Powstaje książka o Telewizji Dziewcząt i Chłopców! Zanim się ukaże prezentujemy Czytelnikom jej fragmenty. Dzisiaj przypominamy „Ekran z Bratkiem”.
Historia „Ekranu z Bratkiem” rozpoczęła się od listu chłopca, który napisał do redakcji „Teleferii”:
„Mam siostrę, która jest okropna, ale gdybym w waszym konkursie zdobył nagrodę, to proszę ją przesłać mojej siostrze”.
„Uznaliśmy, że jest to wspaniały początek programu – wspomina red. Zofia Chećko – który nazwiemy »Ekran z Bratkiem«”, bo przecież brat, to też bratek. I tak to się zaczęło.
„Ekran z Bratkiem” składał się z wielu tematów i wielu działów. Miały swoje nazwy, niektóre bardzo wymyślne. Na przykład ten, w którym polecano widzom książki. Nosił tytuł „SOWA” i to był skrót: „Stowarzyszenie Opiniodawców, Wydawców i Autorów”. Prowadziła go Hanna Bielawska. Tych rubryk była cała masa zwłaszcza, że niektóre miały krótki żywot. W zależności od potrzeb, upodobań widzów, no i możliwości telewizji. Kto brał udział w „Bratku”?: Krzysztof Baranowski, a przed nim Leonid Teliga. Agaton – słynny cichociemny, Stanisław Jankowski – architekt, który małym widzom fundował niezwykłe podróże poprzez wieki i style. Patrzyliśmy jak budowano egipskie piramidy, zwiedzaliśmy rzymskie Pompeje, podziwialiśmy grecki Partenon, a także zaglądaliśmy na nową, warszawską starówkę czy królewski Wawel. W programie gościł również Stefan Mirowski – harcerz, legenda okupacyjnych walk, który zajmował się normalizacją. Temat niby nieciekawy, a jednak potrafił go tak przedstawić, że przykuwał uwagę.
Aby wystąpić w „Ekranie z Bratkiem” trzeba było mieć kilka atutów. Poza poprawną polszczyzną znajomość tematu i pomysł na jego zaprezentowanie. A Stefan Mirowski miał. Zaczął tak:
„Wyobraźcie sobie, co by to było, gdyby każdy produkował wtyczki do kontaktów według własnego uznania, a same gniazdka z dowolnie umieszczonymi dziurkami? Nic by nie działało, a my nie moglibyśmy korzystać z lodówek, pralek, telewizorów czy radioodbiorników. Jeżeli w ogóle udałoby się je zrobić”.
W „Bratku” występował również Jacek Gmoch, najpierw jako piłkarz Legii Warszawa i reprezentant Polski, później jako trener reprezentacji. Tak wspomina swoją pierwszą wizytę w studio:
„Masz 6 minut – powiedział Maciek. Opowiadając postaraj się zademonstrować kilka ćwiczeń poprawiających technikę – dodał markując żonglowanie. I poszedł.
O kurcze! – pomyślałem. Co prawda widywałem już kamery telewizyjne, ale po pierwsze na stadionach, a po drugie z daleka. I byłem tam jednym z wielu bohaterów widowiska. Do tego niemym. A tutaj?! Tutaj, to co innego…”
Audycja była nadawana z Pałacu Kultury. Na żywo.
„Studio urządzono chyba w byłej restauracji, bo ustawiono mnie na podeście przypominającym podwyższenie dla tańczących. Nie miałem tam zbyt wiele miejsca. Po chwili na kamerze zapaliło się czerwone światełko. Jestem na wizji! No to zaczynam się popisywać: lewa noga, prawa, żonglowanie kolanami, stopami, potem główkowanie. Jedyne co pamiętam, to kłębiąca mi się w głowie myśl, aby piłka nie uciekła, bo wtedy dopiero byłby klops. Wiedziałem, że koledzy z Legii oglądają program i jak coś sknocę, to żyć mi nie dadzą”.
