17 maja 2024

loader

Pełniłem ten urząd bezstronnie…

„Przyszedłem do Belwederu jako człowiek polskiej Lewicy. Z jej ciężarem win, ale i poczuciem jej dokonań. Pełniłem ten urząd bezstronnie, ponad podziałami”… Od wyboru Generała Wojciecha Jaruzelskiego na Prezydenta Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej mija właśnie 28 lat.

Zgromadzenie Narodowe wybrało Generała Wojciecha Jaruzelskiego Prezydentem Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej w dniu 19 lipca 1989 roku. Po wyborze, w Waszyngtonie powstało powiedzenie, że „Jaruzelski został wybrany, nie jednym głosem większości w polskim parlamencie, ale sześcioma – Papieża w Watykanie, Gorbaczowa w Moskwie, Wałęsy w Gdańsku oraz trzema głosami Busha. Dlaczego aż trzema? Bo oddanymi przez niego w Waszyngtonie, w Warszawie i w Gdańsku”.

Wybór – „stabilność państwa”…

Profesor Karol Modzelewski w interesującej książce „Zajeździmy kobyłę historii” pisze, iż do wyboru Generała przyczynili się też posłowie opozycji demokratycznej, którzy albo nie wzięli udziału w wyborze, albo oddali głosy nie ważne. Wykazali się „umiejętnością myślenia geopolitycznego”. W wywiadzie Roberta Walenciaka pt. „Polska Ludowa”, Profesor wyjaśnia, iż Generał został wybrany przewagą dwóch, a nie jednego głosu. „Niejaki »wybitny polityk« ale kiepski matematyk, Jan Maria Rokita powiedział, że skoro większość względna wynosi 50 proc. plus 1, to wykuglował, że Jaruzelski wybrany został jednym głosem. A tak naprawdę-dwoma”.
Zespół Okrągłego Stołu ds. reform politycznych, pod przewodnictwem prof. Janusza Reykowskiego wypracował taką koncepcję: „Ustanowienie urzędu Prezydenta uzasadnione zostało potrzebami utrzymania stabilności państwa oraz podejmowania decyzji w przypadku zablokowania prac w Sejmie i Senacie lub rządowego przewlekłego kryzysu.
Szczególnie ważnym, godnym zapamiętania, że Prezydent ma „utrzymać stabilność państwa”. To najważniejsze zadanie można wywieźć z oceny sytuacji Polski lat 1980 – 1981, gdy właśnie stabilność państwa z przyczyn wewnętrznych została poważnie zachwiana, wręcz groziła bratobójczą wojną domową. Wprawdzie o tym doświadczeniu i zagrożeniu nikt otwarcie nie mówił, ale w pamięci członków tego zespołu ono tkwiło. Autorzy tego zapisu niewątpliwie mieli świadomość, iż może dojść do zdarzeń, sytuacji, nazwijmy je kryzysogennych, których przezwyciężenie będzie wymagało stosownych i stanowczych decyzji Prezydenta. Tu wymieniono – powtórzę: przewlekły kryzys rządowy oraz zablokowanie pracy Sejmu i Senatu. Powojenne doświadczenia sprawowania władzy w socjalistycznej Polsce na to nie wskazywały, ale doświadczenia zachodnich demokracji owszem tak.

„Opowiadam się za Rządem porozumienia narodowego”…

Porozumienie narodowe w latach 80. miało kontekst bieżący i nadrzędny cel. Wielu pamięta – z wyjątkiem wielu, którzy powinni bo wiele zawdzięczają – że „milowymi kamieniami” były działania komitetów rządowych, zawierających tzw. porozumienia branżowe, Komisji Wspólnej Rządu i Episkopatu, a nade wszystko Spotkanie Trzech z jego propozycją powołania Rady Porozumienia Narodowego oraz Rady Konsultacyjnej przy Przewodniczącym Rady Państwa, wreszcie Okrągły Stół. Bezpośrednio po wyborze, Generał, m.in. mówił: „Opowiadam się za Rządem porozumienia narodowego, zdolnym do sprostania tym zadaniom. Dołożę wszelkich starań, by demokracja stała się siłą, dźwignią rozwoju Polski … Pragnę być Prezydentem porozumienia, reprezentantem wszystkich Polaków. Chciałbym więc również pozyskać zaufanie i tych, którzy wyrażają sprzeciw lub niechęć wobec mojej osoby. Nie jest to zadanie łatwe, podejmę je, choć nie jest pozbawione goryczy. Mojej życiowej drogi, też nikt nie ścielił różami”. Teraz niezbywalnym wymogiem było zbudowanie „porozumienia, na mocy którego … teka premiera i misja sformowania rządu powierzona kandydatowi Solidarności”, zważywszy, że „sejmowa arytmetyka” absolutnie nie wskazywała powodzenia. W drodze konsultacji z politycznymi siłami, wyłoniony kandydat – Tadeusz Mazowiecki, uzyskał aprobatę Generała, a wniosek skierował do laski marszałkowskiej.

