Moim zdaniem studium „Kapitalizm na rozdrożu” profesora Tadeusza Klementewicza jest czymś znacznie więcej niż tylko podjęciem jakiegoś wyodrębnionego aspektu współczesnej rzeczywistości politycznej, ekonomicznej, klasowej, kulturowej – światowej i polskiej, napisanej z lewicowego punktu widzenia.
Ta rzecz o anatomii i straszliwych, niszczycielskich skutkach działania turbokapitalizmu jest summą wiedzy o tym, gdzie dziś znajduje się ludzkość. Klementewicz opowiada, nader przystępnie, o odwiecznej hybris uprzywilejowanych, o ich zbrodniczym imperatywie, libido wyzysku. Rozdział po rozdziale Klementewicz pokazuje owego straszliwego Golema turkokapitalizmu, z jego niezdolnością do samoograniczenia się, co może świadczyć o jego biologicznych, popędowych korzeniach. Punkt po punkcie opowiada politolog z Uniwersytetu Warszawskiego o mechanizmach funkcjonowania gospodarki turbokapitalizmu, o „łagodnej agonii epoki wzrostu gospodarczego”, o „wirówce kapitału”, którą w ruch wprawia władza systemu korporacyjnego, o nowym, krańcowo eksploatatorskim modelu biznesu, o krańcowej „finansjeryzacji gospodarki” aż dochodzi do ponurej konstatacji, definiującej współczesny świat jako „obóz pracy pod nadzorem korporacyjnego capo”, którego rezultatem jest likwidacja państwa dobrobytu, tradycyjnego welfarestate. Odnosi się też autor do klasycznego pojęcia walki klasowej i widzi ją w nowej postaci, mutacji, jako „staro-nową wojnę klasową, w której klasyczny proletariat został zastąpiony prekariatem”, będącym w położeniu nie mniej degradującycm i upokarzającym niż poprzednicy opisywani przez Marksa i po Marksie. Klementewcz sięga jednak głębiej, pod widoczne gołym okiem mechanizmy. Odkrywa przed czytelnikiem takie zjawiska, będące rezultatem omawianego stanu rzeczy, jak psychologiczne i antropologiczne koszty eksploatacji (jej produkt to „depresyjny konformista – nietzscheański ostatni człowiek w turbo kapitalizmie”) i autoeksploatacji, czy inne „zdrowotne koszty pracy w wyczynowym kapitalizmie”. Ostatnie cztery rozdziału poświęcił autor miejscu dzisiejszej Polski w tym piekle, Polski nadal zakleszczonej w uścisku P0-PiS-u, dając jednak wcześniej krótki historyczny, retrospektywny, sięgający aż I i II Rzeczypospolitej, PRL zarys zdarzeń i procesów, które legły u podstaw dzisiejszej polskiej kondycji i tzw. czwartej modernizacji, neoliberalnej, której emblematycznym wyrazem jest przekształcenie „Ursusa w Factory”. W najprostszym ujęciu generalna konkluzja autora co do pozycji Polski w tym wszystkim jest taka, że hasła pisowskiej propagandy o „polskiej drodze narodowej” można między bajki włożyć, bo niezmiennie jesteśmy subordynowanym trybikiem turbokapitalizmu, a wojna kulturowa i podsuwanie kultu „żołnierzy wyklętych” w miejsce „wyklętego ludu ziemi”, budzenie „świadomości narodowej” i tym podobne magiczne sztuczki, to tylko psychologiczna, tania ściema, a przede wszystkim rodzaj środka przeciwbólowego, względnie odurzającego, a Kościół katolicki nie jest niczym innym jak tylko odwiecznym „więzieniem polskiej duszy” (dodałbym od siebie, że także „opium ludu” w najściślejszym marksowskim znaczeniu tego pojęcia). Czy dostrzega autor jakieś światełko w tym tunelu? Wskazuje ciekawą drogę republikańskiej lewicy i jej rozwiązania „trzeciej drogi”, przynoszące zupełnie dobre i obiecujące rezultaty w Niemczech. A więc znów, po krachu wieloletniej hegemonii neoliberalnego turbokapitalizmu, nadzieja idzie od lewicy? Znów nadzieja w „wyklętym ludzie ziemi”, znów „myśl nowa blaski promiennymi”, znów lewica spróbuje „ruszyć z posad bryłę świata”? I czyżby znów „ex Germania lux”? Przed kilkoma godzinami, przed lekturą studium Tadeusza Klemensiewicza, znacznie słabiej rozumiałem jak ten nasz „toczy się światek”.
Tadeusz Klemensiewicz – „Kapitalizm na rozdrożu”, Instytut Wydawniczy Książka i Prasa, Warszawa 2019, str. 337, ISBN 978-83-65304-92-6