Obyło się bez wpadki, a ten występ okazał się dla Gmocha początkiem wielkiej telewizyjnej przygody trwającej 15 lat:
„Cała Telewizja Dziewcząt i Chłopców – dodaje pan Jacek – miała pewną filozofię, myśl, ideę, po prostu cel do którego dążyła. Nie tworzyła mitów, lecz dawała marzenia i uczyła, że można je spełnić, bo pokazywała tych, co swoje marzenia zrealizowali. Występowali w niej ludzie, którzy może i gdzieś byli na indeksie, ale tu stawali przed kamerą i nikt im tego nie zabraniał. I wbrew temu co się teraz mówi o telewizji tamtych lat nigdy nie miałem nawet najmniejszej ingerencji w to, co chciałem powiedzieć, nigdy też nie słyszałem o jakiejkolwiek cenzurze”.
„Do »Ekranu z Bratkiem« – dodaje Zofia Chećko – przychodził też Henryk Łasak legendarny trener kolarski. Doktor Andrzej Jaczewski przedstawiał naszym widzom zagadnienia dojrzewania oraz seksuologii…, choć w ogólnych zarysach”.
Odbywało się to w ramach nauki o człowieku, czyli jednego z elementów podstawy programowej klas siódmych. Omawiano: budowę ciała, rolę narządów wewnętrznych, potrzebę ruchu i dbanie o prawidłową postawę, racjonalne żywienie, higienę osobistą, fizjologię, wzrok, słuch, itd.
„Trzy ostatnie edycje – akcentuje prof. Jaczewski – poświęciliśmy rozwojowi w okresie dojrzewania oraz inicjacji życia seksualnego. Proszę pamiętać, że był to koniec lat pięćdziesiątych, a wtedy nie mówiło się otwarcie o seksie!”
Do audycji tych każdorazowo zapraszano specjalistów. Między innymi ginekolog Michalina Wisłocka, rozprawiała o higienie dziewcząt, o normie miesiączkowania, o potrzebie wizyt u lekarza. Zaś Mikołaj Kozakiewicz o miłości, związkach emocjonalnych i odpowiedzialności. Przedstawiano aspekty świadomego i racjonalnego macierzyństwa oraz ojcostwa.
Prof. Andrzej Jaczewski:
„Nie ukrywam, obawialiśmy się reakcji widzów. Ku naszemu zdumieniu, a i wielkiej satysfakcji, dostaliśmy tylko jeden list w którym wymyślano nam i zarzucano, że robimy programy demoralizujące młodych ludzi”.
Wiele lat później pan Andrzej został zaproszony na międzynarodowy kongres poświęcony edukacji seksualnej. Odbywał się w niemieckim Landau.
„Trudno będzie niektórym uwierzyć, ale okazało się, że nasze audycje z końca lat pięćdziesiątych były nie tylko pierwszymi, lecz przez ponad 20 lat jedynymi na świecie programami, poświęconymi szeroko pojętej edukacji seksualnej nadawanymi przez telewizję”.
Pośród gości „Ekranu z Bratkiem” był znakomity żeglarz Krzysztof Baranowski. Opowiadał o przygotowaniach do swej pierwszej podróży dookoła świata, tłumaczył jak i którędy popłynie oraz jakie trudności czyhają na śmiałka podczas takiej eskapady. Robił to niesłychanie malowniczo.
Nieustannie towarzyszyła mu sympatia i pamięć widzów, również wtedy, gdy wypłynął w rejs.
„W każdym porcie – dodaje Zofia Chećko – czekała na niego paczka listów od polskich dzieci. Nie ukrywał, że zawsze, gdy je odbierał, był bardzo wzruszony. Ale to było później. Tymczasem, gdy jego podróż zbliżała się dużymi krokami, ogłosił wśród widzów konkurs na nazwę swojego jachtu. Dzieci zasypały nas listami. Pół pokoju było tych kartek, a nazwy no…, przeróżne. Lecz kiedy je segregowaliśmy próbując znaleźć coś odpowiedniego, a były tam najdziksze pomysły, przyszedł do redakcji Baranowski:
– To wszystko na nic.
– Dlaczego? Co się stało?
– Najwyższe władze postanowiły, że mój jacht będzie się nazywał »Polonez« i nie ma od tego odwołania.
