
Miał wiele politycznych twarzy. Własnych i doprawianych mu. Zaczynał wśród komunistycznych harcerzy Hufca Walterowskiego prowadzonego przez Jacka Kuronia. Romantycznych wizji prawdziwego, socjalizmu, apeli „Towarzysze, czy w waszej krwi nie za mało czerwonych ciałek?” i postępującego ograniczania wolności słowa w miarę umacniania się małej, gomułkowskiej stabilizacji.
Po likwidacji „czerwonego harcerstwa” przez zniesmaczone lewicową krytyką władze, młody, zdolny Adaś wraz z kolegami z inteligenckich domów organizował kluby i dyskusje o naprawie socjalizmu,.
Był aktywistą Związku Młodzieży Socjalistycznej i pupilem inteligenckich elit. Pierwszą sławę i „rozpoznawalność” zdobył po marcu 68. Kiedy studenckie demonstracje przeciwko zdjęciu przez cenzurę inscenizacji „Dziadów” Adama Mickiewicza ujawniły skrywane walki frakcyjne w PZPR.
Wtedy Michnikowi i jego kolegom reżimowa propaganda dorobiła gęby „bananowej młodzieży”. Groźnie brzmiącej etykiety „komandosów” i szeptanej informacji, że jest „żydowskiego pochodzenia”.
Młodszym czytelnikom trzeba przypomnieć, że wtedy, w gospodarce rynkowego niedoboru, banan był symbolem zbytkownego luksusu. Jak świąteczne cytrusy, oliwa z oliwek, aromatyczny tytoń fajkowy.
Gęba „bananowego młodzieńca” na biednej, egalitarnej polskiej prowincji budziła wtedy większe obrzydzenie niż to „żydowskie” pochodzenie.
W 1969 roku „bananowy” Michnik dostał wyrok więzienia, ale złagodzony amnestią. Zakaz kontynuowania studiów i nakaz resocjalizacji na stanowisku spawacza w zakładach im. Róży Luksemburg. Dzięki temu poznał robotników. Jako nieliczny opozycjonista PRL-u. Jego inteligenccy koledzy znali jedynie kabaretowych „fachowców” albo pogardzanych „roboli”.
Początek gierkowskiej dekady to kolejna liberalizacja systemu. Michnik może kończyć studia i znowu wyjechać na Zachód. Tam ukazała się jego książka „Kościół, lewica, dialog”. Tam też miał zostać zabity w efekcie operacji „Truteń” organizowanej w Hamburgu przez polskich „czekistów”. Ci jednak, jak to rodacy – Polacy, aby się odstresować, poszli w rejs po tamtejszych burdelach. Kiedy dopłynęli, Michnik opuścił już Hamburg.
Do kraju wrócił w 1977 roku, zasilił istniejący od niedawna Komitet Obrony Robotników. Stał się jego twarzą. Najsłynniejszym w reżimowej propagandzie, wraz z Jackiem Kuroniem, wrogiem ustroju. Umarł bananowy, leniwy truteń, narodził się groźny dla państwa i systemu „KORnik”. Nękany regularnymi aresztami, kilkakrotnie pobity.
Po robotniczych strajkach w 1980 roku elitarna opozycja inteligencka dostała wsparcie od wielomilionowego milionowego ruchu społecznego NSZZ „Solidarność” i bogatego polskiego kościoła katolickiego.
Kornik Michnik został doradcą Regionu Mazowsze NSZZ „Solidarność”. Powiernikiem prymasa Wyszyńskiego i papieża Jana Pawła II.
Dzieje przyśpieszyły. W czasie stanu wojennego, w 1982 roku, i potem Michnik był oskarżony o próbę obalenia ustroju socjalistycznego siłą. Internowany i więziony przez ekipę generałów Jaruzelskiego i Kiszczaka.
W końcówce lat osiemdziesiątych wraz z generałami Jaruzelskim i Kiszczakiem i ich ekipą skutecznie obalili ustrój socjalistyczny. Bezkrwawo.
