Jak pewnie już wiecie, w Rosji wyleciał w powietrze samochód, w którym wracała z festiwalu „Tradycja” skrajnie prawicowa polityczka i publicystka Daria Dugina.
Powszechnie uważa się, że podstawowym celem był jej ojciec, ideolog ultraprawicowy Aleksandr Dugin, „teoretyk” imperializmu rosyjskiego. Jednak część osób wskazuje na to, że Daria sama również prowadziła własne polityczne gierki wokół establiszmentu rosyjskiego i mogła przeszarżować w jakichś kombinacjach.
Ktokolwiek był celem, zaciekawiło mnie zdjęcie Dugina, który przybył na miejsce zamachu i trzymając się za głowę w przerażeniu patrzy na płonącą scenę
wydarzenia.
Zawsze ciekawi mnie fakt, że siewcy ideologii zniszczenia, wojny, podboju, kiedy stają w końcu twarzą w twarz z realnym zniszczeniem i pożogą, którą wywołali, wydają się być zaskoczeni. Zdumieni faktem, że ten pożar trawi nie tylko ich wrogów, ale także ich samych i ich bliskich. Tak jakby ideolodzy, „teoretycy”, propagandyści i „stratedzy” ukryci za swoimi tekstami, monitorami i książkami spodziewali się, że będą impregnowani na skutki własnych poglądów.
To się powtarza w rozmaitych konfliktach. Zawsze to samo przerażenie i zaskoczenie, że jednak nie są nadludźmi, których nie imają się pociski, bo te przeznaczone są dla maluczkich, dla „nawozu historii”, dla pionków ich geopolitycznych układanek. A tu nagle się okazuje, że giną ich bliscy, że strzały padają także w ich stronę. Szok, że mieczem nie tylko się wojuje, ale i się od niego ginie.
Jeśli wzniecasz pożar, musisz być gotowy na to, że ogień w końcu strawi także ciebie. Wtedy może nie będziesz wyglądać jak oszalały z rozpaczy starzec, który nie rozumie tego, na co patrzy. A patrzy na własne dziecko trawione przez płomienie, które sam wywołał.