Czytam, że „siedleccy policjanci kryminalni zatrzymali 34-latka, który jest podejrzany o znieważenie pomnika prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Mężczyzna trafił do aresztu”. Tłumacząc na polski: Facet pobrudził farbą kawałek metalu i trafił za to do aresztu…
Również dzisiaj czytam: „Prokuratura (!) broni narodowców, którzy nawoływali, zdaniem sądu, publicznie do pozbawienia życia osób narodowości żydowskiej podczas demonstracji ONR w 2016 roku w Białymstoku”.
Żyjemy w świecie, w którym można lżyć całe grupy społeczne: osoby LGBT, kobiety, osoby niezamożne, osoby o innym kolorze skóry, narodowości, wyznaniu… Można traktować ludzi na granicy z Białorusią niczym „armię wroga” i skazywać ich na poniewierkę i śmierć.
To można. Natomiast trafisz do aresztu, bo naruszysz „uczucia totemu” i go „znieważysz”. U nas od zawsze chroni się bardziej symbole i kamień niż żywych ludzi. Kiedy cię pobiją na ulicy, to najpierw będą cię zniechęcać do złożenia zawiadomienia (statystyka!), a potem będą udawać, że coś robią, a na końcu umorzą sprawę. Znieważysz pomnik, tablicę, flagę, jakiś budynek albo obraz święty? Bagiety już jadą na sygnale!
Zaczynam rozumieć ten zakaz czczenia bożków i wizerunków z… Biblii (o czym większość katolików woli nie pamiętać). Tam chodziło o Boga, a mnie chodziłoby o podkreślenie, że to człowiek, jego godność, życie i zdrowie powinno być w centrum zainteresowania, a nie kamień, fragment materiału czy metal.
To czczenie martwych przedmiotów dla mnie jest symbolicznym przypomnieniem, że dosłownie żyjemy w „cywilizacji śmierci”. Cywilizacji, która degraduje i niszczy życie. Życie (i to zupełnie narodzonych!) ludzi, reszty przyrody. Mieli, przetwarza w martwe przedmioty. Ta cywilizacja nas doprowadzi do śmierci, do zagłady gatunku naszego i mnóstwa innych przy okazji. A miłość większa do przedmiotów niż do żywych, czujących istot jest tego ostateczną manifestacją tego pragnienia śmierci.