Izmirze, Izmicie, Usaku, Kocaeli (Turcja), Hadze (Holandia), Berlinie (Niemcy), Sarajewie (Bośnia i Hercegowina) oraz w Meksyku.

Każdego roku 26 lutego prezydent Azerbejdżanu Ilham Alijew i pierwsza dama Mehriban Alijewa odwiedzają pomnik wzniesiony w dystrykcie Chatai dla upamiętnienia ofiar tragedii, biorąc udział w uroczystości upamiętniającej ludobójstwo w Chodżałach. Dziesiątki tysięcy ludzi przybywają tego dnia pod pomnik, aby oddać hołd pomordowanym.

Tomasz Borowiecki

Poprzedni

Konsumuj, głupcze!

Następny

Przyczynek do sporu o przyszłość człowieka