Był potem posłem Sejmu zwanego „kontraktowym”. Współorganizował „Gazetę Wyborczą”, która rozwaliła PRLowską cenzurę i szybko zmonopolizowała debaty publiczne. Dyktowała trendy w kulturze, decydowała o „kwestii smaku”. Rozstrzygała komu w polityce wolno więcej, a komu „mniej”. Za to została znienawidzona przez inne konkurencyjne media.
Michnik promował skutecznie Tadeusza Mazowieckiego na premiera i nieskutecznie na prezydenta. W 2002 roku ujawnił korupcyjną propozycję złożoną mu przez Lwa Rywina. Nie przyjął jej, ale liczne już wrogie mu media sączyły, że niewiniątkiem też nie jest. Bo skoro Rywin z łapówką do Gazety przyszedł, to „coś jest na rzeczy”.
Wcześniej skutecznie przyjął katolicką wiarę, ochrzcił syna w kościele świętej Brygidy w Gdańsku, gdzie proboszczem był Henryk Jankowski.
Pogodził się z generałem Kiszczakiem, zaprzyjaźnił z generałem Jaruzelskim. Wspierał Aleksandra Kwaśniewskiego, zwalczał Jarosława Kaczyńskiego. Został tytularnym dożywotnim redaktorem naczelnym „Gazety Wyborczej” redagowanej dziś przez pokolenie jego wnuków.
Dobiega osiemdziesiątki, ale umysł ma sprawny, pamięć słoniową. O czym niedawno też się przekonałem.
I życiorys na wieloodcinkowy serial.
Spowiedź
Chwała dwóm lewicowym intelektualistom Michałowi Siermińskiemu i Przemysławowi Witkowskiemu z Instytutu Myśli Politycznej im. Gabriela Narutowicza!
Za opasły tom „Obywatel Michnik. Myśl polityczna Adama Michnika”.
Składający się z trzech cegieł. Antologii politycznych publicystycznych tekstów Adama Michnika. Znanych zwykle z tytułów, streszczeń, ale w całości trudno dostępnych. Jak choćby słynny „List do Generała Kiszczaka”.
I tych mniej znanych, a wartych przypominania, jak choćby „Żyrinowski, moja miłość”, „O czym nie lubią pamiętać Polacy i Żydzi”, „Od polskiej rewolucji do polskiej gościnności”.
Drugą cegłę, skromnie zatytułowaną „Wprowadzenie”, polecam młodszym czytelnikom. Bo jej autor Przemysław Witkowski wprowadzając nas w czasy działalności Michnika, napisał przy okazji syntetyczną historię polityczną Polski Ludowej i III Rzeczpospolitej.
Niewątpliwego waloru edukacyjnego tomu dopełniają jego przypisy. Zwłaszcza te biograficzne, przypominające pierwszorzędnych kiedyś liderów trzymających władzę i rządy dusz narodu.
Ale najsmaczniejszy z tomu jest wywiad „Michnik, lewica, dialog” przeprowadzony przez Michała Siermińskiego i Przemysława Witkowskiego.
W zupełnie innym stylu, niż modna dziś „szkoła Bogdana Rymanowskiego” i podobnych mu gwiazd polskiego Internetu. Redukująca rolę dziennikarza do dyktafonu zapisującego słowotok wywiadowanego. Dyktafonu niepokalanego wiedzą o tematyce wywiadu. Nie dyskutującego z wywiadowanym, nie prostującego rażących błędów przez niego upowszechnianych.
Siermiński i Witkowski nie wstydzą się być partnerami intelektualnymi Michnika, nie wstydzą się ujawnić swych lewicowych poglądów.
Dziś podobne wywiady można znaleźć jeszcze w miesięczniku „Zdanie”, drukowane także w tygodniku „Przegląd”.
Wywiadowany przez nich Adam Michnik na wstępie stawia warunek, aby rozmowa była przede wszystkim o jego tekstach.
Na szczęście jego polityczny temperament bierze górę. I dostajemy spowiedź polityczną Adama Michnika, zamiast rozprawki co autor miał wtedy na myśli pisząc to.
