Ponad 800 stron „Pamiętnika” Henryka Grynberga (ur. 4 lipca 1936 r. w Warszawie) wydanego przez „Świat Książki” jest lekturą znakomitą.
Ponad 800 stron „Pamiętnika” Henryka Grynberga (ur. 4 lipca 1936 r. w Warszawie) wydanego przez „Świat Książki” jest lekturą znakomitą. Prozaik i eseista, autor m.in. „Żydowskiej wojny” (1965), „Zwycięstwa” (1969), „Życia ideologicznego” (1975), , „Kadisza” (1984), „Drohobycz, Drohobycz” (1997), „Prawdy nieartystycznej” (1997), „Memorbucha” (2000), „Uchodźców” (2004), od 1967 roku mieszka w USA. Jego literacką renomę potwierdziły trzy prestiżowe nagrody: im. Tadeusza Borowskiego, Fundacji Kościelskich (1966), Stanisława Vinzenza (1991). Potężny objętościowo dziennik jest wyborem zapisków Grynberga, ponieważ sporą ich część wykorzystał w opowieściach autobiograficznych i esejach. Dlatego aby zapoznać się z pozostałą częścią jego działalności memuarystycznej trzeba poznać także „Uchodźców”, „Ciąg dalszy”, „Memorbuch”, „Prawdę nieartystyczną” czy „Życie ideologiczne”.
Edytorstwo memuarystyczne jest ostatnimi laty w Polsce dość obfite, ale szereg bardzo oczekiwanych dzienników i pamiętników renomowanych pisarzy – rozczarowało. Do największych rozczarowań należały wydane kilka lat temu dzienniki Teodora Parnickiego i Mieczysława Jastruna. Ten pierwszy, wielki pisarz historyczny o fenomenalnej wiedzy i wyobraźni pozostawił dzienniki nudne, o nikłej wartości merytorycznej, skoncentrowane na zapisie codziennych czynności, rejestrowaniu liczby kieliszków wypitego alkoholu, świadczące o odseparowaniu od dookolnej rzeczywistości etc. Dzienniki Jastruna, obejmujące pasjonujący z historycznego punktu widzenia okres 1955-1981 są głównie świadectwem jego literackich kompleksów, zapisem stanów depresyjnych, czy dość żałosny obraz personalny życia literackiego. Wszystko to zamiast panoramy czasu.
U Grynberga są właśnie te składniki, które stanowią o dobrym pamiętniku – panorama czasu, sprawy indywidualne, zapisy podróży, fragmenty listów, barwne portrety personalne, celne syntezy i smakowite detale. Co więcej, wszystkie te składniki są we właściwych proporcjach, w sam raz. Nie jest bowiem z pożytkiem dla wartości pamiętników, gdy są wyłącznie panoramą czasów. Wtedy zamieniają się bowiem w zdepersonalizowany tekst publicystyczny. Bywa też że są nazbyt osobiste, tak bardzo, że odczytywalne jedynie przez samego autora i bliski mu krąg. Grynberg uniknął obu tych krańcowości, a o zagadnieniach natury uniwersalnej pisał tak, jakby o sprawach indywidualnych i osobistych. Uniknął też częstej w dziennikach i pamiętnikach nużącej jednorodności, poruszania się we własnym kątku. Jego pamiętniki są kalejdoskopowe, dygresyjne, pełne przeskoków w tematu na temat, z dziedziny na dziedzinę, świadczące o chłonności pisarza na rozmaite zagadnienia, o jego umysłowych horyzontach, o rozległym oczytaniu. Dwa są dominujące lejtmotywy tego „Pamiętnika” – kwestia żydowska, zarówno w kontekście bieżącym jak i w perspektywie Holocaustu oraz życie kulturalne w USA. Ta druga warstwa jest być może bardziej nawet interesująca. O ile bowiem „temat żydowski” był w ostatnich dziesięcioleciach podejmowany przez licznych autorów i w różnych formach, o tyle życie kulturalne w USA, które widzimy dziś głównie przez pryzmat ekspansywnej, gwiazdorskiej kinematografii, jest właściwie w Polsce nieznane, jeśli nie liczyć wąskiego grona obserwatorów. I właśnie zapis jego licznych zjawisk jest bardzo wartościowym i interesującym novum. Paradoksalnie bowiem nawet w PRL można było więcej niż dziś dowiedzieć się o amerykańskim życiu kulturalnym, choćby dzięki książkom będącym owocem amerykańskich podróży, choćby KTT, Wojciecha Karpińskiego, Jana Józefa Szczepańskiego czy Jerzego Krzysztonia. Ale też i dominującego motywu żydowskiego nie sposób pominąć. Grynberg jest Żydem nieustannie myślącym o swoim żydostwie, rozważającym na aptekarskiej wadze wszystkie jego właściwości, uwarunkowania, niuanse, aspekty, odcienie, relacje. Dzięki temu, że są one czynione na tak długiej, bo blisko sześćdziesięcioletniej osi czasu, możemy też prześledzić ich ewolucję, przeobrażanie się, możemy na nie spojrzeć z różnych perspektyw czasowych, geograficznych, kulturowych, psychologicznych, możemy też zobaczyć indywidualne przemiany pisarza w tej sferze jego egzystencji. Imponujący jest też czasowy zasięg „Pamiętnika” Grynberga. Zaczyna się on zapiskami z Łodzi 1954 roku a kończy w lipcu 2010 roku. W przedmowie Grynberg wspomina, że swoje zapiski przekazał wydawnictwu w postaci „saute”, bez poprawek: „Ze względów dokumentalnych pozostawiłem poglądy, przy których dziś bym się już nie upierał. Z niektórymi może powinienem odczekać ze sto lat, jak Mark Twain, ale kto dziś ma tyle czasu? O paru bolesnych przeżyciach, o których wolałbym milczeć, piszę tu tylko z obawy, że ktoś inny mógłby to zrobić”. I w ostatnim zdaniu napisał: „Zachowałem końcówki po liczebnikach i dywizy, tak jak je w owych czasach pisałem, bo pamiętnik jest pamiątką…”
Henryk Grynberg – „Pamiętnik”, Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2018, str. 352, ISBN 978-83-8049-635-4