Głupia sprawa. Nie mieliśmy na to żadnego wpływu, ale kierowniczka produkcji, Renata Kasprzyk, stwierdziła rozsądnie:
– Trudno. Jak jest kilka tysięcy kartek, to musi być i »Polonez«”.
Spędzili całą noc na przekopywaniu korespondencji… I znaleźli.
„Do tej pory pamiętam naszą radość – uśmiecha się Zofia Chećko – że 14-letnia Jadzia Gajzler z Bydgoszczy, zaproponowała nazwę »Polonez«. I to ona, jako dziecięca matka chrzestna, odbyła jednodniowy rejs po Bałtyku z kapitanem Baranowskim”.
Do „Ekranu z Bratkiem” zapraszano goście z „najwyższej półki”, poza wymienionymi np.: trenerów: Henryka Łasaka i Kazimierza Górskiego, aktorów: Bronisława Pawlika, Tadeusza Bartosika, Wojciecha Siemiona, Włodzimierza Pressa, Józefa Nalberczaka, braci Macieja i Damiana Damięckich, sportowców: Ryszarda Szurkowskiego, Jacka Gmocha, lekarzy, pośród których najbardziej zapadł w pamięć wspomniany dr Andrzej Jaczewski (żołnierz wyklęty z Grupy AK Krzysztof w Milanówku) i wielu, wielu innych.
W „Ekranie z Bratkiem”, o czym niewielu pamięta, zadebiutował również Michał Sumiński.
Maciej Zimiński:
„Gdy w ramach »Teleferii« robiliśmy program wakacyjny, a był to rok 1967, brakowało nam gawędziarza o lesie, o zwierzętach. Nikt odpowiedni spośród znajomych nie przychodził nam do głowy. I wtedy kolega z radia zasugerował: Maciek, no jest w redakcji »Dla tych co na morzu« taki Michał Sumiński. Jego zaproś.
Była to jeszcze żywa telewizja, co jest o tyle istotne, że wszystko musiało być dobrej jakości. Bez szans na montaż czy powtórki. Michał przyszedł i oczarował nas. Zasunął taką opowieść, że wszyscy gęby porozdziawiali. Później, gdy układaliśmy plan na rok 1968/1969, właśnie w tym pokoju, w którym teraz jesteśmy, stwierdziliśmy, a był pośród nas: szef Naczelnej Redakcji Programów dla Dzieci i Młodzieży Włodek Grzelak i nieżyjący już Jacek Kupski, że trzeba zrobić program o zwierzętach pod Michała Sumińskiego, bo był to skarb, którego nie można zmarnować. Szczęśliwym zbiegiem okoliczności dostaliśmy ofertę filmów animowanych amerykańskiej firmy Hanna-Barbera. Był tam pies Huckleberry, Pixi i Dixi, miś Yogi oraz Wally Gator. I zrobiliśmy 45 minutowy „Zwierzyniec”. Był adresowany do 10-latków, ale z przyjemnością oglądali go również dorośli”.
Lecz to już inna historia, o której za tydzień.
Książka o programach Telewizji Dziewcząt i Chłopców oraz jest już napisana. Jej autorem jest Sławomir W. Malinowski, dziennikarz, autor kilku książek o tematyce społeczno-politycznej i kilkudziesięciu filmów dokumentalnych, między innymi cyklu „Śladami Arkadego Fiedlera” z niezapomnianym „Dywizjonem 303”. To prawie czterysta stron maszynopisu, faktów, zdjęć, wzruszających wspomnień, anegdot i telewizyjnej kuchni, która stała się udziałem wielu z nas. Zwracamy się do Państwa o wsparcie jej wydania. Możecie to uczynić na portalu zrzutka.pl/tdc lub tradycyjnym przelewem na konto nr: 31 1750 1312 6889 3991 0275 1372; odbiorca: Zrzutka.pl sp. z o. o.; adres: al. Karkonoska 59; 53-015 Wrocław; wpłata na: wydanie książki o Telewizji Dziewcząt i Chłopców. Naszym pragnieniem jest aby książka ukazała się w sprzedaży jeszcze w tym roku. Liczy się każdy gest. Dziękujemy.