Spowiedź, która zaskakuje jego spowiedników i jej czytelników. Zdumiewa, jak choćby znanego publicystę Filipa Memchesa z tygodnika „Do Rzeczy”.
Temu ideowemu prawakowi nie mieści się w głowie, że ten Michnik może być oponentem wobec młodszych od niego lewicowców.
Kiedy nie potępia w czambuł myśli politycznej Romana Dmowskiego. Przeciwnie deklaruje, że są „karty godne namysłu” w historii Narodowej Demokracji. Kiedy mówi: „Trudno dziś nie podziwiać przenikliwości publicystycznej Dmowskiego czy Popławskiego (…). Nikt tak odważnie nie umiał się rozprawić ze złudzeniami, z samookłamywaniem się, z rachubami na bezinteresowną pomoc Europy – tak dworskiej, jak plebejskiej – z naiwną wiarą, że hasło „Za naszą i waszą wolność” może zastąpić myśl polityczną, z równie naiwnym przekonaniem, że młode nacjonalizmy państw na terytorium etnicznie mieszanym mogą nie być wzajemnie konfliktogenne”.
Podobnie kiedy Michnik twierdzi, że gospodarcza „terapia szokowa” firmowana przez Leszka Balcerowicza była jedyną możliwą.
I oceniać ją można dziś po zyskach jakie Polsce przyniosła, pomimo kosztów społecznych.
Ale największe zdumienia współczesnych prawaków i lewaków budzą deklaracje Michnika – katolika. Kiedy broni przed lewacką krytyką kardynała Wyszyńskiego, papieża Jana Pawła II-go. Kiedy nie chce potępić księdza Henryka Jankowskiego. Kiedy marginalizuje katolicki zakaz aborcji, bo uważa aborcję za niemoralną. Krytykowany za ten klerykalizm, cierpliwie odpowiada:
„Ale ja już wiem, że jestem wszystkiemu winien, już się tego nauczyłem”.
Nasz niczyj
Dziś dla wielu Żydów katolik Michnik jest zdrajcą, bo wyrzekł się tradycji i jeszcze został intelektualnym Polakiem.
Dla wielu prawdziwych polskich katolików Michnik jest jedynie „przechrztą” i byłym „żydkiem”. Podobnie dla wielu prawdziwych genetycznie Polaków.
Dla wielu postkomuchów Michnik jest byłym solidaruchem.
Dla wielu solidaruchów byłym komunistą i kumplem Jaruzela.
Dla wielu młodszych prawaków redaktor Michnik to gość, który stworzył „Gazetę Wyborczą” – „potwora, który deprawuje Polaków”. Dla wielu młodszych lewaków taka „kościółkowość” Michnika, to jego „ukąszenie katolickie”, hamowały walkę o prawa polskich kobiet, ruchy feministyczne.
Dla wielu młodszych polityków i publicystów Michnik jest jedynie „dziaderstem”. Reliktem minionych epok.
Kiedy Jerzy Urban umarł Adam Michnik przyszedł na jego pogrzeb.
Rzuciły się wtedy na niego media z pytaniem: „Dlaczego przyszedł na pogrzeb tego Urbana?”.
Odpowiedział jak kiedyś Antoni Słomiński pytany przez Ubeków: „Dlaczego przyszedł na pogrzeb Henryka Hollanda?”
W obu przypadkach odpowiedź brzmiała: „Bo umarł”.
Z Adamem Michnikiem poznał mnie Jerzy Urban. Bardzo lubię Michnika, bo śmieszą nas te same anegdoty. Zwykle przez niego opowiadane.
Życzę mu aż tak długiego życia, żeby w czasie jego pogrzebu już żaden kutas nie pytał żałobników: „Dlaczego przyszli na pogrzeb tego Michnika?”
PS. Więcej w Tygodnik NIE
Michał Siermiński, Przemysław Witkowski „Obywatel Michnik. Myśl polityczna Adama Michnika”. Instytut Myśli Politycznej im. Gabriela Narutowicza. Instytut Wydawniczy Książka i Prasa. Warszawa 2025.









