Dokładnie przed osiemdziesięciu laty, 8. i 9. listopada, unosił się nad Niemcami przenikliwy i trujący swąd spalenizny. To, co się wtedy w III Rzeszy działo, znane jest jako Noc Kryształowa – Kristallnacht. „Nie wiadomo, dlaczego ten pogrom tak nazwano. Prawdopodobnie nazwa ta wiąże się z rozbitym szkłem, które po ataku bojówek błyszczało po ulicach. Należałoby zrezygnować z tego określenia, ponieważ zniszczenia były znacznie rozleglejsze, niż ono sugeruje. Jednak nazwa «Noc Kryształowa» jest zbyt rozpowszechniona w literaturze historycznej, aby zastąpić ją innym terminem” napisał w swej książce „Oblężona społeczność” Abraham Asher, wrocławianin, któremu udało się w 1939 roku wyemigrować do Ameryki. Zostawszy tam profesorem, wykładał historię na University of New York. Autor opisuje przede wszystkim losy Żydów we Wrocławiu, wartość jego książki ma walor powszechności.
Jakkolwiek zmasowana akcja przeciw Żydom była przez kierownictwo III Rzeszy od dawna przygotowywana, bezpośrednim jednak pretekstem do jej rozpoczęcia było zastrzelenie trzeciego sekretarza niemieckiej ambasady w Paryżu Ernsta vom Ratha przez siedemnastoletniego Herszela Grynszpana. „Bycie Żydem nie jest przestępstwem – tłumaczył – nie jesteśmy psami… byłem zaszczuty jak bestia”. Prasa berlińska krzyczała: „Międzynarodowe Żydostwo będzie musiało podziękować samemu sobie i odpowiadać za czyn Grynszpana. Żydzi muszą być przygotowani na bezlitosną walkę”. Asher cytuje Hitlera: „Trzeba pozwolić, aby SA się wyszumiała”. We Wrocławiu „szumiała” głównie SS. Podpalona została synagoga „Pod Białym Bocianem” (jedna spośród 400 bożnic w całych Niemczech). Z wrocławskiej synagogi zabrano i spalono zwoje Tory, stroje i naczynia liturgiczne, zniszczono wiele budynków służących socjalnym i oświatowym celom gminy żydowskiej. Podpalono setki księgozbiorów z książkami po hebrajsku.
W różnych regionach Niemiec aresztowano około 30 tysięcy mężczyzn w wieku od 18 do 80 lat. Większość z nich trafiło do obozów koncentracyjnych w Dachau, Buchenwaldzie i Sachsenhausen. Tam zesłano m.in. setki wrocławskich Żydów, których zatrzymano w łapankach ulicznych. Transportowano ich do przejściowych obozów pod eskortą tzw. policji pomocniczej – Hilfspolizei. Jej członkowie, zmobilizowani cywile, mieli wspierać bojówki SA i SS w czasie pogromu 9. listopada. „Zniknęło” wtedy we Wrocławiu około 2500 mężczyzn.
Żydów wyrzucano z ich dotychczasowych mieszkań i lokowano w mniejszych, w których żyli w ciasnocie (przysługiwało im 2,1 m kw na osobę), znaleźli się więc w znacznie gorszych warunkach. Zaczęła się w imieniu państwa grabież majątku żydowskiego. Göering rozkazał, by przeprowadzać „przejęcie majątku żydowskiego” nawet siłą. „Wyduszono” od gmin żydowskich miliard marek, akurat tyle, ile prezes Banku Rzeszy Hjalmar Schacht potrzebował na dopełnienie 10-miliardowego „budżetu zbrojeniowego” przed planowaną wojną. Suma żądana od Żydów miała – jak to nazwał Heinrich Himmler – być „zadośćuczynieniem” (Bußgeld) za koszty poniesione w walce z „żydostwem”. Cynizm tego rodzaju był i wtedy już bezprzykładny ze strony hitlerowców. Inaczej mówiąc, za mordowanie Żydów kazali Żydom płacić. Nawet za utrzymanie wywiezionych do obozów przejściowych w Predocicach, Krzemkowie i Rybniku Niemcy żądali „odszkodowania”. Zamkniętych i trzymanych w obozach przejściowych do czasu ludzi starych, chorych, niepełnosprawnych, kobiety i mężczyzn deportowano następnie do obozów koncentracyjnych. Od 1941 roku w dziewięciu „specjalnych akcjach” tysiące wrocławskich Żydów deportowano do Kowna, Izbicy, Bełżca i Sobiboru, Terezina. Ostatnie „akcje” trwały do końca 1943 roku. To już były czasy „Endlösung”.
Po 1933 roku, gdy motłoch nacjonalistów i rasistów domagał się ukarania Żydów za to że byli Żydami, społeczność żydowska przeżywała szok. Szaleństwo trawiące całe Niemcy – tak wierzyli – jest przejściowe, minie z czasem i trzeba się nastawić na przetrwanie. Taką postawę – przetrwać w złych czasach – mieli utrwaloną w genach. Czy tego się trzymała większość czy też mniejszość trudno dociec. Okazało się to najstraszniejszym złudzeniem. Inni, przeważnie bogaci z klasy średniej, myśleli o emigracji. Wbrew urzędniczym utrudnieniom i wysokim podatkom za pozwolenie na wyjazd z Niemiec chcieli wyjechać. Nie było w tych utrudnieniach żadnej logiki, z jednej strony krzyczano „Juden raus!”, z drugiej władze hitlerowskie tylko za pieniądze, za wysokie podatki, zezwalały na opuszczenie Niemiec. Jak pisze Maciej Łagowski w tekście „Zapomniany rozdział historii”, będącym przedmową do polskiego wydania „Mikrokosmosu” Normana Daviesa, w 1933 roku Niemcy opuściło 37 tysięcy ludzi pochodzenia żydowskiego, a do 1937 roku ogółem 130 tysięcy. Z drugiej strony kraje, do których Żydzi chcieli wyjechać, niechętnie wystawiały im paszporty niezbędne przecież przy staraniach o prawo do imigracji. Cokolwiek by w tej kwestii jeszcze powiedzieć, faktem pozostaje, że jedni (ci, co wierzyli w przejściowość rasistowskiego państwa), jak i drudzy (co marzyli o wyjeździe z niego) znaleźli się w sytuacji między młotem i kowadłem.