Historyczne refleksje …

„Historia każdego narodu jest nie tylko sumą faktów dokonanych, lecz również takich, którym udało się zapobiec…, że ludzkich losów nie można mierzyć w statystycznej skali. Każda krzywda, ból, niesprawiedliwość, mają własne imię. Jestem świadom, że było ich niemało[…]” O nich zapewne myślał, gdy 5 lutego 1990 roku w Genewie, do członków obradującej Komisji Praw Człowieka ONZ zwrócił się z prośbą: „Pozwólcie mi na osobistą refleksję. Przyszło mi przed blisko 9-ciu laty podjąć dramatyczne decyzje, które – w tym zwłaszcza gronie – spotkały się z wieloma surowymi przyganami. Rozumiem te reakcje. Nikt, kto wybiera zło-nawet mniejsze wobec większego-nie może liczyć na aplauz. Zło bowiem zawsze pozostaje złem, dla tej lub innej grupy ludzi, tym bardziej dla jednostek. Z tej trybuny chcę to stwierdzić otwarcie. Nie zamierzam niczego upraszczać. Ale w skali historycznej, w ostatecznym bilansie, istotne jest to, co wynika z podjętych in exstremis działań. Dzisiejsza Polska jest wystarczająco przekonującym dowodem naszych ówczesnych intencji, kierunku myślenia i przesłanek działania… Jako pierwszy kraj Europy środkowowschodniej stworzyliśmy we wczesnych latach 80. Trybunał Stanu, Trybunał Konstytucyjny, Naczelny Sąd Administracyjny urząd Rzecznika Praw Obywatelskich o bardzo szerokich uprawnieniach”.
U progu prezydentury, 1 sierpnia 1989 r. w 45. rocznicę wybuchu odsłonił Pomnik Powstańców Warszawskich. Pozdrowił „żołnierzy wszystkich formacji, obrońców barykad, łączniczki, sanitariuszki, harcerzy”. Mówił, że „w takim dniu jak dzisiejszy, nikt z wojennego pokolenia nie potrafi oprzeć się wspomnieniom. Polegli w tym mieście towarzysze mojej młodości. Spalono szkołę, w której się uczyłem. Podczas walk o Pragę, o wiślane przeprawy, w okopach Bródna i Pelcowizny, patrzyliśmy ze ściśniętym sercem na nasze, umierające miasto… Niech ten Pomnik, dowód wiecznej pamięci i hołdu dla Bohaterów Powstania – służy sprawie narodowego pojednania. Powstał w toku sporów i dyskusji”… Czy spełnia to oczekiwanie? – niech Czytelnicy ocenią sami, widzą przecież jak co roku czcimy 1 Sierpnia! A czy budzi „spory i dyskusje”? Budził je w Komitecie Budowy, gdy szło o rząd londyński i kierownictwo powstania. Radosław Mazurkiewicz, jako dowódca zgrupowania swego imienia, przewodnicząc Komitetowi, przy wsparciu Generała skutecznie przekonywał, by Pomnik był hołdem dla bohaterskich powstańców i mieszkańców Stolicy. Właśnie dla Nich!
Szczególnym hołdem treści i symboliki była wizyta Generała w Katyniu, 14 kwietnia 1990 r. Z udziałem Kompanii Reprezentacyjnej WP i grupy rodzin pomordowanych, złożył wieniec na symbolicznej mogile, a Dziekan Generalny WP, ks. płk Florian Klewiado odprawił nabożeństwo żałobne. Dzień wcześniej, podczas uroczystego powitania przez Prezydenta ZSRR Michaiła Gorbaczowa mówił, że „oświadczenie strony radzieckiej otwarło drogę do poznania prawdy o tragicznym losie polskich oficerów, internowanych po 1939 roku…, że jako jeden z setek tysięcy polskich zesłańców na Syberii doświadczył na własnym i rodziny losie – bezprawia stalinizmu…, że żaden rozumny Polak nie obciąży narodów radzieckich, które stały się pierwszą ofiarą masowych represji stalinowskich – odpowiedzialnością za Katyń i Kuropaty, za Łubiankę i Kołymę …, że dramatyczny był dla Polaków 17 września, lecz po 6 latach – 9 maja, byliśmy razem w Berlinie”. Może Czytelnicy znają odpowiedź na pytanie – w imię czego Rodzina Katyńska, która wtedy otrzymała dwie teczki z listą ponad 10 tys. zamordowanych i inne dokumenty, nie chce pamiętać o tym fakcie z udziałem Generała? Podobnie postępują politycy, publicyści – w imię czego?
Podczas wizyty w Hiszpanii podkreślał, że „Przykład rozwiązywania sprzeczności politycznych poprzez dialog, wytrwałe poszukiwanie szerokiego consensusu, odwoływanie się do humanistycznych wartości, stanowi wkład historyczny Hiszpanów do filozofii nie tylko narodowego, lecz i europejskiego pojednania”. I dalej, nawiązując do naszych doświadczeń – „Naród Wasz zaznał tragedii bratobójczej walki. Polsce w minionych latach – za cenę ciężkich decyzji – udało się tego uniknąć. Zrozumiałe jest więc, że bieg wydarzeń w naszych krajach budzi obopólne zainteresowanie”…

