WYWIAD. 50 lat temu narodzili się Tytus, Romek i Atomek, a „Papcio Chmiel” kończy 94 lata. Z Henrykiem J. Chmielewskim rozmawia Krzysztof Lubczyński.
Pana komiksy o Tytusie, Romku i A’Tomku, które cieszą się ogromnym powodzeniem już pół wieku, są prawdziwym fenomenem kultury masowej. Tylko kapitan Kloss i Czterej Pancerni mogą się równać z trwałością popularności pana bohaterów. Jak pan to sobie tłumaczy?
Po pierwsze, na początku nie było konkurencji. Po drugie, ciągnąłem te komiksy z tymi samymi postaciami, więc ich popularność się utrwalała z pokolenia na pokolenie. Nie dzieje się tak, gdy ktoś co komiks zmienia postacie. Po trzecie, mój komiks różnił się od zachodnich. Mimo, iż jednym z bohaterów była małpa, to treść całości była rodzima. Na tyle zresztą rodzima, że niektórych moich tekstów nie da się przetłumaczyć, bo są typowe dla języka polskiego. Wiem też, że niektóre powiedzonka krążą w mowie potocznej, o czym długo nie wiedziałem. Lubię dawać do moich tekstów różne dawne wyrazy czy elementy np. gwary warszawskiej. Myślę, że odegrało też rolę proste, czytelne liternictwo, na którym nawet niektóre dzieci nauczyły się czytać, podczas gdy tekst w wielu komiksach trudno odczytać. Z drugiej strony staram się nie przeładowywać rysunków tekstem. Staram się tak tworzyć, aby tekst nie mógł istnieć bez obrazka i by obrazki były różnorodne. Ważny jest też kolor, bo wiele komiksów jest często prawie pozbawione barw. Wreszcie, w moich komiksach nie ma żadnych krwawych sytuacji. Co prawda, raz pojawiła się okupacja, Niemcy, strzelanie, ale wyjątkowo. Nie ma też obrzydliwości, np. pornograficznych, a treści są wesołe.
A często pouczające…
Tak, bo chociaż nie uważam się za jakiegoś kaznodzieję czy kogoś kto naucza, ale mam pewne poglądy na świat i opieram się na dawnym haśle „Świata Młodych”: „Bawiąc uczyć, ucząc bawić”. Staram się więc, żeby był w moich komiksach pierwiastek pedagogiczny czy dydaktyczny. Np. jak pojawił się Kopernik, to pokazałem krótką historię astronoma od urodzenia.
W początkach pana komiksu trzy główne postaci były mniej więcej równoważne, ale szybko przewagę nie tylko nad Romkiem, ale także nad A’Tomkiem uzyskał Tytus. Jak to się stało, że małpa jako osobowość zdominowała ludzi?
Na początku postacie nie były jeszcze skrystalizowane, a rysunki dość prymitywne. Najpierw do śmieszności wystarczył kontrast między grubym A’Tomkiem a chudym Romkiem, tak jak między Patem i Pataszonem, czy Flipem i Flapem, ale w pewnym momencie wpadłem na myśl, żeby małpę uczłowieczyć. Dało to bardzo duże możliwości i zadecydowało o awansie postaci Tytusa. W drugiej księdze A’Tomek buduje konia mechanicznego, ale zorientowałem się, że nie jest to wiarygodne, żeby taki chłopaczek mógł stworzyć taką konstrukcję, więc wprowadziłem postać profesora Talenta wraz z Instytutem Wszechzbytków.
A może przewaga małpy to złośliwy przytyk do gatunku ludzkiego?
Rzeczywiście ta małpa nieraz jest mądrzejsza od ludzi, mimo że Romek, wysoki, nerwowy, dusza artystyczna, często naśmiewa się z Tytusa, że ten nigdy się nie uczłowieczy. Z kolei A’Tomek, mały człowiek do wielkich interesów, wieczny drużynowy, wierzy w uczłowieczenie tej małpy. Tytus ma nierówny charakter dziesięcioletniego chłopaka, raz jest grzeczny, dojrzały, a raz ma skłonność do głupich psikusów.
Początkowo pana komiksy były typowymi historyjkami dla dzieci, ale z czasem zaczął pan poszerzać ich tematykę, aby w końcu dojść do komentowania różnych zjawisk rzeczywistości świata dorosłych.
Tak, to się zaczęło mniej więcej od XV księgi. W czasach przedksiążeczkowych, „światomłodowych” chodziło tylko o wesołe historyjki z pewnymi akcentami światopoglądowymi. Jednak, kiedy Wydawnictwo Harcerskie zwróciło się do mnie o narysowanie pierwszej książeczki, zaczęło się narzucanie tematów. Pierwsza książeczka, z 1967 roku, była harcerska, wprowadzała Tytusa do harcerstwa. Miały być przy okazji promowane wartości harcerskie, którymi były zbieranie złomu, makulatury i przeprowadzanie staruszków przez jezdnię.
W jakim nakładzie rozeszła się pierwsza książeczka?