Można uznać, że Noc Kryształowa stanowiła swoisty punkt zwrotny w antysemickiej polityce III Rzeszy. Po przejęciu władzy przez Hitlera w styczniu 1933 roku nagonkom, rozbijaniu sklepów żydowskich i innym formom „indywidualnego terroru” ze strony bezkarnych bojówek SA (atakujących ludność mozaistyczną już przed końcem Republiki Weimarskiej) towarzyszyły dyskryminacyjne wobec Żydów ustawy. Od lata tego roku obowiązywało tzw. Beamtengesetz. Na jego podstawie wyrugowano nie-Aryjczyków z wolnych zawodów i wszelkiej służby państwowej. Rok 1935 zaznaczył się „ustawami norymberskimi”. Określały one, kto jest Aryjczykiem, a kto nie. Twierdzono oficjalnie, że chodzi o zachowanie „czystej germańskiej krwi”. Za tzw. Rassenschande (hańbienie rasy) były kary. Asher opisuje, jak wtedy we Wrocławiu SA piętnowała niemieckie kobiety, które były żonami Niemców. Przed domami, w których te mieszane małżeństwa mieszkały, a ich adresy podawali sąsiedzi – „porządni Niemcy” – SA i tłum heilujących antysemitów, trzymających tablice z napisem „Sau” (świnia) domagali się usunięcia tych kobiet co najmniej ze wspólnoty narodowej. To tylko jeden z przykładów na to, jak część Niemców obojętnie reagowała na działania władz realizujących zapowiadaną „bezwzględną walkę z żydostwem”. Jak po latach pisał Alexander Mitscherlich w książce „Die Unfähigkeit zu trauern” (niezdolność do żałoby) wcale niemała część „porządnych Niemców” nie chciała, aby jej po wojnie przypominano, jak popierała antyżydowską politykę hitlerowców.
Stwierdziliśmy wyżej, że Kristallnacht stanowiła w tej polityce punkt zwrotny. Po niej poczyniono przygotowania do „ostatecznego rozwiązania kwestii żydowskiej”. Na konferencji w Wannsee pod Berlinem w styczniu 1941 roku najwyżsi dowódcy SS, a także wysocy oficerowie Wehrmachtu wydali Eichmannowi rozkaz praktycznego przeprowadzenia „ostatecznego rozwiązania”. Dotyczyło to również Żydów, którzy uchowali się do 1941 roku we Wrocławiu (około 8 tysięcy). Wraz z ostatnimi wywózkami do obozów koncentracyjnych w 1943 roku gmina żydowska przestała istnieć. „Ostatecznie jesienią 1944 roku przestało istnieć jedno z największych skupisk niemieckich Żydów. Zostało unicestwione wrocławskie środowisko żydowskie, mające kilkusetletnie tradycje kulturalne, gospodarcze, naukowe i polityczne o zasięgu nie tylko niemieckim, ale także europejskim” – napisał Maciej Łagowski. Zestawiona przez niego lista uczonych z Uniwersytetu Wrocławskiego zawiera kilkadziesiąt nazwisk. Wśród czterdziestu niemieckich noblistów żydowskiego pochodzenia siedmiu wywodziło się ze Śląska, w tym dwóch z Wrocławia. (chemik Fritz Haber 1868-1934 – oraz fizyk Max Born 1882-1970).
Pierwsi Żydzi przybyli do Wrotizla, czyli Wrocławia na początku XIV wieku (1327). Byli to najprawdopodobniej uchodźcy z Pragi. W zależności od tego, jaka dynastia – od Piastów poczynając, poprzez Luksemburgów i Habsburgów do Hohenzollernów – władała nad Śląskiem, los ludności mozaistycznej we Wrocławiu układał się różnie. Prześladowania i pogromy, wypędzanie to znów z potrzeb gospodarczych ponowne ich osiedlanie, tolerowanie i dyskryminacja, mordowanie i nadawanie praw – wszystkie te sytuacje, pełne sprzeczności, od średniowiecza po czasy najnowsze, stanowiły o położeniu i losie Żydów w Europie, w Niemczech, a więc i we Wrocławiu. Ludność w mieście wzrosła, do 208 tysięcy w 1871 roku i 335 tysięcy na początku XX wieku. Wtedy prócz 62 procent protestantów i 32 procent katolików było 5 procent Żydów. Odpowiednie do wymienionych lat populacja ludności żydowskiej liczyła od 14 do 20 tysięcy. Tyle też było w 1933 roku.
Wrocław, jak się mówi i pisze, to miasto trzech kultur: czeskiej, niemieckiej i polskiej. Wydaje się, że i żydowskiej. Norman Davies zadał w „Mikrokosmosie” pytanie: kim byli Żydzi w swej społeczności? Wspólnotą religijną, czy też wyodrębnioną grupą etniczną? Słusznie odpowiedział, że jednym i drugim. Narodem byli w starożytności i przybywszy po Holocauście z różnych diaspor, stali się nim w Izraelu.