2 grudnia 2024

loader

O poetach osiemnastu

Nie jest zbyt zręcznym zajęciem referowanie tego, co poeta napisał o innych poetach. Poezja, to domena z samej swej „natury” wybitnie subiektywna, co do treści i co do formy, domena trudno poddająca się i analizom i opisom, a już zwłaszcza obiektywizacjom.

Nie jest w takiej sytuacji łatwo zwłaszcza komuś, kto – jak piszący te słowa – grawituje zazwyczaj „w stronę prozy” niż „w stronę poezji”.
Jednak właśnie dlatego, że jako do pewnego stopnia ignorant, by nie rzec profan, czuję się na tym polu nie najpewniej, zapoznałem się ze szkicami Janusza Drzewuckiego, uznanego poety i krytyka – z tym większym zainteresowaniem.
W pierwszej z trzech części pomieścił Drzewucki same Damy: Wisławę Szymborską, Julię Hartwig, Urszulę Kozioł, Krystynę Miłobędzką i Ewę Lipską. Warto zarówno przed lekturą, jak i po niej, przeczytać uważnie precyzyjnie sformułowane tytuły, bo w telegraficznym, esencjonalnym skrócie kumulują w sobie najistotniejszy sens każdego szkicu.
I tak Szymborska to, w perspektywie Drzewuckiego, poetka usytuowana „między wiedzą a niewiedzą”, Hartwig – „między wspominaniem i zapominaniem”, Kozioł to „poetka bólu”, Miłobędzka – poetka tożsamości („być sobą tak, że już nie być”), a Lipska to poetka, dla której dominantą jest poruszanie się „między intelektem a wyobraźnią”.
Jako klasyka (a może raczej: klasycystę) z nadrzędną „potrzebą ładu, rytmu i formy” postrzega Drzewucki Czesława Miłosza otwierającego drugą część zbioru. Trwanie przy postawie ciągłego rozpoczynania zaakcentowany jest w szkicu o Tadeuszu Różewiczu.
Jako poetę „złotego środka” postrzega Drzewucki Zbigniewa Herberta, z czym co prawda można się zgodzić w wymiarze estetycznym, ale niekoniecznie w aspekcie radykalnej i jednoznacznej postawy ideowo-politycznej poety w ostatnich dziesięcu latach jego życia.
O zaskakującym dla jego czytelników nagłym wejściu w poezję przez urodzonego prozaika opowiada autor w szkicu o poezji Kornela Filipowicza. „Miara, wiara, szczegóły i arytmia materii” to w odbiorze Drzewuckiego dominujące motywy poezji Kazimierza Hoffmana. Mariana Grześczaka widzi natomiast „między cieniem cienia a cieniem światła” (egzegezę tej enigmatycznej frazy zostawiam wnikliwości czytelników).
Najobszerniejszy szkic w całym zbiorze poświęcił Drzewucki poezji Jarosława Marka Rymkiewicza, jako poety o wielkim duchowym rozmachu, rozpiętym „między wiecznością a nicością”. W tym przypadku, w odróżnieniu od casusu Herberta, nie ominął politycznej warstwy poezji JMR, intensywnej w ostatnim dziesięcioleciu.
Odprawiwszy Wielkie Damy poezji polskiej oraz jej Szacownych Mandarynów, część trzecią poświęcił Drzewucki sześciu poetom, których trudniej „zakwalifikować” przy użyciu podobnych kwantyfikatorów jak wyżej wspomnianych.
To poeci o generację lub nawet pokolenie młodsi, którzy w związku z tym rozpoczynali swoją drogę poetycką w innym paradygmacie egzystencjalnym i historycznym. I tak poezję Juliana Kornhausera postrzega Drzewucki w perspektywie służebności poezji („Poeta pisze dla innych”), „nieosiągalności prawdy” (Leszek Szaruga), „gramatyki konkretu” (Jerzy Kronhold), prostoty mowy sprzężonej z wysokim myśleniem (Krzysztof Karasek).
W poezji Leszka Aleksandra Moczulskiego jako najważniejszą wskazuje zawartą w niej „kotwicę nadziei”, a u Jana Polkowskiego perspektywę na „cudowny porządek wszechświata”.
Nawet pobieżnie, leksykonowo, jak piszący te słowa, obznajmionemu ze współczesną poezją nietrudno zauważyć brak w tym zbiorze szeregu wybitnych poetyckich nazwisk.
Ale z tego już sam Janusz Drzewucki skrupulatnie się usprawiedliwia w „kilku uściśleniach” pomieszczonych na końcu. Pomieszcza w nich niejako itinerarium po innych swoich tekstach, w których pisał o pominiętych w niniejszym zbiorze, m.in. o Tadeuszu Nowaku, Stanisławie Barańczaku, Ryszardzie Krynickim, Adamie Zagajewskim, Rafale Wojaczku, Tadeuszu Śliwiaku i całkiem pokaźnym szeregu innych.
Jest tu więc Drzewucki całkowicie usprawiedliwiony. Choć, przepraszam, wróć, nie całkiem. Tak się składa, że w gronie poetów, których z różnych powodów najbardziej cenię i lubię, jest dwóch, których nazwiska w ogóle, nawet w enumeratywnym wyliczeniu, w zbiorze Drzewuckiego, nie padły.
To nazwiska Mirona Białoszewskiego i Jerzego Harasymowicza-Broniuszyca. Ten brak mnie zaintrygował. Rezultat to przypadku czy może rozmysłu?
Jednak taka „kryminalna” zagadka w tomie szkiców o poezji, to szczypta pieprznej przyprawy, więc zarzutu nie czynię, ale z niezaspokojoną ciekawością pozostaję.

Janusz Drzewucki – „Muzyka sfer. Teksty o poetach i poetkach”, Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 2020, str. 466, ISBN 978-83-8196-051-9

Krzysztof Lubczyński

Poprzedni

Mieszanka tajemnic Warszawy

Następny

Saakaszwili wraca do łask

Zostaw komentarz