„Starałem się pozyskiwać zrozumienie”…

„W kraju i za granicą, w publicznych wystąpieniach i w rozmowach z mężami stanu starałem się pozyskiwać zrozumienie i poparcie dla dokonujących się w Polsce przemian”…
Podstawowym elementem naszej doktryny polityczno-obronnej w latach 1945-1990, był problem zachodniej granicy. „Układ o podstawach normalizacji wzajemnych stosunków” pomiędzy RFN i Polską z 7 grudnia 1970 r. „sprawy” ostatecznie nie zamknął. 12 listopada 1989 r. odbyła się w Warszawie znacząca rozmowa Prezydenta PRL z Kanclerzem Helmutem Kohlem. Temat wiadomy: stosunki polsko – niemieckie. Spojrzenie w przeszłość, głównie teraźniejszość i przyszłość. Rozmówcy – doświadczeni przecież politycy – doskonale wiedzieli, że okres pierestrojki Gorbaczowa wzbudził „impulsy zjednoczeniowe” w NRD. Choć Kanclerz Kohl w rozmowie czynił wiele uspokajających gestów, nie przekonał realistycznie patrzącego na bieg zdarzeń Prezydenta. Obecny przy tej rozmowie Premier Tadeusz Mazowiecki powiedział później Generałowi: „Czy Pan Prezydent nie sformułował niektórych ocen zbyt ostro?” Szybko pojawiły się znaki zapytania nad szczerością Kanclerza. Kilkanaście dni po rozmowie z Prezydentem, Kanclerz ogłosił „10 punktów”, swoisty plan zjednoczenia Niemiec, gdzie mówi o wymogach gospodarczych wobec NRD, ale o granicach ani słowa. O takim „obrocie sprawy” Generał rozmawiał z Gorbaczowem – jak wspomina, „był zbulwersowany” postawą Kohla, który zapewniał, że nie będzie sztucznie przyspieszał sytuacji, co może grozić destabilizacją w tej części kontynentu. Gorbaczow zapewnił Prezydenta Polski, że dobrze rozumie te racje i podniesie je podczas rozmowy z prezydentem USA na Malcie, 2 grudnia 1989 r. Słowa dotrzymał. Prezydent Bush nie tylko podzielił obawy Generała, ale i wyraził pełne poparcie jego trójczłonowej koncepcji, która obejmowała: ostateczne uregulowanie sprawy zachodniej granicy, zjednoczenie Niemiec oraz zakończenie II wojny światowej w Europie.
Generał pisze („Rozmowy”, rozdział „Historyczny wiraż”, Wyd. MAG, Warszawa 2006), iż „9 marca udałem się wraz z Tadeuszem Mazowieckim i Krzysztofem Skubiszewskim do Paryża. W Paryżu miała odbyć się konferencja 2+4 (dwa państwa niemieckie i cztery mocarstwa). Z opinią Prezydenta Mitteranda liczył się Kanclerz Kohl. Była to udana podróż. Mitterand w pełni podzielił nasze stanowisko w sprawie ostatecznego uregulowania tematu „zachodnia granica Polski”. Dał temu publiczny wyraz na wspólnej konferencji prasowej. Dowiedzieliśmy się, że strona zachodnioniemiecka, że Kanclerz Kohl był tym mocno zdegustowany. Jednakże na drodze zagwarantowania naszych żywotnych interesów głos Francji stanowił ważny fakt”.
Ostateczne uregulowanie sprawy zachodniej granicy Polski nastąpiło w Moskwie 12 września 1990 roku na konferencji 2+4. Jeszcze oba państwa niemieckie, tj. NRD i RFN podpisały ten traktat, a zaraz po nich podpisały go trzy mocarstwa, czyli Wielka Trójka z 1945 r. plus Francja. Ma moc traktatu pokojowego, o którym była mowa w Poczdamie, a który „odłożono” na bliżej nie określoną przyszłość, która tu po 45 latach się zmaterializowała. Traktat ten jednocześnie stanowi swoiste, symboliczne zakończenie II wojny światowej w Europie. Dopiero w 1991 r. „nowe Niemcy” podpisały traktat z Polską, tym samym otwierając nową kartę w nowoczesnej historii obu państw.
„Mam poczucie wielkiej satysfakcji, że w tym przełomowym momencie zdała egzamin współpraca – jak mówią Francuzi cohabitation – Prezydenta i Premiera. Mówię to z wielkim szacunkiem dla Tadeusza Mazowieckiego, jego odwagi i rozwagi. Słowa te adresuję do tych wszystkich osób, polityków z Solidarności, którzy potrafili wznieść się ponad osobiste urazy w imię nadrzędnych, narodowych celów”– napisał Generał. Dlaczego o tym milczą politycy i historycy – czyżby postać Generała źle im się kojarzyła?
Na konferencji w Davos (4 lutego 1990, Szwajcaria), m.in. mówił: „Nie oczekujemy filantropii. Nie liczymy na to, że ktokolwiek stworzy nam cieplarniane warunki. Tym bardziej, że w Polsce nie trzeba budować od zera”. Na postawione pytanie –„czego potrzebujemy?” – odpowiadał: „dalszej pomocy w procesie dostosowania do warunków obowiązujących na rynku światowym”; „stworzenia warunków umożliwiających szybki wzrost gospodarczy”; „dostępu do nowoczesności”; „uczestnictwa Polski w europejskich organizmach gospodarczych. Chcemy możliwie szybko przystąpić do rozmów w sprawie stowarzyszenia z EWG”. Czas pokazał, że oczekiwania spełniły się po 14 latach, członkostwem Polski w UE.