W 30 tysiącach egzemplarzy i to w ciągu 6 dni, więc dodrukowano jeszcze 30 tysięcy i wtedy powstał pomysł zrobienia serii. Żeby przypodobać się czynnikom wyższym, choćby ministerstwu kultury czy milicji, kolejna książka poświęcona została przepisom ruchu drogowego. Po wydrukowaniu pierwszego komiksu, w którym Tytus wylatywał rakietą w kosmos, zadzwonił pan z Wydziału Prasowego KC PZPR i powiedział, że to jest pożyteczne, można drukować, bo jego 10-letniemu synowi się podoba. W kolejnej książeczce, czwartej, trzeba było przypodobać się wojsku. Miałem z tym kłopoty, bo kiedy pokazywałem, jak po wystrzeleniu pocisku z czołgu fałdowała się lufa, to było to potraktowane jako ośmieszanie armii. Tytus-żołnierz nie mógł stać na warcie, bo na warcie może stać żołnierz po przysiędze, a jakże małpa może składać przysięgę? W piątej książeczce trzeba było unicestwić białego rasistę, gnębiącego małego Murzynka. W jednej z ksiąg pojawił się radziecki obóz pionierski w Arteku, w którym radziecki pionier trzymał czerwoną chorągiewkę z sierpem i młotem, a A’Tomek wołał: „Niech żyje przyjaźń narodów”, co mi kiedyś później ktoś wytknął.
Tytus, Romek i A’Tomek żyją w coraz bardziej komplikującym się świecie…
Dlatego też komiksy są coraz mniej dziecinne i zdobyły także sporo czytelników doroślejszych. Po zmianie ustroju zaczęło dziać się coraz więcej złych rzeczy, takich jak np. narkotyki czy masowa przestępczość. W jednej z ksiąg jest więc walka z narkotykami. Przy tej okazji jakaś pani nauczycielka zarzuciła mi, że uczę o narkotykach, chociaż ja je tylko ośmieszałem i obrzydzałem, wprowadzając „placuszki z amsesetaminy”, w których pojawiały się obrzydliwe robaczki, od których zbierało się na wymioty. Poza tym, w jednym z komiksów moi bohaterowie weszli do NATO.
Napisał pan książkę wspomnieniową pt. „Urodziłem się w Barbakanie”. Pokazuje ona, że nie miał pan lekkiego życia, a mimo to zachował pan dużo dziecięcej niemal pogody ducha, bo chyba trzeba mieć pogodę ducha, żeby robić takie komiksy?
Mam pogodny, niekonfliktowy charakter i trudno mnie obrazić. Dlatego zawsze chciano mnie wybierać na różne funkcje, ale odmawiałem, bo nie lubię niczego narzucać innym. Takie widocznie mam geny, że zawsze znajduję w życiu coś śmiesznego. Nawet śmierć nie jest dla mnie czymś strasznym, przykrym, ale wesołym. Przecież bardzo wierzący katolicy powinni się cieszyć, że umierają, bo idą do nieba. W towarzystwie zawsze byłem mile przyjmowany jako człowiek wesoły, ale nigdy nie opowiadam gotowych kawałów, lecz na poczekaniu tworzę dowcipne powiedzenia i sytuacje.
Tytus i jego koledzy zapewnili Panu dostatnie życie?
Na pewno się nie wzbogaciłem, a wielu tak pewnie myśli, skoro miałem duże nakłady. Ale ja z tych wysokich nakładów nie miałem większych korzyści, bo płacono mi nie od nakładu, ale według sztywnych tabel ministerstwa kultury i sztuki. Nie miało więc dla mnie znaczenia, czy nakład wynosił tysiące czy jeden egzemplarz, bo płacono mi tylko za jednorazowe wykonanie dzieła. Dochody nie szły nawet do wydawcy. RSW Prasa-Książka-Ruch rozdzielała je na wydawnictwa deficytowe.
Tytus ma poglądy na różne kwestie, ale czy ma jakieś poglądy polityczne?
Tytus nie, ale popierał budowę Muzeum Powstania Warszawskiego, bo popierał ją papcio Chmiel jako były powstaniec. Za to oberwało mi się kiedyś od „Nie” Urbana, które mi zarzuciło, że się przekabaciłem na inne poglądy i przypomniało kilka prosocjalistycznych akcentów, które znalazły się w moich dawnych komiksach z czasów PRL. Ale one były chyba szczere, bo ja PRL wspominam może bez euforii, ale nie najgorzej.
Dziękuję za rozmowę.
Henryk Jerzy Chmielewski – ur. 7 czerwca 1923 r. w Warszawie, znany jako „Papcio Chmiel”, grafik, rysownik i publicysta, uczestnik powstania warszawskiego w 7 Pułku Piechoty AK „Garłuch” (st.strzelec, ps. Jupiter), odznaczony Warszawskim Krzyżem Powstańczym, po wojnie artylerzysta w Wojsku Polskim. Kawaler Orderu Uśmiechu. Od 1947 r. pracował jako rysownik, początkowo w „Świecie Przygód”, następnie w „Świecie Młodych”. Jest autorem kontynuacji serii komiksowej „Sierżant King z królewskiej konnicy” (1947) oraz komiksów własnego pomysłu „Półrocze bumelanta” (1951) i „Witek Sprytek” (1955-1956). Szerzej znany z bardzo popularnej, ukazującej się od 1967, serii komiksów „Tytus, Romek i A’Tomek”, która rozeszła się w łącznym nakładzie 11 milionów egzemplarzy. Przez wiele lat pracował w czasopiśmie „Świat Młodych”, w którym publikował kolejne odcinki. Do 2010 r. ukazało się 35 części serii komiksów „Tytus, Romek i A’Tomek” oraz książka „W odwiedziny do rodziny”. Papcio Chmiel napisał też autobiografię „Urodziłem się w Barbakanie” oraz dalszy ciąg wspomnień – książkę „Tytus zlustrowany” (2007). W styczniu 2005 r. ukazała się gra komputerowa „Tytus, Romek i A’Tomek – Armia zbuntowanych robotów”. W 2009 r. Poczta Polska wprowadziła do obiegu znaczki pocztowe z Tytusem, Romkiem i A’Tomkiem, a także kolekcjonerską kopertę. W 2011 r. ukazała się książka H. J. Chmielewskiego„Witek Sprytek i inne opowieści”.