19 marca 2024

loader

Mistrz monumentalizmu polskiego

Niezniszczalny 3D

Kto wie, czy gdyby architekt Bohdan Pniewski (1897-1965) żył i działał do dziś, władza PiS nie powierzyłaby mu projektu odbudowy Pałacu Saskiego. Dlaczego? O tym aspekcie biografii – później. O ile kształt reprezentacyjnej, klasycystycznej Warszawy pałaców, gmachów publicznych czy kościołów w XIX wieku nadali w znaczącym stopniu cudzoziemcy Piotr Aigner, Antoni Corazzi i Henryk Marconi, o tyle w tej samej domenie powojenną (głównie) Warszawę uformował właśnie Bohdan Pniewski. Stworzone przez niego gmachy, to m.in. Sejmu, Teatr Wielki (twórcza odbudowa w oparciu o projekt Corazziego), Szkoła Baletowa (przy ul. Moliera), Narodowy Bank Polski, Dom Chłopa, Polskie Radio, gmach ministerstwa komunikacji z charakterystyczną rotundą.

Przed II wojną światową zaprojektował m.in. dla Jana Kiepury hotel „Patria” w Krynicy Górskiej, własną willę Na Skarpie w Warszawie (obecnie Muzeum Ziemi), przebudował Pałac Brühla, a w latach 1935-1939 wykonał najbardziej prestiżowe zamówienie, czyli gmach sądów na Lesznie, który ocalał i do dziś służy Temidzie. Nie zdążył wznieść Świątyni Opatrzności Bożej na Polu Mokotowskim. Wzniósł też wiele pomniejszych budowli, willi, kamienic mieszkalnych, kolonii mieszkaniowych, także kościoły.
Zaprojektował również Pawilon Polski na Wystawie Światowej w Paryżu w 1937 roku. Był najbardziej wpływowym polskim architektem XX wieku. Po wojnie podjął działalność dla nowego ustroju. Jak żył ten światowej sławy architekt i w jaki sposób nowa władza go akceptowała? O tym napisał Grzegorz Piątek (rocznik 1980), z wykształcenia architekt, historyk i krytyk architektury zamieszkały w Trójmieście, zajmujący się głównie historią warszawskiej architektury. Poza opowieścią o Bohdanie Pniewskim napisał również „Najlepsze miasto świata. Warszawa w odbudowie 1944-1949”, „Lukier i mięso. Wokół architektury w Polsce po 1989 roku”, a także „Sanatora”, rzecz o Stefanie Starzyńskim.
„Autor daje nie tylko ciekawe interpretacje budowli wzniesionych przez Pniewskiego – a są wśród nich Teatr Wielki, Szkoła Baletowa, gmach Narodowego Banku Polskiego, Dom Chłopa czy budynek Polskiego Radia – ale również kreśli fascynujący portret człowieka o niespożytej sile witalnej.
Pochodzący z zaściankowej szlachty architekt bez problemu poradził sobie w warunkach konkurencji rynkowej, gdy feudalny porządek runął. Sybaryta, lubiący dobre jedzenie, alkohol, piękne przedmioty, dobre ubrania, polowania i rauty, dbał, by i w socjalizmie tych przyjemności mu nie zabrakło.
Niezniszczalny to także barwna kronika towarzyska powojennej elity, obraz rwącej się do życia Warszawy, która wśród zgliszcz spotyka się w cukierniach, barach, kafejkach, gdzie kawa i wódka leją się strumieniami. „Rano ekshumacja, wieczorem dancing” – podsumowuje życie tamtych lat pracujący z Pniewskim architekt Andrzej Hubert Niewęgłowski. Sybarytyzm znać też w budowlach Pniewskiego – z zewnątrz monumentalne i powściągliwe, w środku olśniewają feerią detali wykonanych z najlepszych materiałów, rozmachem przestrzeni, po której wzrok może błądzić leniwie, konstrukcją schodów, która domaga się, by kroczyć po nich z godnością i powoli.
Bohdan Pniewski w szarej, brutalnej rzeczywistości PRL-u pozwalał Polakom obcować z lepszym światem, pokazywał im obraz idealnego państwa, w którym myśl o wygodzie obywateli nie wyklucza podarowania im zbytku i gdzie nie ma zgody na prowizorkę” – czytamy w notce opublikowanej w portalu „Architektura-Murator”.
Autor „Niezniszczalnego” dokonał dużej sztuki – napisał fascynującą książkę o architekcie, a przecież o ile dzieła architektoniczne bywają fascynujące, to sama codzienność uprawiania tej sztuki i rzemiosła jednym raczej rzadko bywa spektakularna. Piątek napisał też rzecz człowieku, który pracował na zamówienie władzy dwóch antagonistycznych ustrojów.
Był „pieszczochem” przedwojennej, piłsudczykowskiej Sanacji (podpisał się pod deklaracją Obozu Zjednoczenia Narodowego w 1937 roku), ale po wojnie znalazł uznanie w oczach Władzy Ludowej i budował na jej zlecenie prestiżowe gmachy, skutecznie przy tym unikając poddania się doktrynie socrealizmu i projektując na ogół w stylu monumentalizującego nowoczesnego klasycyzmu z silnym rysem modernistycznym.