„Lojalnie współpracowałem z parlamentem i z rządem”…

Ówczesny marszałek Senatu, Andrzej Stelmachowski, odnotował taki fakt. „Rozważano bardzo trudny problem, jak doprowadzić do wyjścia wojsk radzieckich z Polski. Z natury rzeczy nie można było ominąć osoby generała Jaruzelskiego. Wtedy zdarzyła się rzecz dziwna. Kiedy prosiłem o audiencję, Generał powiedział: »Pan pozwoli, że ja do Pana przyjdę na rozmowę w cztery oczy«. Pierwszy raz się zdarzyło, że Prezydent przychodził do Senatu, do marszałka. Była to rozmowa bardzo dziwna. Widać było, że on sam dąży do tego, by wojska radzieckie wyszły z Polski. Walczył sam z sobą, jak to można zrobić. W pewnym momencie, na moje zapytanie powiedział: »Proszę Pana, tu tylko trzeba zaryzykować. Nigdy nikt nie powie, gdzie jest ściana, gdzie już dalej poruszyć się nie można. To jest trochę tak, jakby się na bagnie skakało, z kępy na kępę. I w pewnym momencie można utonąć. Czasem to bagno udaje się przejść. Takie rzeczy można sprawdzić tylko w praktyce, w działaniu«… Przyznacie Państwo, że rozmowa i ton były dziwne. Ale to była prawda” (Księga pamiątkowa, ks. bp Alojzy Orszulik, Łowicz 2009).
O stałych, roboczych i oficjalnych kontaktach Generała świadczy w sumie 26 spotkań z Premierem Rządu, w tym 14 w Belwederze.

