10 grudnia 2024

loader

Rosja po Putinie: scenariusz alternatywny

Unsplash

Trwająca już niemal osiem miesięcy wojna rosyjsko-ukraińska skłania do poszukiwania odpowiedzi na pytanie: co dalej? Przewidywanie przyszłości politycznej jest zarówno wysoce ryzykowne, jak i konieczne, gdyż bez niego żadna polityka nie może być skuteczna. To, że bardzo często przewidywania okazują się mylne, nie powinno nas skłaniać do powstrzymywania się przed nimi.

Z wielu stron przychodzą prognozy zakładające długotrwały, „zamrożony” konflikt rosyjsko-ukraiński, w którym okresy zbrojnych walk przerywane będą okresami zawieszenia broni – bez wyraźnej przewagi jednej strony i bez trwałego rozwiązania. W tym duchu wypowiedzieli się ostatnio wybitni znawcy polityki międzynarodowej Adam Rotfeld i Grzegorz Kołodko; ten ostatni w bardzo ciekawej, świeżo wydanej książce „Wojna i pokój”.

„Zamrożone konflikty” to kategoria opisywana w literaturze politologicznej. W wydanej kilka lat temu książce poświęconej temu zagadnieniu wybitny słoweński specjalista w zakresie stosunków międzynarodowych (a mój od wielu lat przyjaciel) Anton Bebler poddał analizie świeżą wówczas aneksję Krymu jako przykład takiego właśnie „zamrożonego konfliktu”.

Zamrożone konflikty pojawiają się wtedy, gdy spełnione są dwa warunki: (1) żadna ze stron konfliktu nie ma dostatecznej siły, by przeciwnikowi narzucić swoją wolę i (2) obie strony, lub jedna z nich odrzuca jakąkolwiek wersję kompromisu. Do lutego tego roku stosunki rosyjsko-ukraińskie spełniały warunki tak rozumianego „zamrożonego konfliktu”.

Przejście od zamrożonego konfliktu do otwartej agresji okazało się największym strategicznym błędem Władimira Putina w jego karierze przywódcy Rosji. Dziś jest oczywiste, że Rosja tej wojny nie może wygrać. Czy istnieje jednak inny scenariusz niż zamrożenie konfliktu na lata, a może dziesięciolecia?

Zakończenie konfliktu rosyjsko-ukraińskiego nie nastąpi na polu bitewnym. Rosja nie pokona Ukrainy, gdyż nie dopuści do tego przyjazna Ukrainie koalicja państw demokratycznych, których najsilniejszym członkiem są Stany Zjednoczone. Z drugiej jednak strony jasne jest, że Ukraina nie pokona Rosji, gdyż sama jest na to za słaba, a sojusz państw demokratycznych – wbrew temu, co twierdzą propagandziści kremlowscy – nie dąży do militarnej klęski Rosji, między innymi z uwagi na możliwe do przewidzenia pełne uzależnienie tego mocarstwa od Chin, co nie leży w interesie Stanów Zjednoczonych.

Z tego rozumowania wynika przekonanie, że czeka nas wieloletni zamrożony konflikt. Najstarszy taki konflikt w Europie (cypryjski) trwa już 48 lat i nic nie wskazuje na to, by miał się rychło zakończyć.

Tak jednak może, ale nie musi potoczyć się historia. Istnieje, moim zdaniem, inny scenariusz zakończenia wojny rosyjsko-ukraińskiej. Zakłada on – jako warunek konieczny – dokonanie zmiany na Kremlu.

Taki alternatywny scenariusz uważam za wysoce prawdopodobny, choć nie jedynie możliwy. Przekonanie, że tak może potoczyć się historia, opieram na bardzo szczególnej roli, jaką w obecnym konflikcie odegrał i nadal odgrywa prezydent Putin.

Wojna z Ukrainą jest w pełnym tego słowa znaczeniu „wojną Putina”. Nie doszłoby do niej, gdyby nie decyzja rosyjskiego przywódcy – nie tylko dlatego, że sprawuje on w Rosji autorytarną władzę, ale także dlatego, że decyzja o uderzeniu zbrojnym odzwierciedliła głęboki problem, z którym miał on od dawna do czynienia. Jest to problem legitymizacji władzy.

W teorii polityki od ponad stu lat istotną rolę odgrywa sformułowana przez Maksa Webera (1864-1920) teoria trzech rodzajów legitymizacji władzy: tradycyjnej, charyzmatycznej i legalnej. Władza Putina nie opiera się na żadnej z nich. Nie wynika z tradycji (jak legitymizacja władzy monarchicznej), z osobistej charyzmy wodza (który był praktycznie biorąc osobą nieznaną, gdy przejmował z rąk Jelcyna władzę) ani z demokratycznych wyborów. Nikt jednak znający Rosję nie wątpi, że władza Putina cieszy się wysokim stopniem legitymizacji. W opublikowanej na miesiąc przed wybuchem wojny książce o przywództwie politycznym zaproponowałem czwarty typ legitymizacji, uzupełniający trzy klasyczne (weberowskie) rodzaje legitymizacji. Jest to legitymizacja przez sukces. Autorytarni przywódcy – tacy, jak Putin – czerpią legitymizację swej władzy z odnoszonych sukcesów.