Z powodu tej dwoistości biografii wielu oceniało go jako „konformistę”, „oportunistę”, „architekta każdej władzy”, „architekta totalitaryzmów”, lecz Piątek nie osądza z tego powodu człowieka, którego „religią” była architektura, choć był także gorliwym katolikiem rzymskim. Sztuką było już samo to, że w apogeum stalinizmu, gdy wznoszono Muranów, Mirów, Marszałkowską Dzielnicę Mieszkaniową czy plac Konstytucji, potrafił przekonać decydentów do swoich projektów z innej „parafii” ideowo-artystycznej. Nawet kiedy projektował w stylu socrealizmu, dodawał detale nawiązujące do historyzmu.
Uważano go też za snoba lubującego się w kontaktach wysoko postawionymi ludźmi władzy. Przed wojną przyjaźnił się m.in. Józefem Beckiem (któremu przebudowywał rezydencje), Ignacym Matuszewskim, z artystami, arystokratami, słynnymi rodami, n.p. cukierników Blikle (czasie okupacji zaprojektował ogródek na tyłaach cukiewrni przy Nowym Świecie), a w PRL miał dobry kontakt z Bolesławem Bierutem, Mariandem Spychalskim i Józefem Cyrankiewiczem, który otaczał go protekcją.
Bierut pozwolił mu wrócić do jego przedwojennej willi i na jedno życzenie ofiarował mu auto marki „Warszawa”. Po 1956 roku Pniewski sympatyzował z post-endeckim i post-oenerowskim Stowarzyszeniem PAX Bolesława Piaseckiego. Ubierał się ekstrawagancko, był estetą, smakoszem. Lubował się w szykownych wnętrzach.
Był bywalcem eleganckich lokali, m.in. kawiarni „Lajkonik” przy placu Trzech Krzyży, gdzie spotykał m.in. Leopolda Tyrmanda. Jednak objęcie władzy przez majacego obsesję na punkcie skromności i oszczędności Władysława Gomułkę było podzwonnym dla kariery Pniewskiego. Zapanowała moda na gmachy skromne i nieefektowne.
Przebudowując pałace Brühla i wznosząc nową wersję Teatru Wielkiego uczynił ich wnętrza nieporównywalnie bardziej przepełnionymi przepychem niż oryginały. Mówiono też o nim, że jako architekt sprawił, iż Warszawa stała się „włoskim miastem” (n.p. przedwojenny gmach sądów czy powojenny Dom Chłopa).
Podobno o jego drodze artystycznej zadecydowała młodzieńcza podróż do Italii. Nie interesowała go natomiast architektura wspomagająca rozwiązywanie problemów społecznych (powszechne mieszkalnictwo, szkoły). Projektował tylko dla elit i władzy. Jego projekty były „wyniosłe, nieprzystępne, pompatyczne”.
O jego gmachu Sejmu mawiało się że przypomina luksusowy transatlantyk z luksusowym wnętrzem. Widzimy to do dziś w codziennych relacjach telewizyjnych z gmachu Sejmu. Niektórzy mówili o „pniewszczyźnie” i „scenografii dla teatru władzy”.
Jednak jeszcze jeden aspekt architektonicznych dokonań Bohdana Pniewskiego wart jest uwypuklenia. Był architektem, który postawił na monumentalizm architektury.
Gdy się porówna architekturę Warszawy do architektury Rzymu czy Paryża uderza jej mała skala w porównaniu z tamtą. W ogóle polska architektura (m.in. z powodów obyczajowo-historycznych i ekonomicznych) była – poza wyjątkami dotyczącymi niektórych miast i niektórych okresów) architekturą małych gabarytów, małej skali. Pniewski był jednym z nielicznych, rodzimych architektów, którzy przełamali tę regułę.
Poza tym projektował w „kamieniu”, co odróżnia jego architekturę od bieda-tandetnego i dlatego często nietrwałego budownictwa polskiego. Kończąc, nawiążę do wyjściowego zdania tego tekstu.
Czy obecna władza powierzyłaby Pniewskiemu zadanie odbudowania monumentalnego gmachu Pałacu Saskiego? W jednym z wywiadów Grzegorz Piątek, na pytanie „czy Pniewski projektowałby dla Jarosława Kaczyńskiego, odpowiedział: „Gmachy Bohdana Pniewskiego mają klasę, ale mają też w sobie gen despotyzmu”.
Może przy okazji ukazania się książki o Pniewskim dowiedzieliśmy się dlaczego władza PiS tak uparcie obstaje przy pomyśle odbudowania Pałacu Saskiego?
Grzegorz Piątek – Niezniszczalny. Bohdan Pniewski. Architekt salonu i władzy”, wyd. Filtry/Opera Narodowa, Warszawa 2021, str. 384, ISBN 978-83-960-6092-1

Tadeusz Jasiński

Poprzedni

Nieodwracalność globalizacji a przyszłość polskiej gospodarki

Następny

Jadowite ciasteczka potwora felietonu

Zostaw komentarz