Prezydent „wybierany przez naród w demokratycznych wyborach”

Postępujący pokojowo proces transformacji ustrojowej i pozytywne zmiany na politycznej scenie, generowały impulsy do pogłębienia osiągnięć Okrągłego Stołu. Generał w rozmowach z czołowymi osobami opozycji, życia politycznego i Kościoła, sugerował rozważenie wyborów prezydenta przez naród, deklarował wolę złożenia urzędu, celem skrócenia 6-letniej kadencji. Na spotkaniu z kardynałem Józefem Glempem i grupą polityków, 18 września 1990 r. wystąpił z inicjatywą, by nowy prezydent – dla wzmocnienia swej powagi, mocą woli Narodu – był wybierany w powszechnych wyborach.(Lech Wałęsa śledzący polityczne dyskusje, „sprytnie włączył się”, zgłaszając 17 września swoją kandydaturę). Generał 19 września w liście do marszałka Sejmu napisał, iż „działając w duchu dotychczasowych moich oświadczeń zwracam się do Wysokiej Izby o skrócenie obecnej kadencji prezydenckiej i o określenie jej terminu w sposób, który pozwoli na przekazanie sprawowanego przeze mnie urzędu Prezydentowi wybranemu w powszechnych wyborach”. Znalazło to odzwierciedlenie i poparcie w debacie sejmowej. Na tej podstawie Sejm przyjął ustawę 27 września o skróceniu kadencji urzędującego Prezydenta do 5 lat, czyli do dnia objęcia Urzędu przez nowego Prezydenta. Pierwsze w RP, powszechne, bezpośrednie wybory odbyły się 25 listopada.

Pomijani prezydenci

6 sierpnia 2015 roku nowy Prezydent RP, zwrócił się do Rodaków – „Szanowni Państwo, dziękuję moim poprzednikom wybranym przez naród w demokratycznych wyborach”. W III RP są nimi: Lech Wałęsa, Aleksander Kwaśniewski, Lech Kaczyński i Bronisław Komorowski. Kto więc nie jest – czy tylko Prezydent-Generał ? Senat RP, 16 kwietnia 1998 r. przyjął „Uchwałę o ciągłości prawnej między II a III Rzecząpospolitą Polską”, w której m.in. czytamy-„Senat uznaje ciągłość prawną II i III Rzeczypospolitej Polskiej, wyrażającą się w ich suwerennym i niepodległym bycie” (pkt.2). A jak w tej „suwerennej Polsce” byli wybierani prezydenci? Odpowiedź jest prosta – przez Zgromadzenie Narodowe, tj. Sejm i Senat na wspólnym posiedzeniu! Tak zostali wybrani prezydenci: prof. Gabriel Narutowicz (zamordowany 16 grudnia 1922 r.); marszałek Józef Piłsudski 31 maja, chyba w „nagrodę” za przewrót majowy, który „kosztował naród” 379 ofiar, w tym 215 żołnierzy i 920 osób rannych (wyboru nie przyjął) i 1 czerwca 1926 r. Zgromadzenie wybrało prof. Ignacego Mościckiego. Czyli „naród” nie brał tu żadnego udziału. Jak w tym kontekście należy poprawnie, właściwie rozumieć cytowane wyżej słowa nowego Prezydenta RP? Dewaluowanie przedwojennych rozwiązań prawnych i podważanie sensu wspomnianej „Uchwały”? Czy może tamci prezydenci tak wybrani byli dla narodu „mniej wartościowi” i należy ich po prostu pomijać w tak oficjalnym – bądź co bądź – historycznym, wystąpieniu? Czy to skutek ponad 20. letniej „polityki historycznej”, a stąd rażący brak taktu wobec Zgromadzenia Narodowego? A może coś jeszcze?
Dziś wśród młodego pokolenia Polaków mało kto wie, że 20 września 1944 r. zmieniono ustawę o kompetencjach Przewodniczącego Krajowej Rady Narodowej i wprowadzono nazwę urzędu Prezydent Krajowej Rady Narodowej, którym został Bolesław Bierut. Funkcję tę pełnił do 4 lutego 1947 r., tj. do dnia otwarcia posiedzenia Sejmu Ustawodawczego i przekazania mu funkcji Rady. Od 5 lutego 1947 do 22 lipca 1952 r. był on Prezydentem Rzeczypospolitej (tak wtedy brzmiała nazwa naszego państwa) o statusie prawnym Głowy Państwa. Tego dnia została uchwalona nowa Konstytucja, która zniosła urząd prezydenta oraz wprowadziła nową, oficjalną nazwę państwa – Polska Rzeczypospolita Ludowa (PRL).Od 23 lipca był Bolesław Bierut nadal Prezydentem, ale już wybranym przez Sejm Ustawodawczy, do 20 listopada 1952 r. Tego dnia pracę rozpoczęła Rada Państwa określana mianem Kolegialnej Głowy Państwa. Był to organ nowy, dotychczas nie znany w polskim systemie ustrojowym.