Tak było w wypadku Putina. Pierwsze dwa dziesięciolecia jego rządów to seria sukcesów: zwycięskie zakończenie wojny czeczeńskiej, wyprowadzenie Rosji z katastrofalnej sytuacji gospodarczej odziedziczonej po nieudolnych rządach Borysa Jelcyna, militarny sukces w starciu z Gruzją w 2008, obronienie prorosyjskiego dyktatora syryjskiego Baszada al-Asada w syryjskiej wojnie domowej, aneksja Krymu w 2014 roku – nielegalna w świetle prawa międzynarodowego, ale tolerowana przez demokratyczny Zachód. Badania opinii publicznej (m.in. relacjonowane przez znaną uczoną rosyjska Elenę Szestopal) jednoznacznie pokazały, jak bardzo udana aneksja Krymu zwiększyła poparcie dla Putina i jego partii „Jedyna Rosja”.

To jednak przeszłość. Na początku tego roku Putin potrzebował nowego sukcesu, który poprawiłby notowania jego rządów, nadszarpnięte niemrawą reakcją na pandemię covid-19. Ukraina miała dać Putinowi tak bardzo potrzebny nowy sukces. Wyszło inaczej.

Putin nie może wycofać się z wojny bez uznania porażki, a tym samym podcięcia skrzydeł sprawowanemu przez niego przywództwu. Jak długo pozostanie u władzy, tak długo trwać będzie ta wojna. Pytanie polega więc na tym: jak długo?

Putina nie odsunie od władzy demokratyczna opozycja, gdyż jest ona na to zbyt słaba. Wbrew nadziejom rosyjskich demokratów nie sądzę, by Rosja stała się państwem demokratycznym w niedalekiej przyszłości. Nie znaczy to jednak, by władza Putina była niezagrożona.

Zagrożenie dla niej przyjść może nie z ulicy, lecz z korytarzy władzy. To w rosyjskiej elicie politycznej i wojskowej może zrodzić się świadomość, że z Putinem na Kremlu Rosja może jedynie podążać drogą prowadzącą do klęski. Jego usunięcie (być może w sposób łagodny, na przykład pod pozorem pogorszenia się stanu zdrowia, a być może brutalnie) jest warunkiem niezbędnym wyjścia z impasu. Co taki scenariusz oznaczałby dla Rosji, dla świata, dla Polski?

Poputinowska Rosja nie stanie się państwem demokratycznym (przynajmniej nie w najbliższym czasie), ale może stać się państwem rządzonym w duchu realistycznie pojmowanego interesu narodowego – a więc bez imperialnych zakusów na suwerenność i integralność terytorialną sąsiadów i bez ustawicznej konfrontacji z Zachodem. Oznaczałoby to zasadniczą zmianę polityki zagranicznej, ale niekoniecznie istotną zmianę polityki wewnętrznej, która mogłaby przez długie lata pozostawać autorytarna.

Dla USA i ich sojuszników taka Rosja stałaby się potencjalnym partnerem w znacznie trudniejszej i bardziej niebezpiecznej rywalizacji z Chinami. Zachód ma powody obawiać się popadnięcie Rosji w zależność od Chin, które obecny konflikt rozgrywają umiejętnie we własnym mocarstwowym interesie. Uniknięcie takiego scenariusza byłoby wystarczającym powodem, dla którego Stany Zjednoczone gotowe byłyby podjąć rzeczową współpracę z Rosją po odejściu Putina i po jej wycofaniu się z podbitych obwodów Ukrainy. Putin wycofać się z nich nie może, ale jego następcy mogliby.

Dla Polski oznaczałoby to odsunięcie wiszącego nad nami niebezpieczeństwa. Powinniśmy pamiętać o lekcji, jaką dał nam wszystkim Putin. Lekcja ta to zrozumienie, jak ważna dla naszego bezpieczeństwa jest jedność państw demokratycznych i jak szkodliwe dla polskiego interesu narodowego jest judzenie przeciwko Unii Europejskiej czy przeciw Niemcom. Powinniśmy także z doświadczenia rosyjskiego wyciągnąć wniosek, że wszelkiej maści autorytaryzm bywa śmiertelnym zagrożeniem dla bezpieczeństwa narodowego.

Jerzy J. Wiatr

Poprzedni

Bierny, Mierny, ale Wierny

Następny

Jak zostać dyrektorem