Zaznałem… „upokorzeń i goryczy”…

11 grudnia 1990 r., żegnając się z Rodakami, mówił: „Nie jestem ani pierwszym, ani jedynym polskim politykiem-żołnierzem, któremu przyszło nieraz iść pod prąd, podejmować decyzje nie przysparzające poklasku, zaznać niezrozumienia, bolesnych rozterek, upokorzeń i goryczy” Właśnie, 2 tygodnie później zaznał tego nie ostatni a kolejny raz, zlekceważony brakiem zaproszenia na zaprzysiężenie swojego następcy. Dziś można powiedzieć, że goryczy zaznał ponad ludzką miarę. „Chcę więc prosić o jedno: jeśli czas nie ugasił w kimś gniewu lub niechęci – niechaj będą one skierowane przede wszystkim do mnie”. Dość wspomnieć absurdalne oskarżenie o sprawstwo kierownicze Grudnia’70, czy o „kierowanie zorganizowanym związkiem przestępczym o charakterze zbrojnym” Na łamach „Głosu Weterana” gen. Zdzisław Rozbicki i wrocławskie środowisko b. żołnierzy zawodowych, przypomnieli haniebny czyn Jana Helskiego, uderzenie Generała kamieniem, gdy podpisywał książkę „Stan Wojenny. Dlaczego”. Nawet w nekrologu po śmierci urzędnicy Kancelarii nie chcieli wspomnieć o trybie Jego wyboru na ten urząd, dowodząc ignorancji swojej wiedzy historycznej i wystawiając tym na kąśliwe uwagi powagę urzędującego Prezydenta RP. W dniu pogrzebu też nie zaznał chrześcijańskiego spokoju. Odwiedzający grób Generała na Powązkach mogą często przeczytać wiele mówiące bezimienne wyznania: „Niech Ci ziemia lekką będzie”; „Spoczywaj w spokoju”. Wciąż palą się znicze i leżą świeże kwiaty.
Generał jest jedynym Prezydentem Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej, wybranym pod rządami Konstytucji 22 lipca 1952 r., przez Zgromadzenie Narodowe. Funkcję pełnił do 30 grudnia 1989 roku, czyli przez 165 dni PRL, gdy zmieniono nazwę Państwa na Rzeczypospolita Polska. Jedynym – po zmianach ustrojowych – i zarazem pierwszym Prezydentem Rzeczypospolitej Polskiej, sprawującym ten Urząd z wyboru Zgromadzenia Narodowego, przez 357 dni, czyli do 22 grudnia 1990 r. Łącznie przez 522 dni. Czas tej, zaledwie 1,5 rocznej prezydentury dostarczył faktów i wydarzeń, które w oczach Europy czyniły Polskę nadal zachęcającym przykładem, zaś rozwaga i skuteczność działań Generała świadczyły o postawie Męża Stanu. Że był i pozostanie w pamięci milionów Polaków „tym, który odważył się być mądrym”.
Onet. Wiadomości w 2012 r., zapytały respondentów, którego prezydenta darzą największym szacunkiem i dlaczego? Ogółem oddano 10 790 głosów. Z tego:
• Wojciech Jaruzelski: 4409 głosów – 41 proc.,
• Aleksander Kwaśniewski: 2372 głosów – 22 proc.,
• Lech Kaczyński: 2309 głosów – 21 proc.,
• Bronisław Komorowski: 1191 głosów – 11 proc.,
• Lech Wałęsa: 509 głosów – 5 proc.
Inne wyniki badań:
TNS OBOP – 43 proc. Polaków uważa za uzasadnione wprowadzenie stanu wojennego;
CBOS – 52 proc. Polaków uważa, że gen. Jaruzelski „dobrze zasłużył się Polsce”;
CBOS – 42 proc. Polaków uważa, że gen. Jaruzelski będzie pamiętany jako postać pozytywna.

trybuna.info

Poprzedni

Sensacja w Zabrzu

Następny

Lato należy do Assada